Plułbym sobie w twarz, że zrezygnowałem z powołania – rozmowa z Maksem Kaśnikowskim

128

W sobotę szesnastoletni Maks Kaśnikowski zaliczył udane wejście w seniorską karierę. Za jednym krokiem wystąpił w pierwszym zawodowym pojedynku i to od razu w ramach rozgrywek Pucharu Davisa. Co prawda, ze względu na zagrożenie epidemiologiczne, młody tenisista z Warszawy nie mógł w Kaliszu liczyć na wsparcie najbliższych, ale mimo tego poradził sobie z presję i wygrał singlowe starcie, przypieczętowując tym samym zwycięstwo Polski nad Hongkongiem.

Czy gra w seniorskiej reprezentacji było jednym z twoich tenisowych marzeń?

Maks Kaśnikowski: Od pierwszych lat gry w tenisa chciałem reprezentować Polskę i stać obok największych gwiazd polskiego tenisa, wspólnie dzieląc kort i zaszczyt gry dla reprezentacji. Bardzo się cieszę, że udało mi się dostać do kadry. Co prawda, kosztem kontuzjowanego Daniela Michalskiego, któremu życzę szybkiego powrotu do zdrowia, ale takie rzeczy się dzieją w każdym sporcie i mam nadzieję, że to nie będzie moje ostatnie powołanie do kadry.

Tak naprawdę zawodników z kadry znasz od kilku lat, bo zarówno z Mariuszem Fyrstenbergiem, jak i Jerzym Janowiczem miałeś nie raz okazję trenować, więc czy jest coś co wyniesiesz z tego zgrupowania i będzie ci służyć jako lekcja na następne lata kariery?

Najważniejszym wydarzeniem bez dwóch zdań jest mój mecz i to, że udało mi się wygrać, ale też to, że cała drużyna ograła Hongkong i przeszliśmy dalej w rozgrywkach. Wymarzony debiut, lepiej nie mogłem sobie tego wyobrazić i jest to super przeżycie.

Stresowałeś się przed występem? Wspominałeś, że śniło ci się, że nie zagrasz.

Od samego otrzymania powołania towarzyszył mi stres, chociaż wiedziałem, że nie zostanę wystawiony na ważny mecz, tylko jeżeli nawet to tylko w przypadku tzw. „dead rubber”, czyli tak naprawdę meczu o nic, ale mimo tego ten stres towarzyszył, bo to debiut w seniorskiej reprezentacji, a tak naprawdę to w ogóle debiut w seniorskiej karierze, ponieważ do tej pory nie zagrałem w żadnym profesjonalnym turnieju, ale cieszę się, że udało mi się wygrać i mam nadzieję, że to zaprocentuje w przyszłości.

A co dokładniej ci się śniło?

Śniło mi się, że rozciąłem sobie rękę. Już nie pamiętam dokładnie, w jaki sposób to zrobiłem, ale na pewno nie mogłem wyjść na mecz.

Już taką sytuację miałeś w zeszłym roku, że kontuzja mięśni brzucha zatrzymała cię w trakcie sezonu, a przed halowymi mistrzostwami Polski wybiłeś palce na treningu, więc może ten sen miał być odwrotnością do tych nieszczęśliwych wypadków z tamtego sezonu?

Może. Słyszałem taką teorię, że sny sprawdzają się na odwrót i tak jak powiedziałeś, miałem parę kontuzji w tamtym roku, ale teraz jest zdecydowanie lepiej, bo jeszcze nic poważnego mnie nie bolało i mam nadzieję, że tak będzie do końca. Trzymam kciuki, żeby takie sny dalej sprawdzały się na odwrót tak jak w sobotę i będę mógł spokojnie skupić się na grze i czerpać z niej radość.

Zapewne rywala za bardzo nie znałeś. Jakie więc towarzyszyły ci emocje po wejściu na kort?

– Tak naprawdę żadnego z tych tenisistów nie znaliśmy, tylko sprawdziłem, jakie wyniki ostatnio osiągał. Do końca nie wiedziałem, z kim będę grać i jaki mój rywal sprezentuje styl. Jeżeli chodzi o stres, to stresowałem się przed meczem. Jak już wszedłem na kort to wszystko zeszło ze mnie. Wydaje mi się, że jednak było widać, że nie grałem na sto procent swoich możliwości, te uderzenia były trochę nieczyste i szarpane, ale dobrze, że z czasem udało mi się z tym poradzić i w drugiej części meczu zagrałem już na o wiele wyższym poziomie.

Mimo debiutu seniorskiego, na razie zostaniesz jednak przy występach juniorskich?

Zdecydowanie tak. Chcę zagrać na wszystkich Wielkich Szlemach. W tym sezonie już mi się to nie uda, bo jest po Australian Open, ale mam nadzieję, że w trzech pozostałych turniejach zagram i osiągnę jak najlepsze wyniki, a w następnym roku uda mi się wystąpić w Australii, ale to już w dalszej perspektywie. Na pewno będę grać też w innych turniejach juniorskich, żeby ciągle poprawiać swój juniorski ranking, ale mam nadzieję, że w kilku seniorskich turniejach dostanę szansę, żeby zagrać już w tym roku.

A propos juniorskich startów, to w planach miałeś teraz pobyt na juniorskich turniejach na Dominikanie. Wyglądając za okno nie jest ci trochę żal tego wyjazdu?

Ani trochę nie żałuję. Na początku trochę stresowałem się, czy lepiej zagrać na Dominikanie czy tutaj, ponieważ nie byłem pewien, czy jestem gotowy zagrać na tak dużej imprezie, ale zdecydowaliśmy z rodzicami i trenerem, że zagram w Kaliszu i wydaje mi się, że to była jedyna słuszna decyzja. Jakbym teraz leżał na plaży na Dominikanie i wygrzewał się w słoneczku i wiedziałbym jak to się tutaj potoczyło, to plułbym sobie w twarz, że zrezygnowałem z powołania. Nie żałuję, a nawet bardzo się cieszę, że dokonałem takiego wyboru.