Niezapomniane pojedynki tenisowych gigantów

79

Trwa co prawda właśnie Indian Wells jeden z ważniejszych turniejów serii Masters Series początkowej części roku na twardych kortach, a mnie zebrało się na przypomnienie jednej ciekawej historii z 1995 roku.

Zacznijmy jednak od początku, czyli aktualności. Niespodzianka kalibru mega to oczywiście pierwsza od nie wiem już jak długiego czasu (nie liczymy tu pokazówek) przegrana Federera z Canasem w 2 rundzie turnieju. Ciężko tu doprawdy stwierdzić, czy wynikała ona z jakiejś drobnej dolegliwości, słabszego dnia number One, czy Canas był po prostu tak mocny a Fed słaby, czy może ze wszystkich czynników po trochu. Z pewnością jednak dzięki niej zrobiło się na Indian Wells ciekawiej. Jeśli w damskiej części drabinki turniejowej dodamy do tego stosunkowo wczesne porażki Szarapowej, Hingis, Pietrowej nad niżej notowanymi rywalkami turniej ten jawi się nam jako szczególnie „niespodziankowy”.

Agnieszka Radwańska, można by rzec, wykonała plan minimum jakim był awans do 2 rundy i minimalna przegrana w dobrym stylu z Lucie Safarową. Marta Domachowska sprawiła nam miłą niespodziankę awansując do 2 rundy i przegrywając w niej po wyrównanej walce z D. Safiną. Daje to nam chyba jakieś nadzieje, że wyra?ny kryzys formy Marta może mieć poza sobą. Wobec powyższego, stosunkowo łatwe zwycięstwo Nadala nad Djokovicem, który chyba sam udział w finale turnieju potraktował jako szczyt obecnych marzeń, żadną niespodzianką nie jest.

Dość już jednak o Kalifornii. Historia tenisowych turniejów wielokrotnie nam to pokazywała, iż bardzo często pojedynki eliminacyjne, czy ćwierć – półfinałowe niosą w sobie więcej dramaturgii i stoją na wyższym poziomie sportowym niż sam finał turnieju. Pragnę w tej chwili przypomnieć epicki 5-setowy bój jaki stoczyli ze sobą dwaj wielcy legendarni już Amerykanie Pete Sampras i Jim Courier w ćwierćfinale Australian Open AD 1995. Tłem pojedynku była ciężka choroba serca i poważny zabieg operacyjny, jakiemu poddawany był w klinice w USA ówczesny coach Samprasa – Tom Gullikson, z którym Pete był bardzo związany.

Pierwsze dwa sety po tajbrekach dla Couriera, którego gra wyglądała w tym momencie na znacznie pewniejszą i dokładniejszą. Sampras był jakby nieobecny na korcie. W trzecim secie wreszcie budzi się Pete, zaczyna lepiej serwować i grać dokładniejsze piłki. Wygrywa go 6:3. Przychodzi jednak set czwarty, set wielkiej próby, jak się pó?niej okazało – kluczowy. Sampras znów nie jest sobą, jakby „oderwany od gry” . W efekcie mamy szybkie 4:1 dla Couriera, którego dzielą już tylko 2 gemy od półfinału. Gdzieś w tym secie (nie pamiętam czy to był stan 4:1 czy może już 4:3 dla Jima) zaczyna się na korcie dziać coś naprawdę niecodziennego, niesamowitego. W pewnej chwili Sampras zaczyna po prostu łkać, i nie może w żaden sposób tego powstrzymać. W tamtym momencie komentator Eurosportu, nie pojmując jeszcze o co chodzi, stwierdził, że Samprasowi wpadło prawdopodobnie coś do oka, bo trze je intensywnie. Po chwili było już jednak wszystko jasne – Pete po prostu płakał. Nie mógł opanować narastających w nim emocji, związanych ze świadomością, iż jego coach-przyjaciel Gullikson poddawany jest właśnie gdzieś tam w Stanach skomplikowanej operacji serca , którą nie wiadomo czy przeżyje. Jim Courier zauważył to, i pamiętam to – on znany twardziel – głośno poprzez kort krzyknął Samprasowi kilka słów otuchy.

W tym właśnie momencie rozpoczyna się wielka metamorfoza gry Samprasa, który cały czas popłakując wyciąga na po 4 w gemach po niesamowitych, długich, mocnych wymianach piorunujących uderzeń z głębi kortu. Następnie wygrywa całego seta 6:4. Piąty set jest już prowadzony całkowicie pod kontrolą Samprasa, który gra swój rytm, dobrze serwując , returnując, grając pewne woleje przy siatce. Bezradny Courier przegrywa wyra?nie ostatniego seta 6:3 i cały mecz 3:2. Sampras stoczył potem jeszcze znakomity acz przegrany 3-1 pojedynek z innym gigantem – Andre Agassim w finale turnieju, jednakże wspomniany ćwierćfinał pod względem dramaturgii i emocji uznałbym za jeden z najwspanialszych pojedynków tenisowych jakie kiedykolwiek przyszło mi oglądać

Jacek Szok