McHale nadzieją USA?

50

Christina MchaleStany Zjednoczone czekają na następczynię sióstr Williams, jednak na razie tylko  marzą o nowej generacji genialnych tenisistek. Czyżby zaczęło świecić dla amerykańskiego „białego sportu” światełko w tunelu? Myślę tu o Christinie McHale. Ta prawie dwudziestoletnia, obecnie 38. w rankingu WTA tenisistka jest na dobrej drodze do sukcesu.

Co prawda, jeszcze nigdy nie wygrała imprezy cyklu WTA Tour, ale może się pochwalić jednym zwycięstwem w singlu w Rzymie (ITF) w 2011 roku oraz trzema w deblu (również ITF). Jej najlepsze osiągnięcia w Wielkim Szlemie to trzykrotnie osiągnięta 3. runda (2011: US Open, Wimbledon; 2012: Australian Open). Jej zeszłoroczne i osiągnięte na początku tego roku rezultaty nie pozwalają o niej zapomnieć. W poprzednim sezonie osiągnęła ćwierćfinały takich turniejów jak New Haven czy Charleston, a poza tym w Cincinnati pokonała Karolinę Woźniacką! W tegorocznym AO odprawiła w pierwszej rundzie rozstawioną z 24. Lucie Safarovą z Czech. W 3. rundzie  dość gładko wygrała z nią Jelena Janković (2:6 0:6). Dobrze wiodło się Amerykance podczas trwającego właśnie turnieju w Dausze, gdzie w drugiej rundzie ograła Shuai Peng(12), a dzień później pokonała Shahar Peer. W ćwierćfinale na jej drodze stanęła Agnieszka Radwańska. W meczu z Isią poległa po godzinie. I tak brawa za dobry występ w Dausze.

To dopiero „dwudziestoletni brylancik” USTA, ale już można podkreślić jej kilka mocnych stron. Są nimi mianowicie forehand, silny serwis, a także agresywna gra zza końcowej linii. Jest jeszcze czas na doszlifowanie atutów oraz odkrycie kolejnych walorów w grze McHale. Chociaż jeżeli ma się stać następczynią sióstr Williams musiałaby zacząć wygrywać duże turnieje natychmiast.