Mamy potencjał, a więc czego brakuje? Rozmowa o polskim tenisie z Andriejem Kapasem.

40

Jak wiemy, daleko nam do drugiej tenisowej Hiszpanii, ale nie możemy też powiedzieć, że brak nam dobrych tenisistów. A więc w czym tkwi problem? Spotkałem się z Andriejem Kapasem, obecnie piątym tenisistą Polski, żeby porozmawiać m. in. o tym, jaka jest sytuacja polskiego tenisa.

W jaki sposób znalazłeś się w Polsce?
Moja mama też kiedyś grała w tenisa. Jak miałem 3 lub 4 lata dostała zaproszenie do klubu tenisowego w Katowicach, żeby tam pracować.

Pochodzisz z tenisowej rodziny. Jak bardzo taki stan rzeczy ułatwia uprawianie rodzinnej dyscypliny sportu? A może wręcz odwrotnie, utrudnia?
Myślę, że nie jest to obciążenie. Na pewno w niektórych kwestiach mi to ułatwia, ponieważ od najmłodszych lat ktoś mógł się mną zająć. Nie było tak, że mama zmuszała mnie do tego. Tenis to był mój wybór. Od najmłodszych lat chciałem grać, podobało mi się „odbijanie piłeczki”. Z roku na rok traktowałem to coraz poważniej. W pewnym momencie, w wieku 17 – 18 lat zdecydowałem się na pełen profesjonalizm.

No właśnie. Można powiedzieć, że przeżywasz swój jeden z najlepszych sezonów?
Myślę, że tak. Od końca zeszłego roku zacząłem lepiej grać, zacząłem przelewać tę ciężką pracę na papier, zostało to udokumentowane przez wyniki i dobrze się z tym czuję, bo wiem, że stać mnie na jeszcze więcej.

To teraz czas na trochę statystyk: jesteś obecnie 5. rakietą Polski oraz 518. na świecie. Kto w największej mierze przyczynił się do tego wyniku według Ciebie? Oczywiście poza Tobą.
Myślę, że przełomowy moment w mojej karierze miał miejsce 3 lata temu, kiedy zacząłem współpracę z moim aktualnym trenerem Grzegorzem Gelmudą. Widzę, że po dwóch latach ta współpraca zaczyna owocować.

Na stronie ITF masz podanych dwóch trenerów. Wyjaśnisz naszym czytelnikom, o co chodzi?
Tak, Marina Juszczenko, czyli moja mama. Ze względu na to, że jest ze mną od początku do 15 – 16 roku życia byłem prowadzony przez matkę i chciałbym, żeby to było cały czas udokumentowane.

Przed Tobą w Polsce są już wyśrubowane nazwiska. Wydaje się, że jak na razie Łukasz Kubot i Jerzy Janowicz „odjechali” reszcie stawki. Myślisz, że jesteś w stanie w niedługim czasie dołączyć do nich, albo znacznie zbliżyć się i reprezentować nasz kraj na największych turniejach świata? Chodzi mi o to, czy poza fizyką, która stanowi część sukcesu, głowa mówi „Jestem w stanie stawić czoła każdemu. Mogę stać się tenisistą wielkoimprezowym”?
Mniej więcej 12 – 14 miesięcy temu miałem zaledwie 1 punkt w rankingu ATP i plasowałem się na miejscu ok. 1600. Po paru miesiącach znalazłem się w okolicach 500 – 600 miejsca. Udało mi się nagle wygrać turniej z eliminacji. Wygrywałem z zawodnikami z pierwszej dwusetki, czy trzysetki i wierzę to cały czas. Wielu tenisistów pokazało, że w trakcie jednego sezonu potrafią zrobić ogromny skok, tak jak np. Jerzy Janowicz. Na początku roku był w okolicach 220. miejsca i zaczął grać naprawdę rewelacyjnie. Ma już za sobą ten najtrudniejszy pułap, tzn. wejście do pierwszej setki. Jest to naprawdę trudne, bo trzeba wygrać kilka challengerów lub odnieść bardzo dobry wynik na turnieju ATP. On to pokazał: wygrał challengery, przeszedł eliminacje na Wimbledonie, wygrał trzy kolejne rundy. Wydaje mi się, tzn. wierzę w to, że jestem w stanie to zrobić. Oczywiście, wymaga to ciężkiej pracy i cały czas trzeba czekać na ten moment.

Miałeś możliwość trenowania w Polsce i na Ukrainie?
Tzn. na Ukrainie nie trenowałem, ponieważ wyjechałem jako mały chłopak.

Chciałem się od Ciebie dowiedzieć, czy może wiesz, jak wygląda sytuacja bazy tenisowej w Polsce, a jak na Ukrainie?
Mogę powiedzieć, że mam porównanie ze względu na to, że znam się dobrze z zawodnikami z Ukrainy i wygląda to mniej więcej tak samo jak w Polsce.

W Polsce przyjął się pogląd, że czynne trenowanie tenisa to sport „dla wybranych”, których na to stać. Podzielisz ten pogląd?
Myślę, że jak najbardziej. Jeżeli w Polsce nie stać rodziców, ewentualnie nie ma się sponsora, to niestety nie da się pewnych rzeczy przeskoczyć: trzeba zapłacić za korty, trenera, sprzęt, piłki. To są koszty dużego rzędu i wydaje mi się, że bez pewnych rzeczy nie ma się możliwości na uprawianie tenisa.

Patrząc obiektywnie na Twoje możliwości, jak oceniasz swoje szanse w niedalekiej przyszłości tenisowej?
Aktualnie z jednej strony moje możliwości są niewielkie, ale z drugiej strony w jakimś stopniu jestem w stanie utrzymać się, grać, trenować, jeździć na turnieje. Aczkolwiek, nie jest łatwo.

Jak mówiłem wcześniej, jesteś piątym tenisistą Polski, ale jak wiemy, to i tak zbyt daleko, żeby móc liczyć na solidne wsparcie ze strony związku. Możesz nam powiedzieć w kilku słowach, jak wygląda pomoc PZT dla tenisistów?
Ciężko mi jest powiedzieć, jak wygląda pomoc dla innych. Mogę się wypowiedzieć, jak to jest u mnie. W tym roku oprócz „dzikiej karty” do turnieju Porsche Open, o którą zainterweniował prezes PZT, Jacek Muzolf, nie otrzymałem tak naprawdę żadnej pomocy. Owszem, byłem powołany na jeden mecz Davis Cup przeciwko Madagaskarowi, natomiast od bodajże dwóch lat nie dostaję żadnych pieniędzy, a może nawet od trzech?

A poza Związkiem? Wydaje mi się, że w Polsce dość ciężko jest zdobyć solidnego sponsora w tenisie. Możesz zdradzić jak to wygląda z Twojej perspektywy? Skąd pochodzi wsparcie finansowe?
Jest to ciężkie na pewno. Tak naprawdę na palcach jednej ręki można policzyć zawodników, którzy mają sponsora, którzy mają przez to zagwarantowany rozwój z prawdziwego zdarzenia, że mogą spokojnie trenować, mają trenera, trenera od przygotowania fizycznego, fizjoterapeutów i nie boli ich głowa o to, czy pojadą na turniej tylko w Europie, czy może np. w Ameryce Południowej. Ja osobiście nie mam takiej pomocy, dlatego muszę sobie radzić sam.

A, czy z tego, co wygrasz na turniejach byłbyś w stanie utrzymać siebie oraz płacenie za „tenisowe sprawy”?
Nie, myślę, że na tym szczeblu, na którym ja jestem, czyli głównie turnieje z pulą 10 – 15 tysięcy, zdarza się, że gram challengery, na pewno mnie na to nie stać, bo musiałbym praktycznie wygrywać każdy turniej, żeby wyjść po wyjeździe ?na zero?, nie mówiąc o tym, żeby coś zarobić. Oprócz tego staram się grać mecze ligowe w Niemczech, co również jest jakimś źródłem dochodu dla mnie. Również mam dofinansowanie z mojego klubu, AZS Poznań, za co jestem bardzo wdzięczny. To jest jednak duża pomoc dla mnie w obecnej sytuacji, ale jak powiedziałem na samym początku, moje aktualne zarobki nie wystarczają.

Jak widzimy, polscy tenisiści odnoszą coraz większe sukcesy. Jednak nie za bardzo o tym słyszymy, bo media (informacje ogólnosportowe) nie wspominają o tym. Np. triumf Janowicza w Poznaniu nie został uwzględniony w większości wiadomości telewizyjnych, czy zwycięstwo Klaudii Jans – Ignacik w Montrealu. No właśnie, zmierzam do tego, że są coraz większe sukcesy, a ta dyscyplina sportu jest spychana na boczny tor w naszym kraju. Czy domyślasz się, dlaczego media, czy ministerstwo sportu nie traktują was, tenisistów, do końca poważnie?
Nie wiem, dlaczego tak jest. Obecne wyniki, o których wspomniałeś, jak i innych zawodników: Radwańska, Kubot, Fyrstenberg/Matkowski, są to rezultaty pokroju światowego. Powinny być one bardziej pokazywane sympatykom tenisa, bo jak wiemy tych jest bardzo dużo. Wydaje mi się, że ewidentnie za mało jest działań prowadzonych w tym kierunku.

Gdybyś miał możliwość wprowadzenia zmian w zarządzaniu, czy administrowaniu tenisem na skalę ogólnopolską, to co byś zmienił w pierwszej kolejności?
Hmm… ciężkie pytanie.

Na pewno możemy narzekać na liczbę kortów. Zdecydowanie nie jest ich za dużo, a na dodatek państwo nie rozpieszcza nas w budowaniu tego typu obiektów. Głownie są to prywatne korty, na których musimy płacić spore pieniądze.
Wydaje mi się, że przede wszystkim brakuje w Polsce systemu, jaki istnieje we Francji, Niemczech, Hiszpanii, gdzie tenis jest na dużo wyższym poziomie, ponieważ u nas jest tylko ok. 10 zawodników, którzy próbują i grają profesjonalnie, a w innych krajach jest ich ok. 100 – 200 zawodników, którzy mają możliwości i grają. Myślę, że w innych państwach stworzone są ośrodki, w których tenisiści mogą się spotykać, mogą tam trenować, mieszkać. Chodzi mi o takie bazy treningowe. U nas, niestety, nie ma aktualnie takiego miejsca, gdzie moglibyśmy potrenować. Seniorzy mogliby trenować, jakieś większe zgrupowania przeprowadzić. Wydaje mi się, że to jest problem. W pewnym momencie każdy z nas zaczyna działać na własną rękę, ciężko jest się wtedy umówić i zorganizować. Dlatego tak to wygląda, że w pewnym wieku zawodnicy się wykruszają, bo po prostu na to ich nie stać. Nie widzą sensu dalszego trenowania i toczeniu kariery.

Zwróciłeś poniekąd uwagę na to, o co chciałem Ciebie zapytać. Jak na razie, drugą Hiszpanią tenisową nie będziemy, jednak polscy zawodnicy, co pewnie wiesz lepiej ode mnie, są pozytywnie odbierani za granicą. Z polskimi tenisistami często zagraniczni zawodnicy chcą rozgrywać sparingi. Jak to jest, że np. Wielka Brytania, co prawda kraj o tenisowych tradycjach, potrafi na przestrzeni kilku miesięcy „wyprodukować” kilka talentów na skalę światową? W ostatnim czasie pojawiło się kilka pań, Elena Baltacha, Heather Watson, a w szczególności 18-letnia Laura Robson. Jak to jest, że w Polsce ci dobrzy sparingpartnerzy, dobrze zapowiadane talenty giną? Czego brakuje? Kto nie potrafi wypromować polskich zawodników? Czy to wina związku, a może media, które o młodzieży kompletnie nic nie mówią?
No na pewno mamy bardzo zdolną młodzież. Mamy wiele talentów na każdym szczeblu. Natomiast myślę, że tak jak wcześniej wspomniałeś, w Wielkiej Brytanii jest o to łatwiej, jednak tam jest wielki sponsor tytularny, czyli firma Aegon, która współorganizuje niemalże każdy turniej w tym kraju. Tam, ci tenisiści z wielkim potencjałem są brani pod skrzydła związku i mogą spokojnie się rozwijać, mają opiekę trenerską, zapewnione wyjazdy, po prostu mają duży budżet. Istnieją tam wyspecjalizowane ośrodki, w których zawodnicy mogą trenować, spotykać się. Są tam opiekunowie, trenerzy i myślę, że to jest klucz do sukcesu.

Powiedziałeś, że brakuje w Polsce baz treningowych?
Nie ma ich w ogóle.

Tak, masz rację. Nie mówimy o ich deficycie, ponieważ ich w ogóle nie ma. Czy jest coś, czego poza bazami treningowymi, pomocą Związku, czego brakuje? Przede wszystkim nie ma w Polsce odpowiedniego klimatu.
Wydaje mi się, że to jest zamknięte koło. Wszystko się ze sobą wiąże. Jeżeli nie ma ośrodków, gdzie mogą trenować zawodnicy i każdy trenuje gdzie indziej, ciężko jest stworzyć klimat. Każdy szuka warunków dla siebie. Zawodników (seniorów) jest niewielu, a na dodatek są oni porozrzucani po Polsce i niestety tak to wygląda, że każdy trenuje u siebie i ciężko wtedy zadbać o klimat. Ułatwiłyby pewnego rodzaju zgrupowania, bo jak wiemy są takie okresy w sezonie, kiedy trzeba przeprowadzić sesje treningowe. Sądzę, że przekładałoby się to na wyniki, natomiast w obecnej sytuacji, gdy zawodnicy szukają swoich rozwiązań, jeżdżą za granicę, do Niemiec, czy do Czech, gdzie są takie możliwości. Aczkolwiek wiąże się to z dużymi kosztami.

Nie wiem, czy się zgodzisz z tym, że dobrym zobrazowaniem tej sytuacji jest przykład Agnieszki Radwańskiej. W ostatnim czasie to ona wywołuje ten największy „szał”, ale jak wiemy do niedawna nie było tak, że Radwańska równa się „wow”. Nawet gdy była bliska pierwszej dziesiątki rankingu WTA, Polka nie miała głównego, stałego sponsora. Wystarczy też zwrócić uwagę na Nadwiślan Kraków, klub, w którym Agnieszka trenowała. Jak ten klub wygląda dzisiaj? Za specjalnie nic się nie zmieniło tam.
No właśnie?

I na koniec, czego powinienem życzyć Tobie w dalszej karierze tenisowej?
Na pewno wytrwałość, na pewno trochę zabezpieczenia. Na dzień dzisiejszy głównie brakuje spokoju, żebym mógł spokojnie rozwijać się na tyle, na ile jest to potrzebne. Jednak zabezpieczenie finansowe jest tutaj niezbędne, żebym mógł zrobić krok do przodu.