,,Jest szansa na to, że obecny i przyszły rok będą tymi przełomowymi” – Wywiad z Magdaleną Fręch

83

Z Magdaleną Fręch rozmawiałem w Toruniu podczas 22. edycji Bella Cup. 18-letnia tenisistka z Łodzi znajduje się w tym sezonie w wysokiej formie, co zaowocowało pierwszym turniejowym zwycięstwem, powołaniem do reprezentacji, a także… rozgrywaniem dwóch imprez w jednym czasie. Z rozmowy dowiecie się również, czemu Fręch nie darzy Wimbledonu wielką sympatią oraz jakiego błędu ze swojej kariery już więcej nie popełni.

Szymon Adamski: Można powiedzieć, że przyjechałaś do Torunia jako gwiazda Bella Cup. Już przed pierwszym występem zorganizowano z Tobą konferencję prasową, najmłodsi kibice proszą o zdjęcia. Jak odnajdujesz się w takiej roli?

Magdalena Fręch: Oczywiście jest mi bardzo miło. Na turniejach, na których byłam ostatnio, nie byłam traktowana w taki sposób. To oczywiste, że trzeba poświęcać czas kibicom, bo to oni tworzą widowisko i to oni wpływają na dużą popularność tenisa w Polsce. Na pewno nie można ich zaniedbywać. Nie traktuję tego jednak jako bycie gwiazdą. Staram się być samą sobą i być do dyspozycji kibiców.

– Zyskałaś większą popularność dzięki fantastycznemu debiutowi w Pucharze Federacji. Jakbyś mogła wrócić do niego pamięcią i jeszcze raz ocenić tamten występ.

 -Bardzo się cieszę, że udało mi się wygrać jeden mecz. Można powiedzieć, że tamto zwycięstwo otworzyło mi drogę, ponieważ teraz wiem, że mogę rywalizować z dziewczynami z najwyższej półki. Myślę, że przede wszystkim był to dla mnie zastrzyk dobrej energii i  doświadczenia. Mam bardzo pozytywne wspomnienia z tamtych dni. Wrażenie wywarła na mnie też atmosfera oraz to jak profesjonalnie zajmowali się nami członkowie sztabu. Mam nadzieję, że coraz częściej będą mogła uczestniczyć w takich imprezach.

Podczas turnieju Katowice Open rozmawiałem z Alicją Rosowską, która powiedziała mi, że ze względu na olbrzymie doświadczenie, z dystansem podchodzi do kolejnych powołań. Domyślam się, że u Ciebie było inaczej i możliwość debiutu w reprezentacji wywołała sporo emocji.

 O tym, że zagram dowiedziałam się  w zasadzie przed samym występem. Wcześniej miałam brać udział tylko w zgrupowaniu. Oczywiście była radość z tego powodu, że będę miała okazję potrenować z najlepszymi polskimi tenisistkami. Wskutek kontuzji Agnieszki Radwańskiej narodziła się szansa abym zagrała, z czego jestem zadowolona, lecz nie do końca. Z Agnieszką ta drużyna jest przecież zupełnie inna, ale cieszę się, że mogłam ją zastąpić i pokazać się z jak najlepszej strony.

– W styczniu kilka tygodni spędziłaś w Stanach Zjednoczonych, a na początku lutego reprezentacja Polski rozgrywała swój mecz na Hawajach. Czy już wtedy Klaudia Jans-Ignacik kontaktowała się z Tobą i zapytała czy dałabyś radę zostać i wspomóc drużynę narodową?

 – Nie dostałam żadnego telefonu, ale z tego co słyszałam byłam brana pod uwagę. Wtedy jednak nie znałyśmy się tak dobrze. Nie byłyśmy ze sobą w stałym kontakcie i myślę, że to też miało znaczny wpływ.

– Twój wyjazd do USA miał związek z chęcią przeniesienia się tam na czas studiów, czy może zupełnie wykluczasz możliwość gry w rozgrywkach akademickich i wciąż będziesz próbowała swoich sił w zawodach ITF i WTA.

 Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Dostaje bardzo dużo zaproszeń przez Internet. Na razie staram się jednak skupiać na turniejach i związać swoją przyszłość z tenisem, a nie ze szkołą.

– W tym roku występowałaś również w Japonii, gdzie poszło Ci na tyle dobrze, że grałaś dwa turnieje jednocześnie. Możesz przybliżyć jak doszło do tak kuriozalnej sytuacji?   

 W jednym turnieju poszło mi bardzo dobrze i grałam w nim do samego końca, czyli niedzieli. W drugim turnieju ruszyły już jednak kwalifikacje, a mój ranking nie pozwalał na pewne miejsce w turnieju głównym. Nie miałam za dużo szczęścia, ponieważ kwalifikacje zaczynają się czasem w niedzielę, a wtedy ruszyły już w sobotę. Musieliśmy jechać dwie godziny pociągiem z jednej miejscowości do drugiej, aby rozegrać mecz. Myślę, że to wszystko było zbyt szalone, ponieważ ciężko było sobie poradzić z emocjami po poszczególnych spotkaniach. Nie można było cieszyć się zwycięstwa, tylko od razu trzeba było wsiadać w pociąg i grać kolejny mecz. Działo się to trochę za szybko. No ale cóż, co się stało, to już się nie odstanie.

– Musiałaś być okropnie zmęczona. Cztery mecze w dwa dni,  a przecież to były kluczowe spotkania, półfinał i finał.   

– Oczywiście bardziej skupiałam się na półfinale i finale, ponieważ zwycięstwo turniejowe smakuje o wiele lepiej niż przebrnięcie przez kwalifikacje. Przede wszystkim fizycznie byłam zmęczona odległościami, które trzeba było pokonywać. Jeśli się wszystko zsumuje to wyszło, że w ciągu jednego dnia spędziłam w podróży pięć godzin. Było to bardzo ciężkie i drugi raz takiego błędu nie popełnię (śmiech).

 – Wspomniałaś wcześniej o tym, że w trakcie Pucharu Federacji miałaś okazję trenowania z czołowymi tenisistkami. Szansę dostały też 15,16- latki z grupy Fed Cup Futures. Ty w ich wieku nie miałaś jeszcze takiej szansy. Brakowało Ci tego?

 Dla młodej zawodniczki takie spotkanie to niesamowite przeżycie i ogromna motywacja do dalszej pracy. Jako juniorce, albo kadetce brakowało mi właśnie takiej możliwości spotkania Agnieszki Radwańskiej albo Magdy Linette, nie mówiąc już nawet o wspólnym treningu. Bardzo się cieszę, że powstała taka inicjatywa. Te młode dziewczyny mogą zobaczyć jak to wygląda od środka i będą miały większą motywację, aby za kilka lat znaleźć się na naszym miejscu.

– Niespełna trzy lata temu udzieliłaś nam pierwszego wywiadu, w którym powiedziałaś ,,Z optymizmem patrzę w przyszłość i mam nadzieję, że jeżeli już teraz tli się jakieś światełko w tunelu, to w przyszłości uda mi się osiągnąć o wiele więcej. Na pewno jestem bardzo zdeterminowana do tego, aby w ciągu najbliższych lat odnosić wielkie sukcesy”. Myślę, że dziś możesz powiedzieć o sobie to samo. Wykonałaś od tamtego czasu dużo pracy i to światełko świeci się coraz mocniej. Masz przecież dopiero 18 lat.

 Jestem już zupełnie inną zawodniczką. Daleko mi jeszcze do tego, abym mogła o sobie mówić, że jestem doświadczoną i kompletną tenisistką. Na to się pracuje latami, a mam nadzieję, że mi jeszcze trochę czasu zostało. Przede wszystkim czuję, że jest szansa na to, że obecny i przyszły rok będą tymi przełomowymi. Może uda się podskoczyć w rankingu na tyle wysoko, żeby awansować do eliminacji wielkoszlemowych.

– No właśnie. Sprawdzałaś ceny biletów do Nowego Jorku w drugiej połowie września?

 – W tym roku nastawiam się jednak na zbieranie punktów w turniejach niższych rang. Zawody o puli nagród 25 i 50 tysięcy będą dla mnie odpowiednie, aczkolwiek jeśli nadarzy się okazja to na pewno trzeba będzie z niej skorzystać i nawet nie patrzeć na ceny (śmiech).

 – Dowiedziałem się, że nie jesteś wielką fanką Wimbledonu. Domyślam się więc, że po powrocie do hotelu poświęcasz się innym czynnościom niż oglądanie meczów rozgrywanych w Londynie.

 Na Wimbledonie nie ma zbyt wielu wymian, po prostu ciężko się ogląda takie mecze. Jeśli miałabym jednak wybrać ulubioną nawierzchnię, to byłaby to właśnie trawa, szczególnie po ostatnim turnieju na tej nawierzchni, w którym przedarłam się z kwalifikacji aż do ćwierćfinału.

Dziękuję bardzo za rozmowę. Życzę powodzenia w kolejnych turniejach.