Grzybowska: Trzeba iść za ciosem

134

240px-Magdalena_GrzybowskaMelbourne Park to bardzo przyjemne miejsce dla tenisistów i liczę, że Agnieszce Radwańskiej będzie w tym roku znowu dane cieszyć się nim jak najdłużej. Losowanie miała korzystne, a turniej zaczęła w dobrym stylu – mówi Magdalena Grzybowska, zwyciężczyni juniorskiego Australian Open w 1996 roku i do 2007 roku najwyżej notowana polska tenisistka w rankingu WTA.

Jak w kontekście Agnieszki Radwańskiej ocenia pani drabinkę Australian Open?

Nie było źle, aczkolwiek nawet najlepsze tenisistki powtarzają, że turnieje wielkoszlemowe rządzą się swoimi prawami i każda zawodniczka jest groźna. Najlepszy tego przykład mieliśmy już w poniedziałek, kiedy z imprezą pożegnało się aż osiem rozstawionych dziewczyn, z czego dwie z pierwszej dziesiątki. Mimo wszystko, „Isia” jest faworytką kolejnych rund i nie widać rywalki, która mogłaby jej sprawić wielkie problemy. Potencjalnie dopiero Venus Williams w czwartej rundzie jest takim większym nazwiskiem w okolicach Agnieszki. Na tym etapie czekać też może Flavia Pennetta, na której korzyść przemawia doświadczenie, ale na niekorzyść – wiek. Pierwsze rundy Agnieszka ma dość spokojne i miejmy nadzieję, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego.

Czego możemy spodziewać się w tym roku w Melbourne w wykonaniu Agnieszki?

Agnieszka jest już tego typu zawodniczką, że jej założenie nie polega na dojściu do czwartej rundy czy ćwierćfinału. Ona mierzy wyżej, podobnie jak i jej kibice ? co najmniej w półfinał. „Isia” zapracowała sobie, aby tak właśnie ją postrzegać, że dopiero ten etap turnieju jest sukcesem. Życzę jej tego z całego serca.

Triumf w Pucharze Hopmana i zwycięstwo nad Sereną Williams pozwoli nabrać Agnieszce większej pewności siebie?

Powinno, bo choć nie był to regularny turniej, było to bardzo cenne zwycięstwo. Wiadomo, że Serena Williams w finale jakiejkolwiek imprezy nie odpuszcza. To nie był żaden przypadek, a jak najbardziej zasłużone zwycięstwo Agnieszki. Ta wygrana powinna pomóc jej poczuć się mocniejszą, bo przecież do tej pory „Isia” odbijała się od Sereny jak od ściany na turniejach. Dobry początek sezonu na pewno zawsze pomaga ? daje duży zastrzyk i dobrego samopoczucia. Inna sprawa, że Australia sama w sobie też bardzo pomaga zawodnikom, bo to jest świetne miejsce na inaugurację sezonu i rozpoczęcie wszystkiego od nowa z czystą kartą. Święcące słońce, dobry doping, wszechobecny uśmiech ludzi ? dzięki temu te turnieje w Australii na początku roku należą do najfajniejszych w całym kalendarzu. Nic, tylko tam grać.

Odpadnięcie z turnieju w Sydney już w drugiej rundzie lekko pani nie zaniepokoiło?

Moim zdaniem, dobrze że tak się stało. Zresztą już mnóstwo osób sobie to powtarza, że kto odnosił sukcesy w Sydney, miał później poważne problemy w Melbourne. Zupełnie jakby zawodniczki wypalały się i traciły energię w Sydney, a później nie starczało im już mocy na Australian Open. Nie powinniśmy się zatem przejmować tamtą porażką, bo w zamian Agnieszka miała więcej wolnego przed występami w Melbourne Park i mogła skoncentrować się w pełni na celu głównym, czyli Wielkim Szlemie. Przewrotnie powiem, że przedwczesne odpadnięcie w Sydney może jej wyjść tylko na dobre.

Kiedy realnie możemy spodziewać się pierwszych efektów współpracy Agnieszki z Martiną Navratilovą?

Takie pierwsze efekty pojawiają się niemal od razu po nawiązaniu współpracy. Wiąże się to z euforią, która towarzyszy temu, że w karierze zaczyna dziać się coś nowego. Czynnik nowości pokonuje panującą rutynę i wyzwala w zawodniku jakieś nowe możliwości. Bardziej długofalowe skutki na pewno również się pojawią, być może już nawet podczas tegorocznego Australian Open.

A w ogóle podoba się pani pomysł, żeby to właśnie Navratilova była trenerką Agnieszki?

Jak najbardziej. Zawsze uważałam Martinę za wybitną zawodniczkę. To była nie tylko świetna tenisistka, ale i bardzo silna osobowość poza kortem. Jestem zdania, że dobrze jest mieć w swoim obozie taki właśnie mocny charakter, który może się przydać w kluczowych momentach zmagań. To dobry wybór, Navratilova bez wątpienia wniesie coś do tenisa Agnieszki.

Jak wynika z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna, największe szanse na końcowy triumf w Australii mają Serena Williams oraz Maria Szarapowa. Pani także upatruje zwyciężczyni turnieju w którejś z tych zawodniczek?

Trudno się w tym przypadku silić na oryginalność. Obie zawodniczki są już bardzo długo na topie i jeszcze z pewnością pozostaną na nim przez jakiś czas. Jeszcze kiedy pracowałam w agencji menedżerskiej i oglądałam turnieje 12- czy 14-latek, trudno było wypatrzeć osoby, które mogłyby stać się nowymi gwiazdami na miarę choćby Moniki Seles. Widać wówczas było, że ta pokoleniowa zmiana warty w kobiecym tenisie nie nastąpi nagle i to się teraz sprawdza. W czołówce panuje względna stabilizacja i nie ma takiej fali młodych zawodniczek, które wypierałyby ze szczytów starsze koleżanki. Owszem, pojawiają się tenisistki pokroju Sloane Stephens czy Madison Keys, ale generalnie cały czas wiodące role odgrywa jeszcze ta generacja, która zaczynała wchodzić na scenę, kiedy ja schodziłam z kortów.

Na czym polega specyfika Australian Open w zestawieniu z pozostałymi turniejami wielkoszlemowymi?

Ta impreza wyróżnia się choćby ze względu na lokalizację. W Melbourne Park jest niesamowita przestrzeń, czego nie da się powiedzieć choćby o turnieju Rolanda Garrosa. W Paryżu miejsca jest mało, wszędzie są tłumy, jest ciasno i niekomfortowo dla zawodników. Brakuje tam miejsca na treningi, trzeba jeździć po całym mieście w poszukiwaniu wolnego kortu. W Melbourne takich problemów nie ma, wszystko jest tam proste, przyjemne i kolorowe. Nie trzeba dużo jeździć, a jak już się pojawi taka konieczność, to miasto nie jest tak zakorkowane jak Paryż czy Londyn. Wbrew pozorom, takie niuanse oszczędzają zawodnikom dodatkowego stresu. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Australian Open jest najprzyjemniejszą z imprez zaliczanych do Wielkiego Szlema.

Nie jest pani trochę rozczarowana, że nim turniej rozpoczął się na dobre z Polek na placu boju została już tylko Agnieszka Radwańska?

Odpowiem tak: Ula Radwańska na pewno nie przegrała z byle kim. Mam sentyment do Zariny Dijas, bo osobiście rekrutowałam ją do jednej z agencji menedżerskich i zawsze wydawało mi się, że ona potrafi grać. Kiedy miała 14 lat, już miała coś w sobie i pokazywała zadatki na dobrej klasy tenisistkę. Długo za nią chodziłam, rozmawiałam z jej rodzicami i wreszcie udało mi się przekonać ją do współpracy. Nie zapominajmy, że zawodniczka z Kazachstanu jest w tym roku rozstawiona w Australii.

Wkrótce po zakończeniu zmagań w Melbourne czekają nas emocje w rozgrywkach Fed Cup. Na co możemy liczyć w rywalizacji z Rosjankami w Arenie Kraków?

Jak chyba wszyscy, liczę na wygraną. Kraków mocno przygotowuje się do tego spotkania, zwłaszcza że nigdy nie było tam tenisowego wydarzenia takiej rangi. Nowa, duża hala daje zupełnie nowe możliwości i wiem, że ludzie nie mogą już się doczekać tego widowiska. Słyszałam, iż bardzo dużo biletów jest już sprzedanych, daje się wyczuć, że miasto zaczyna już żyć Fed Cupem.

Bartosz Król