Fyrstenberg: chciałbym zostać w tenisie długoterminowo

62

W sobotę, po spotkaniach półfinałowych challengera Pekao Szczecin Open, stanie się rzecz nietuzinkowa w historii turnieju. Na korcie centralnym o godzinie 17 odbędzie się benefis Mariusza Fyrstenberga, który tym samym, oficjalnie zakończy karierę.

Na kilka chwil przed tym wydarzeniem udało nam się zatrzymać finalistę US Open, żeby porozmawiać z „Frytą”.

Czy Szczecin jest tym miejscem, w którym wymarzyłeś sobie oficjalne zakończenie kariery?

Tak, zawsze powtarzałem, że jak mam gdzieś zakończyć karierę, to właśnie tutaj. W Szczecinie w 2001 roku otworzyły się dla nas drzwi do wielkiego tenisa. Graliśmy z Marcinem Matkowskim pierwszy mecz challengerowy i pamiętam, że już pierwsze spotkanie było dla nas sukcesem, a później okazało się, że cały turniej był naszym triumfem nie tylko punktowym, ale też mentalnym. Później było nam zdecydowanie łatwiej w większych imprezach.

W tamtym turnieju to Wy byliście wielką niespodzianką, a teraz organizatorzy szykują dla Ciebie niespodziankę.

– Właśnie słyszę od wielu osób, że będzie super, ale ja dalej nic nie wiem na ten temat. Naprawdę wszystko udało się utrzymać w tajemnicy. W ogóle nie jestem fanem takich wielkich imprez, szczególnie, że to ja mam być tą osobą centralną, ale boję się, co będzie. W każdym razie fajnie będzie stanąć po raz ostatni na korcie centralnym, żeby móc się ze wszystkimi pożegnać, bo jest to dla mnie wyjątkowe miejsce. Zdarzały się wzloty i upadki nie tylko jak wygrywaliśmy, ale i gdy przegrywaliśmy, jeszcze za czasów grania singla. Jedno jest pewne: fajnie będzie tu wrócić.

Przechodząc na chwilę do Pucharu Davisa. W ostatniej chwili z rozgrywki wycofał się Marcin Matkowski. Wcześniej pojawił się taki plan w Waszych głowach, żeby zagrać tutaj pożegnalny turniej. Myślisz, że przy takim obrocie spraw Twój wieloletni partner deblowy może pojawić się na benefisie?

– Codziennie rozmawiam z Marcinem. Rzeczywiście, naderwał sobie łydkę i ma tam dobrą opiekę. Cały czas ma nadzieję, że wydobrzeje na turnieje w następnym tygodniu. Szkoda, że go nie ma w Szczecinie, ale na pewno podziękuję mu osobiście. Doskonale go rozumiem, bo reprezentacja to reprezentacja. Mówił mi, że bardzo żałuje, że go nie ma, ale czuje się częścią ekipy i musiał pojechać.

Poniekąd już wiemy, że masz pewne plany po zakończeniu kariery. Kibice mieli okazję słuchać Twojego komentarza podczas Roland Garros, wystartował star-up, którego jesteś częścią.

– Na pewno chciałbym zostać w tenisie długoterminowo. Może nie za bardzo na korcie, bo zdrowie już na to nie pozwala, ale zarządzanie klubem lub akademią… Myślę, że to kwestia około półtora roku, żebym znalazł sobie stałe miejsce. Mam jeszcze jeden projekt, ale nie chcę zapeszać, więc jeszcze przez kilka tygodni potrzymam go w tajemnicy.

Start-up ruszył pełną parą. 23 września turniej w Warszawie. Czy tego dnia także kibice będą mieli okazję spotkać się z Tobą, żeby osobiście podziękować za wszystkie emocje, których dostarczyłeś na korcie? Dodatkowo, czy jest szansa, żebyś sam zachęcił ich do dołączenia do coraz większej rodziny Mattchera?

– Ten projekt jest na tyle fajny, że ludzie sami będą chcieli w nim uczestniczyć. Polega to na kojarzeniu zawodników, trenerów i klubów tenisowych, żeby każdy znalazł to, co jest dla niego wygodne, więc myślę, że automatycznie każdy stanie się częścią Mattchera. Bardzo spodobał mi się projekt i gorąco zapraszam na turniej. Będzie kilka fajnych atrakcji, więc nikt nie pożałuje, że sobotę spędzi na kortach.