Matrix, jak twierdzą niektórzy.
Na pewno nikt? Przecież RG20 to pseudo-szlem, więc na razie Iga to "one slam and one pseudo-slam wonder".
Też miałem wrażenie, że Iga jest zdenerwowana. Dużo tego odbijania piłek przed serwisem, parę złych wyrzutów, po których przepraszała. Strasznie się koncentrowała przed returnami Gauff, często podnosiła rękę albo rakietę na znak, że nie jest przygotowana. Miałem wrażenie, że jej forehand jest słabszy niż zwykle. Tak jakby była bardziej spięta.
Owszem momentami dało się wyczuć pewne napięcie lecz zważywszy na presję jaka jest wywierana na nią od długiego czasu, napisałbym: w tym meczu miała nerwy ze stali. Najważniejsze, że ostatni gem zagrała na 100%, z plusem
Mnie tam nie zdziwi jak wróżbit Vidzisław stwierdzi, że tegoroczny tytuł Igi też nie jest pełnowartościowy i on jej nawet do grona one-slam wonders nie zalicza.
Święta prawda. 4 lata temu w listopadzie 2018 roku byłem kilka dni w Londynie i zwiedzałem Wimbledon. Przewodnikiem była Czeszka z pochodzenia. Grupa zwiedzających - około 30 osób, zbieranina z całego świata. Przewodniczka pytała wszystkich - skąd pochodzicie i czy jakiś tenisista lub tenisistka z waszego kraju osiągnął kiedyś sukces na Wimbledonie. Gdy doszła do mnie i powiedziałem, że jestem z Polski, to stwierdziła, że: "Wy to nie macie tradycji tenisowych i nie odnosicie w tym sporcie sukcesów....". Wkurzyłem się strasznie i pokazałem na zdjęcie Igi Świątek z pucharem za zwycięstwo w juniorskim Wimbledonie 2018, które wisiało na ścianie za plecami przewodniczki. Stwierdziła: "No tak, może w juniorach coś wygraliście....". Cóż, nie sądziłem, że właśnie Iga 4 lata później będzie już miała na koncie 2 zwycięstwa w Roland Garros, 35 kolejnych zwycięstw w tourze i będzie liderką rankingu z przewagą około 5000 punktów nad kolejną zawodniczką.....Piękne czasy nastały dla miłośników tenisa w Polsce .
Taki borefest się szykuje, że idę na Top Gun Maverick, tam jest większa szansa na emocje.
A ja pokibicuję Hiszpanowi. Będę się emocjonował tenisem na najwyższym poziomie. Film oglądnę wieczorem z żoną. Ważne, że nie jestem niczyim fanem i nie muszę strzelać focha raz na jakiś czas, bo mój ulubieniec postanowił przylecieć w ch***.
Dramaturgia skończyła się na Carlito, Novaku (który nie połamał żadnej rakiety, nie skopał ballboya a i tak go wygwizdali ) oraz nieszczęsnym Zworku, po trzykroć w Szlemach przeklętym.
Od lat forsuję tezę, że trawa jest dla krów i dlatego Wimbledon .... sama rozumiesz