20 lat temu postanowiłem sobie solennie, że moje dutki w życiu nie trafią do kieszeni mieszkańców Podhala. Powodów sporo, najważniejsze są typu charakterologicznego i geograficznego.
W tym roku moja Druga Połowa zaskoczyła mnie informacją, że na ferie jedziemy do Murzasichla. Mało, że nie ten rejon, to na dokładkę ferie mamy razem z mazowieckim, resztę sobie dopowiedzcie.
Szczęście dzieci dobrem najwyższym, zacisnąłem zęby, pojechaliśmy. Zakopianka niczym mnie nie zaskoczyła, jak był syf to jest nadal, od wieków nie można zbudować jakiegoś mostu czy kawałka drogi bo jeden Gąsienica z drugim Bachledą nie będą ułatwiać życia Curusiowi, o ceprach nie wspominając. Wzbogaciłem słownictwo samorzutnie, jakoś się zakolebaliśmy. Miejscówka fajna, jedzenie fenomenalne, Szkodniki się bawią, tatuś się pocieszył single malt, wszyscy szczęśliwi. Do jutra... .
Jutro pojechaliśmy do resortu narciarskiego, miano jego Małe Ciche. Małe faktycznie, ciche niekoniecznie. Stonki po horyzont, nic to, są ferie. Po odstaniu swojego do zapisów do szkółki (0,5 godz.) oraz karnetów (1 godz.) mogliśmy się ustawić w kolejkę na kanapę (skromne 40 min.) Zakolebaliśmy się jakoś na górę, przypięliśmy dechy i usiłowaliśmy zjechać. Usiłowaliśmy... .
Śnieg głównie sztuczny. Temperatura w słońcu (pogoda była przecudnej urody) do 20st. w słońcu, we właściwej skali. na obie te rzeczy gospodarze tego przybytku nie mają wpływu. Ale do ciężkiej, jasnej grypy, na przygotowanie stoku chyba tak!!! To dlaczego o 9.30 jeździliśmy już po totalnej kaszy, z milionem fajnych atrakcji w postaci muld, zasp etc? Otwierali o 9, dla uzmysłowienia zdziwienia.
Dlaczego organizują nocną jazdę (prawdziwie nocną, lampy są jak Państwo Polskie, teoretycznie) na kompletnie nie przygotowanym stoku? W cywilizowanych rejonach (nawet nie krajach, bo w Sudetach to standard) jak się organizuje nocne jeżdżenie, to o 16 wszyscy won, ratraki na 2,3 godziny na górkę, otwieramy i jeździmy. Wszędzie, ale nie tu, tu trzeba karnety sprzedawać od 9 do 22 i tak samo jeździć. Dutki lecą, frajerzy płacą, TOPR ma pełne ręce roboty.
Nie, nie połamaliśmy się. Szkodniki szalały jakby miały motorki w tyłkach, tak jest wszędzie i zawsze. Tylko jak je wezmę do jakiegoś normalnego ośrodka to dopiero przeżyją szok.
Osobna historia to zachowanie ludzi na stoku. Z myśleniem u nas to jest też tylko teoretycznie. Paniusia lat ok. 30 podjęła wyzwanie przejechania 2 sztucznych górek na stoku wielkości mojej na działce (na nocnej jeździe). Po pierwszej napełniła pampersa, więc jakimś cudem (zero umiejętności) przed drugą wyhamowała i zatrzymała się... zaraz za szczytem. I usiadła. Mój Szkodnik waży ze 30 kilo, nadjechał na to wszystko i Paniusię oczywiście centralnie przygrzmocił w ... nie powiem w co. Dostał w klatkę, zero oddechu, narty porozrzucane. Paniusia z pretensjami. Oj, furman mógłby mnie cytować. I tak jest na okrągło - siadanie na środku trasy, zatrzymywanie się za wzniesieniami itd. itp. Umiejętności na poziomie Orła Edwardsa, ale trzeba przecież w Tatrach zjechać.
Pożegnałem Podhale, na następne 20 lat. Jak będę chodził z balkonikiem może tam jeszcze pojadę, chociaż cholera wie po co, jak wieczorem nie da się wyjść na zewnątrz, bo nie ma czym oddychać. Ale dutki lecą... .