Do sedna... w czasie gry z kortu obok co jakiś czas dochodziły spory dotyczące wywołań. Nie znałem żadnego z graczy, to już nie te czasy, gdy grywałem sparingi z warszawskimi młodzikami/kadetami, więc oceniałem tylko i wyłącznie to, co widziałem. Jeden gracz miał aparycję młodego cwaniaczka i myślałem, że awanturuje się niesłusznie i niepotrzebnie wzywa sędziego, żeby śledził ich mecz. W czasie, gdy sędzia stał przy korcie, sporów nie było, a ja skończyłem akurat swój mecz i siatkowałem kort. Akurat byłem na wysokości końcowej linii, do tego blisko ich kortu, gdy rozegrała się kluczowa akcja. Domniemany cwaniaczek był w defensywie, goniony po korcie i w końcu po dobry crossie rywala wydawało się, że zepsuje lub zagra wystawkę, tymczasem ten zagrał całkiem dobrze forehandem po linii, ze 30 cm od końcowej. Pomyślałem sobie: "Ooo, fajnie się wybronił.", ale nie była to też jakaś świetna kontra, więc uznałem, że wymiana będzie się toczyć dalej. Tymczasem ten drugi zagrał w siatkę... po czym wywołał aut!

Oczywiście rozpętała się awantura, oszukany wyśmiał zaznaczenie śladu za linią, spytał mnie czy widziałem sytuację (oczywiście powiedziałem, że ma rację), ale rywal od razu mu powiedział, żeby wołał sędziego, bo nie będzie dyskutował. Sędzia przyszedł, poprosił obu graczy o opis sytuacji (np. że piłka grana po linii, wywołany aut itp), a następnie obejrzał ślady i orzekł, że ponieważ oba są z zagrania po linii, a każdy sędziuje po swojej stronie, to punkt należy się oszustowi. Moje zapewnienie, że piłka była 30 cm w korcie na nic się zdało. Z jednej strony słusznie (publiczność nie sędziuje), z drugiej szkoda, że oszust dostał punkt.
A jakie są Wasze doświadczenia z takim sędziowaniem. W sumie na turniejach amatorskich też jakiś sędzia główny, przynajmniej teoretycznie jest, więc coś takiego może się zdarzyć.