Władze związku krajowego wyłaniane są na podstawie głosów delegatów z okręgów, dopóki taki system funkcjonuje zawsze będą to swoi ludzie, poszczególne klany rodzinne, bądź znajomych - w jednych wyborach o kilka głosów zwycięży jeden "klan", w następnych o głosik zdystansuje go inny. Tak to się kręci i wszyscy w środowisku wydają się być zadowoleni. A jak funkcjonuje związek wszyscy widzą, gdybym miał go oceniać i rozliczyć na podstawie efektów to za realizację projektów tenisa amatorskiego (praktycznie rozłożony dawny projekt atp), tenisa dorosłego (mała liczba turniejów, poza ITF Futures praktycznie nie ma gdzie grać, w nielicznych turniejach OTK gra zwykle garstka zawodników i to głównie juniorzy), rozgrywek drużynowych (praktycznie nie istnieją, organizowany jest bodajże jeden turniej w roku) musiałbym wystawić ocenę negatywną. Swoją próbę dodania do kalendarza ITF i PZT organizowanych przeze mnie Mistrzostw Warszawy Seniorów i Amatorów GPW opisałem na blogu, szkoda gadać i się powtarzać. Innymi zadaniami realizowanymi przez PZT się nie interesowałem, też podobno różowo nie jest, ale nie mam wiedzy by oceniać.
Inna sprawa, że obsadzenie stołka prezesa osobami spoza środowiska też nie daje gwarancji uzdrowienia. Przykładem Waldek Dubaniowski, który prezesował związkowi z nadania politycznego w latach 2003-2009, moim zdaniem łebski gość, coś tam w życiu na innych polach osiągnął, ponadto zagorzały fan tenisa. Grywałem z nim gdy szefował PZT i czasem zdarzało się napomknąć coś o sytuacji w związku. Tylko machał ręką z bezradności.
Dlatego ja, podobnie jak Vivid, nie mam złudzeń, co do zmian i poprawy jakości kierowania związkiem po ewentualnej wymianie kilku członków zarządu. Danie szansy innym na szczęście w tym przypadku nic nie kosztuje.