Witam,
Lat 35 (to już?? ojjj).
183 cm / 96 kg (za dużoooooo, ale tak super smakuje wafelek teatralny o 22).
Swoje NTRP oceniam na jakieś 2,5, może 3 - ale najlepiej to oceniłby ktoś postronny.
W tenisa grałem od trzeciej klasy podstawówki do ukończenia 17 roku życia. Treningi z trenerem 2 razy w tygodniu, ale w życiu nic nigdy nie ugrałem. D..a nie oficer ze mnie. Potem przerwa wieloletnia (grałem w kosza w klasie sportowej).
Zawsze uważałem, że moją mocną jest forehand - mocny, płaski. Odnośnie chwytów to się nie wypowiem, bo tak naprawdę to nie mam go ustabilizowanego. Moje granie w klubie zbiegło się z czasami, kiedy tenis kosztował naprawdę pieniądze, które dla chłopaka z robotniczej rodziny naprawdę były bardzo duże. Na prawdziwą rakietę czekałem prawie 4 lata, jak się popsuła to rodziców stać było na metalowego Kennexa.
Teraz wiem, że moim największym wrogiem i problemem jestem ja sam - chodzi zwłaszcza o moją głowę. Umiejętności gdzieś siedzą, ale głowa nie ta. Nie wiem, czy problemem jest to, że za bardzo chcę... Tak samo często brakuje mi cierpliwości i prę do przodu czasami jak jeździec bez głowy.
Same uderzenia:
- backhand zazwyczaj jednoręczny, dosyć płaski. Czasami stosuję slajsy, ale to z braku pomysłu na uderzenie, albo jak piła mnie zaskoczy zupełnie nieustawionego;
- generalnie lubię grać przy siatce, jednak jak mam dzień, to nie potrafię przebić wykładanego woleja;
- smecz - grałem raz z baloniarzem, który perfidnie mi wykładał piłkę na smecze. Ile razy zepsułem to lepiej się nie przyznawać;
- serwis - o dziwo lepiej serwuję teraz po kilku latach przerwy, niż w czasach gdy trenowałem z trenerem.
Do poprawy:
- regularność - potrafię zagrać wymianę/kilak gemów jak chcę (miażdżę dosłownie) by za chwilę przegrać kilak gemów jak leszczyk;
- kondycja;
- poruszanie się po korcie;
- głowa (ale nie wiem, czy da się to poprawić).