Po pierwsze chciałam się przywitać ze wszystkimi, bo to mój pierwszy post na tym forum, tak więc cześć.
Po drugie, nie wiem, czy wybrałam dobry temat. Jeśli nie, przepraszam, nie zrobiłam tego celowo.
Po trzecie...
Hm, nie wiem od czego zacząć... Chciałam zapytać Was, czy mam jakiekolwiek szanse zostać profesjonalną zawodniczką. To nie jest pytanie od głupiej nastolatki z dziecięcymi marzeniami. Naprawdę kocham tenis, bardzo chciałabym robić to zawodowo i staram się, żeby tak było. Swoją pasję odkryłam jednak niezbyt wcześnie, bo mając 13 lat (19.01.2009). Teraz mam lat 16 i przez cały ten czas gram z myślą o moim celu. Wiem, że ciężko będzie Wam powiedzieć czy mam szanse, czy nie, ale może dacie mi jakieś wskazówki.
Co do moich treningów, to rzecz jasna nie są one zbyt profesjonalne, bo mieszkam na wsi no i dodatkowo nie sprzyja mi moja rodzina tak bardzo, jakbym chciała.
Najpierw zaczęłam grać na podwórku mniej więcej dwa razy krótszym od normalnego kortu z moim bratem. Graliśmy praktycznie codziennie średnio po 3, 4 godziny. Potem obok szkoły wybudowano Orlik (2011 rok) i wtedy zaczęłam tam grać i robię to do dzisiaj. Na prawdziwym korcie (ziemnym) byłam w 2009 roku, ale nie szło zbyt dobrze. Zniechęciłam się. Ale to nie oznacza, że przestałam grać.
7 stycznia 2012 roku byłam na swoim pierwszym amatorskim turnieju i również nie szło mi dobrze, ale to ze względu na to, że pierwszy raz grałam na takiej nawierzchni w hali. Nie czułam piłki i jej odbicia, ale z każdym meczem szło mi coraz lepiej (graliśmy do 12 punktów) aż w końcu w ostatnim meczu pokonałam instruktorkę tenisa i to całkiem wysoko. Dostałam od tej pani numer telefonu, bo powiedziała, że mam talent i powinnam dalej grać. Poprosiłam więc mamę, żeby zapisała mnie do ligi tenisowej we Włocławku, niedaleko mnie. Po kilku namowach zgodziła się. Liga zaczęła się w lipcu.
W połowie czerwca byłam na drugim turnieju na tych samych kortach, gdzie rozgrywana jest liga (mój 3 raz na korcie). Zajęłam trzecie miejsce, co prawda na 4 zawodniczki, ale zawsze.
Wracając do ligi. Mam za sobą już dwa mecze: pierwszy wygrałam pewnie 6:0, 6:2, w drugim niestety przegrałam 4:6, 5:7. Grałam z jedną z tych zawodniczek, biorących udział w turnieju we Włocławku (zaznaczę, że wszystkie te panie mają po ok. 40 lat i grają na tych kortach ok. 15 - 20 lat) i wtedy przegrałam z nią 2:6, 2:6 (przy czym zaczynałyśmy każdy set od stanu 2:2), także myślę, że w ponad miesiąc zrobiłam całkiem znaczący postęp.
Kolejny mecz prawdopodobnie w piątek i turniej u mnie w niedzielę (już drugi organizowany przeze mnie i mojego brata; w tamtym 4 miejsce).
Co do moich treningów, to gram praktycznie codziennie po około 2 godziny. Jeśli nie mogę jechać na Orlik, odbijam piłkę o ścianę sama lub z bratem. Staram się kilka razy w tygodniu jeździć na rowerze po ok. 5 - 10 km, biegać ok. 2 - 3 km i ćwiczyć na mojej prowizorycznej, domowej siłowni (podnoszenie ok. 10 kg plecaka, unoszenie się na palcach i piętach z tym samym obciążeniem i kilka jeszcze innych ćwiczeń zazwyczaj w tych samych seriach po 30, 20, 10 i 5).
Poza tym ludzie podczas turnieju we Włocławku obrzucili mnie niesamowitą ilością komplementów. Mówili, że muszę grać, że mam niesamowity talent, świetne warunki fizyczne (1,75 cm, 57 kg, długie ręce, palce i nogi), że powinnam spróbować, że mi się uda, itd. Podczas meczów ligowych zresztą też. Mówili, że będę profesjonalistką, po niektórych moich zagraniach mówili, że to mistrzostwo świata, zagrania klasy światowej, najwyższa półka, że jestem niesamowita. Fajnie jest tego słuchać, ale zaraz potem myślę, że nie wiem, czy mi się uda, skoro moja rodzina w ogóle nie bierze na poważnie moich marzeń i planów. A ja potrzebuje ich pomocy. Potrzebuje w ogóle czyjejś pomocy.