Ja swojego Markera już zamortyzowałem, bo przeszedł w pierwszym sezonie (przed dopasowaniem butów do dynamiki narty ) parę "akcji". Niemniej jednak nie było to nigdy nic tak poważnego, aby naruszyć w jakikolwiek sposób jego strukturę (moja struktura też na szczęście została nienaruszona, choć miejscami zmieniła barwę na sino-tęczową). Marker Cheetah to dość solidna konstrukcja z zewnętrznym pancerzem, więc aż się boję jak bym wyglądał, gdybym naprawdę zrobił mu krzywdę... Nie zmienia to jednak faktu, że hełm widocznie bity, to hełm zużyty. To co kupiliśmy teraz dla mojej żony, to urocze ROXY Power Powder (przewaliłem pół netu, ale nie mogę znaleźć akurat tego wzoru nadruku) i tu nie ma już sztywnej skorupy, tylko szkielet piankowy jest pokryty warstwą jakiegoś twardego epoksydu. Przy trafieniu rzeczywiście zapewne rozleci się to w proszek. Ale na tym to właśnie polega, żeby coś zrobić z energią uderzenia, aby nie poszła w głowę. Większość hełmów teraz w sklepie była tak właśnie skonstruowana - zapewne dlatego, że znacząco zmniejsza to ich wagę, co nie jest bez znaczenia dla komfortu użytkowania.ppeter pisze:W zasadzie każdy kask, po większej "akcji" powinien być wymieniany.
EDIT: 2011.11.21
Wątek narciarski - reaktywacja!
Idzie sezon, powoli zaczyna się kompletowanie sprzętu. Ja w tym roku zostanę przy zeszłorocznej (tak naprawdę sprzed dwóch lat) konfiguracji. Na poranek mam pamiętające już parę sezonów Atomic'ki Race GS12 - kapitalna narta do gonienia wiatru na wyratrakowanych, pustych o poranku stokach. Na późniejsze godziny dysponuję "tajna bronią" - Atomic SX12 - nartą o zmiennym profilu, pozwalającą pojechać w dół, ale też umożliwiającą ostre dokręcenie. Na muldy i zjeżdżony śnieg popołudnia - nie ma sobie równych. Kije - od paru sezonów nie moge zedrzeć swoich Rossignol'i, więc po raz kolejny dam im szansę. Na głowie pozostaje wściekle czerwony kask Marker Cheetah, łapy z kolei chronią niezniszczalne rękawice Reusch'a. Całości dopełniają kurtka i portki Iguany.
A Wy, już gotowi na śnieg?