Izzi pisze:Vivid, źle mnie odebrałeś. Z tym nazywaniem nieudacznicą naprawdę chodziło mi nie o pojedynczą porażkę Igi, lecz o to, że właściwie czekasz, aż każda z Polek przegra, z góry przewidujesz, że im się nie uda, jeśli chodzi o ogół kariery. Krytykujesz Radwańską, Linette, a teraz Świątek (okej, masz prawo), ale to wręcz czekanie, aż się potknie. Nie podoba mi się tylko to, że niemal cieszysz się z tych porażek, aby powiedzieć: "a nie mówiłem!", żeby wyszło na Twoje. Ja nie twierdzę, że należy patriotycznie kibicować każdej Polce z klapkami na oczach, widzieć w każdej nie wiadomo jaki potencjał. Dobrze, może Iga Świątek naprawdę nie zwojuje świata tenisa, ale czy w tym momencie jej kariery trzeba cieszyć się z każdej jej porażki, by udowodnić swoją rację?
Nie no, cieszę się szczerze ze wszystkich wtop Radwańskiej, bo to antytenis, czy tenis amatorski udający wyczyn (na nieszczęście WTA dość skutecznie
). Ale co do reszty to nie, nie życzę tym dziewczynom źle. Patrzę na nie i szukam tego czegoś, nie znajduję. Dlatego uważam, że skończą na sztundzeniu z koszykiem. To nic złego. Poza tym wiem, że nawet jak coś znajdę w którejś, to jeszcze o niczym to też nie świadczy. Niestety w Polsce i przy PZT młode zawodniczki mają o wiele ciężej niż te pod skrzydłami (faktycznie) innych Federacji.
U nas to nie tylko kwestia talentu, chęci i wytrzymującego to organizmu, oraz psychiki. Problemy są bardziej przyziemne - dostęp do specjalistów, sparingpartnerów, kasa na wyjazdy, dzikie karty do imprez pozwalające się ograć i mniej obciążać organizm (brak eliminacji). To wszystko w głowie zawodniczki siedzi, jak ma się skupić na grze?
Napisałaś wyraźnie, że uznaję Igę za nieudaczniczkę
, sorry, sama wsadziłaś kij w to mrowisko
Trudno tak o kimś powiedzieć kto wygrał kilka spotkań i w końcu przegrał
W końcu absolutna czołówka ma statystyki kariery na poziomie 70%-80% wygranych. Już pewnie końcówka pierwszej 100-tki może mieć 65%-60% (nie wiem, nie sprawdzałem, szacuję). A co powiedzieć o reszcie? Im niżej tym raczej gorzej. Czyli cała armia nieudaczników
Majorka pisze:
Żeby nie było - zasadniczo zgadzam się, że osoba grająca jest bardziej wiarygodna od nie uprawiającej danej dyscypliny. Tyle, że rzeczywistość pokazuje, że nie jest zasada nienaruszalna, a swoje poglądy należy poddawać czasem weryfikacji, a nie trzymać się ich kurczowo do końca świata. A nawet dzień dłużej..
Jak w każdej dziedzinie życia zresztą.
Problem tkwi w tym, że nie każdy uprawia sport z refleksją. Co z tego, że wykonuje jakieś polecenia czysto fizycznie, "mechanicznie", ale nie kombinuje dlaczego i co z czego wynika. Wynik bywa, ale wiedzy zero ... Za to teoretyk i pasjonat może mieć szeroki zasób wiadomości. Niestety bez tej choćby rekreacyjnej praktyki zawsze będzie to ułomne.