Tenis kobiecy? Przecież to nie jest tenis.
Nie raz, o ile się nie mylę, wyraźnie napisałem, że tenis to jest męski, a u bab to sobie najwyżej na foczki można popatrzeć. To tak jak za komuny - była czekolada (tenis męski) i wyrób czekoladopodobny (tenis żeński).
Jak zatem można mieć ulubioną tenisistkę?
Obecnie jedyna zaleta kobiecego "tenisa" względem męskiego to to, że tam się coś w stawce dzieje. U mężczyzn zabetonowanie trwa, eksponaty muzealne mają się dobrze, a młodzi nadal w pampersach ...
Azeszty pisze:Trochę nie rozumiem jak możesz oceniać zawodniczki, bez oglądania? Tylko na podstawie wyników?
A czego tu nie rozumiesz? W pewnym zakresie - możliwości (nie potencjał), nie ma problemu w takiej ocenie. Jeżeli masz zawodnika A, B, C i D, których znasz, jeżeli pojawia się zawodnik E, którego nie znasz, ale znasz jego rezultaty w pojedynkach z A, B, C i D, to możesz w danej chwili oszacować jego możliwości. Nie oszacujesz potencjału.
To taki frazes - każdy może przegrać z każdym. Z tego frazesu płynie jednak pewien wniosek - jednokrotna przegrana o niczym nie świadczy, ale jak przegrywasz w danym okresie kilka spotkań to już podstawa do pewnych wniosków. Raz - przypadek, kilka razy - jakaś już reguła.
To czysta logika
, żadna magia.
Azeszty pisze:To tak jak wierzyć, ze w konkursie piękności wygrała najpiękniejsza, ale przecież twój gust może być inny.
Zły wybór porównania, a co więcej sam sobie odpowiedziałeś czemu.
Pojęcie piękna jest wysoce subiektywne, brak mu uniwersalnej parametryzacji, jak sam napisałeś - to rzecz gustu. Ponieważ o gustach się nie dyskutuje zatem takie porównanie jest nietrafne.