Decyzję o powołaniach przyjmuje już z większym dystansem – Wywiad z Alicją Rosolską

37

Alicji Rosolskiej polskim kibicom tenisa przedstawiać nie trzeba. Przez ostatnie dziesięć lat udowodniła, że potrafi rywalizować z najlepszymi deblistkami, czego najlepszym dowodem są cztery wygrane turnieju WTA. W Katowicach Rosolska udowodniła, że potrafi też… przegrywać. Mimo porażki w półfinałowym spotkaniu poświęciła nam swój czas i udzieliła wyczerpującego wywiadu. Rozmawialiśmy o jedynym polskim turnieju WTA, o ,,stanie zdrowia” polskiego debla, sytuacji w reprezentacji Polski, a także… rozgrzeszyliśmy Naomi Broady. Serdecznie zapraszam do lektury.

Szymon Adamski: Trzeci występ w Katowicach i po raz trzeci nie udało się pani awansować do finału. Tym razem był on jednak na wyciągnięcie ręki. Czy jest to spowodowane wyższą formą niż w ubiegłych latach, czy może jakieś inne czynniki się na to złożyły.

Alicja Rosolska: Myślę, że z roku na rok mój tenis staje się lepszy i gram coraz lepiej. Na pewno też byłam lepiej przygotowana, z drugiej strony, każdy mecz toczy się na własnych zasadach. W tym roku od awansu do finału dzieliła nas tylko jedna piłka, na dodatek dość nieszczęśliwie rozstrzygnięta.

-Faktycznie, przy piłce meczowej nie popisała się Naomi Broady i nieczysto uderzyła łatwą piłkę. Ale czy można powiedzieć, że to uderzenie zaważyło o losach meczu, czy może coś innego, bardziej długofalowego było kluczowe?

-Może to śmiesznie zabrzmi, ale czuję, że to ja i Naomi Broady byłyśmy lepszymi zawodniczkami. W trakcie meczu się gdzieś jednak pogubiłyśmy. Miałyśmy okazję wyjść na prowadzenie 6:0 4:1, jednak wzięłyśmy autową piłkę i pozwoliłyśmy Japonkom wrócić do meczu. Gdyby udało się wykorzystać tamtą sytuację to na pewno wszystko potoczyłoby się trochę inaczej. Nie uważam, że o wyniku zadecydowała ta jedna piłka. Super tie-breaki zawsze są rozgrywane przy odrobinie szczęścia. Nie mówię, że taka sytuacja miała miejsce w naszym spotkaniu, ale czasem nawet złe decyzje sędziego powodują, że jedna para wygrywa, a druga musi pogodzić się z porażką. Więc jeśli tylko jest okazja to trzeba wygrywać w dwóch setach, a nie liczyć na szczęście w super tie-breaku.

-A nie pojawiło się zlekceważenie? Pierwsze set wygrany 6:0, w drugim też wszystko do pewnego momentu układało się dobrze…

-W tenisie w ogóle nie można mówić o lekceważeniu. Może jakieś inne zawodniczki tak robią, ja jednak nigdy nikogo nie lekceważę. Tym bardziej, że wiem jak szybko w deblu lecą punkty. Tak jak pokazał dzisiejszy mecz, można mieć dużą przewagę, gładko wygrywać, ale dopóki nie jest rozstrzygnięta ostatnia piłki, to nigdy nie wiadomo kto wygra. W deblu nie ma lekceważenia, chyba że ktoś podchodzi na zupełnym luzie do meczów.

-Wspomniała pani o decyzjach sędziowskich. W Katowicach nie mogliśmy liczyć na system challenge. Pani startując w turniejach WTA na całym świecie ma z nim jednak do czynienia coraz częściej. Czy jesteśmy już bliscy sytuacji, w której ,,sokole oko” będzie dostępne na każdych zawodach?

-Wydaje mi się, że głównie zależy to od pieniędzy. Z tego co wiem system challenge jest bardzo drogi i dlatego tylko na wielkich imprezach jest wymagany. Sama już jednak doświadczyłam sytuacji, w której to challenge się pomylił. Wiadomo, że to są rzadkie sytuacje i pomyłki zdarzają się w 1-2% sytuacji. Także przy challengu potrzeba trochę szczęścia.

-Wróćmy do początku sezonu. W Australii polską parę stworzyły Paula Kania i Klaudia Jans-Ignacik. A czy pani rozmawiała którąś z Polek o możliwości wspólnych występów?

-Niestety dziewczyny z Polski nie mają wysokich rankingów deblowych. W tych turniejach, które ja chciałam grać tylko Paula i Klaudia miały szanse wystąpić, ale one się razem dobrały. Z tego co wiem teraz już jednak ze sobą nie grają. Nie ma więc za dużo polskich deblistek, z którymi mogłabym się łączyć, chyba że na jakichś pojedynczych turniejach, gdzie mogłybyśmy dostać dziką kartę. Musiałam więc szukać zagranicznych partnerek, ponieważ nie było innego wyjścia.

-Zapytałem się o to, ponieważ pierwszy raz w Katowicach wystąpiła pani z zagraniczną partnerką. W poprzednich latach towarzyszyły pani Marta Domachowska i Katarzyna Piter. Jest jakaś różnica między startowaniem z rodaczką, a z zawodniczką z obcego państwa?

-Dla mnie to tak naprawdę nie ma większego znaczenia, chociaż oczywiście fajnie byłoby grać z Polką, szczególnie kiedy turniej jest rozgrywany w Polsce. Zawsze jest też troszkę lepsza komunikacja, ponieważ można rozmawiać w ojczystym języku. Tyle lat gram już jednak w tourze i znam dziewczyny z innych krajów, z którymi się kumpluję, że to nie jest problem. Z dziewczynami, które lubię zawsze mi się dobrze gra. Na przykład Naomi Broady, bardzo fajna, pozytywna dziewczyna pytała już dużo wcześniej czy mam partnerkę na Katowice. Odpowiedziałam, że nie mam i że z chęcią zagram, więc byłyśmy umówione już od dawna.

-A czy zauważyła pani u  Brytyjki charakter skandalistki? Nawiązuje do sytuacji z początku obecnego sezonu, kiedy to Broady miała niezbyt przyjazne spięcie z Jeleną Ostapenko. 

-Nie, nic z tych rzeczy. Mam zupełnie inne doświadczenie z tą zawodniczką. W tym roku zaczęłyśmy grać razem, a wcześniej jej nie znałam. Podczas turnieju w Katowicach odwiedziłam dom dziecka i kiedy powiedziałam to Naomi to zareagowała bardzo pozytywnie ,,ojej, ale masz fajnie, też bym chciała pójść, te dzieci na pewno będą się cieszyć”. Widać, że dobre serce ma dziewczyna. W dzisiejszym meczu była sytuacja, w której dotknęłam siatki i się do tego przyznałam. Naomi początkowo nie wiedziała o co chodzi, ale kiedy jej wytłumaczyłam to odpowiedziała ,,jasne, dobrze zrobiłaś, lepiej grać fair-play” i nie miała żadnych zarzutów, że oddałam punkt. Przy spornych sytuacjach oczywiście czasem się zirytuje, ale tak reaguje większość zawodniczek. W Katowicach zawsze jednak chodziła uśmiechnięta, była pozytywnie nastawiona.

https://www.youtube.com/watch?v=a538FsgsmA0

-A’propos fair-play, ostatnio głośna sytuacja z dyskwalifikacją Majchrowicza i Kowalczyka. Czy za niesportowe, lecz nieumyślne zagrania tak dotkliwe kary powinny wchodzić w grę?

-Myślę, że jeśli zagrywa się niechcący to na pewno nie. Nawet dzisiaj po zakończeniu punktu niechcący uderzyłam przeciwniczkę, ale od razu przeprosiłam. Ona się odwróciła pokazała, że wszystko w porządku i nie dostałam nawet ostrzeżenia. Co do Majchrowicza i Kowalczyka to trzeba byłoby być na tamtym meczu, żeby powiedzieć jaka tam była sytuacja, czy to było niechcący, czy jednak chcący. Jeśli zawodnik gra fair-play to oczywiście powinien zostać zdyskwalifikowany, jeśli jednak to było niechcący, to na pewno gdzieś bym się odwoływała. W takiej sytuacja na pewno dobrze bym się z tym nie czuła.

Tutaj można zobaczyć sytuację z Kowalczykiem i Majchrowiczem. Incydent, o którym mowa w wywiadzie od 1:08:30. 

-Przejdźmy do przyjemniejszych tematów. W Katowicach dopisali kibice. Pani rzadko ma okazję grać przed publicznością, która tak mocno wspiera. Czy nie nie nakłada to dodatkowej presji?

-Przypominało mi to trochę sytuację z Pucharu Federacji. Wtedy rzeczywiście możemy liczyć na kibiców. Natomiast w Katowicach to było naprawdę niesamowite uczucie i wydawało mi się, że kiedy kibice stali za nami murem to przeciwniczki nie zdołają nas pokonać, jednak zdołały tego dokonać. Kibicom jednak chciałam podziękowań, bo spisali się wspaniale.

-A jaka była pani reakcja, kiedy okazało się, że mecz reprezentacji Polski z Tajwanem zostanie rozegrany w Inowrocławiu. Nie było obaw, że tego dopingu może zabraknąć?

-To oczywiście nie jest moja decyzja, które miasto będzie nas gościć. Czasami jest tak, że w tych mniejszych miejscowościach taka impreza jest większym wydarzeniem. Wtedy ludzie chętniej na nią przychodzą. Kiedy gramy w Warszawie, lub innych większych miastach to każdy jest zaganiany i ciężej mu znaleźć czas. Myślę, że i tak możemy liczyć na kibiców, że przyjdą i będą nas dopingować. Ja nigdy w Inowrocławiu nie byłam, więc ciężko mi powiedzieć, jaka tam jest sytuacja, ale najważniejsze, że gramy w Polsce i na kibiców i tak możemy liczyć.

-W 2014 roku, kiedy zanotowaliśmy historyczny awans do Grupy Światowej mówiła pani o tym, że atmosfera w kadrze jest doskonała. A czy po tych dwóch latach i serii porażek coś się pod tym względem zmieniło?

Zawsze kiedy są wyniki to wszystko się układa. W tym składzie, w którym wywalczyłyśmy awans grałyśmy od kilku lat i wszystko świetnie się układało, znałyśmy się niemal na wylot. Teraz nie jest gorzej, ani lepiej, ale po prostu się pozmieniało i to pozmieniało się bardzo dużo. Nie byłam jednak w składzie na Tajwan, więc o to trzeba pytać pozostałe dziewczyny.

-Po tym jak spisała się pani lepiej od Klaudii Jans-Ignacik w katowickim turnieju pojawiły się komentarze, że to pani bardziej zasługuje na miejsce w kadrze. Wyobraża sobie pani sytuację, w której Klaudia Jans-Ignacik nie powołuje samej siebie?

-Ciężko mi się wypowiadać na ten temat, ponieważ to Klaudia jest kapitanem. Wybiera skład taki, jaki chce i to jej trzeba pytać o powody i dlaczego powołuje te dziewczyny, a nie inne. Ja z nią nie rozmawiałam i nie dopytywałam po kilka razy ,,dlaczego?”. Podejmuje takie decyzje jako kapitan i ja nic nie mam do gadania.

-Brak powołania wywołał u pani jakieś wyjątkowe reakcje, emocje? 

-Nie, na pewno nie jakieś wyjątkowe. Sprawa jest bardzo prosta, albo drużyna mnie potrzebuje i wtedy ja z przyjemnością jadę i będę wspierać, niezależenie od tego czy dostanę szansę zagrania. A jeśli mnie nie potrzebuje to mogę tylko kibicować i tyle.

-Czyli nie ma żadnego konfliktu i przy najbliższych okazjach znów będzie pani brana pod uwagę?

-Tego nie wiem, to już zależy od wizji kapitana. Te decyzje przyjmuje już z większym dystansem, bo gram dla reprezentacji już około 10 lat. Jeśli to byłby pierwszy dla mnie Puchar Federacji to może pojawiłyby się bardziej żywiołowe reakcje.

-Chciałbym, że zakończyła pani naszą rozmowę radą dla młodych adeptów tenisa, którzy czasem nie dostrzegają piękna gry podwójnej. Zapominając przy tym, że umiejętności nabyte w deblu mogą skutkować podczas meczów singlowych.

-Można znacznie poprawić podstawowe elementy gry, takie jak: serwis, return, gra przy siatce. Gra w debla jest bardziej intensywna, trzeba być mocniej skoncentrowanym. Dużo singlistek powtarzało, że kiedy teraz grają w debla to zaczyna przybywać im siwych włosów, bo jest aż tak stresująco i nerwowo. Potem, kiedy idą na singla jest im już łatwiej grać, bo nie ma ,,piłek nagłych”. Dla mnie debel jest bardziej urozmaiconą grą. Ja lepiej odnajduje się w deblu i to właśnie gra podwójna daje mi więcej szczęścia. Wiem jak niektóre singlistki, zwłaszcza młode reagują na debla, ale jest to też myślę związane z pieniędzmi jakie mogą dostać za wygranie turnieju singlowego, a jakie za wygranie turnieju deblowego. Myślę, że właśnie przez pryzmat pieniędzy mają takie luźniejsze podejście do gry podwójnej.

-W poprzednich latach rzadko, ale można było panią oglądać w kwalifikacjach do turniejów singlowych. W tym roku taka sytuacja nie miała jeszcze miejsca. Czy to już definitywny koniec kariery singlowej?

-Cały czas, jeśli lecę wcześniej na turnieje i jestem na miejscu przed rozpoczęciem kwalifikacji to zgłaszam się i zapisuję. Uważam, że tak samo singiel może dużo mi dać przed występem w deblu, więc cały czas próbuję.