Debel, czyli zabłyśnij w duecie, część pierwsza. Podstawowe zasady.

486

Tak się czasem zastanawiam, gdy myślę sobie o grze podwójnej? Czy to aby ten sam tenis? Bo popatrz – niby rakiety te same (choć u zawodników wcale nie muszą być przygotowane do debla w ten sam sposób), niby piłki bez zmian. Niby w zasadzie punktowanie standardowe, tu jednak oczywiście możesz napotkać różnice co do szczegółów, jeżdżąc z turnieju na turniej, nawet grając wyłącznie singla lub debla. Niby, sprowadzając rzecz do najprostszej postaci, chodzi o to samo – trzeba jako ostatni przebić prawidłowo piłeczkę na drugą stronę kortu. Niby masz do dyspozycji ten sam wachlarz uderzeń…

… a jednak korzystać z nich będziesz w grze podwójnej inaczej. Mało tego, zagramy na innym korcie (w kontekście wymiarów), przez inaczej ustawioną siatkę (niby niewielka równica, ale da się odczuć), a w samej grze „przeszkadzać” nam będzie inny osobnik. Bo i jak inaczej nazwać współpracę z człowiekiem, który tylko czyha, by zderzyć się z Tobą rakietami? By zgarnąć wystawkę sprzed nosa (pół biedy, jeżeli jej przy okazji nie zepsuje), mimo uprzejmego, donośnego apelu? A i bezczelnie ochrzanić czasem potrafi, jeżeli coś pójdzie nam nie tak, a przecież człowiek to istota omylna jest! No a nie myli się ten, co nic nie robi.

No to jak to jest, że wiele osób nie uznaje w zasadzie innego tenisa, poza tą wersją dla czterech osób? Że pary deblowe potrafią trwać przez lata, a i towarzysko się przy tym świetnie wspólnie bawić?

A bo z tym deblem, tak naprawdę, nie jest znowu tak źle. W debla da się grać z dużą frajdą i z sukcesami, trzeba tylko debla poczuć. No i warto wpoić sobie kilka zasad, o których będę pisać w niniejszym cyklu.

httpv://www.youtube.com/watch?v=duhILiTfRyM

Jeżeli nawet jesteś świetnym singlistą, ale w debla dotąd dane Ci było grać li tylko okazjonalnie, przygotuj się na pewien wysiłek, o ile chcesz brylować w grze podwójnej. Od czego zacząć? Dobrym pomysłem będzie lektura moich wskazówek, spostrzeżeń i staranne wcielanie ich w życie na korcie. Oczywiście, nie nauczę Cię za pośrednictwem Internetu wygrywać debla (a miksta to już w ogóle, ale o tym na zakończenie będzie, żeby nie schodzić na manowce), ale mogę spróbować wydatnie proces nauki przyspieszyć. Na początek kilka „żelaznych” (mniej lub bardziej, o czym przekonamy się w kolejnych odcinkach) zasad każdej pary deblowej:

– debla gramy przy siatce. Nie to, żeby przepisy zabraniały uderzać po koźle, ale zazwyczaj jest tak, że para, która jako pierwsza zajmie miejsce przy siatce, zdobywa przytłaczającą przewagę w wymianie. Pewnie, że różnie z tym bywa w praktyce, o czym będę pisać. Jeżeli jednak potrafisz zrobić użytek z woleja (bądź przynajmniej takie sobie czynisz postanowienie noworoczne) – spiesz się do siatki, ile sił w nogach.

– za piłki „wspólne” (czyli zagrane przez przeciwnika pomiędzy Was) odpowiedzialny jest forhend. Jeżeli praworęczny gra wespół w zespół z mańkutem – rzecz pozostaje do ustalenia na samym początku. I konsekwentnie przestrzegana, bo grzech zaniechania prowadzi tu do zderzeń rakiet lub wręcz przeciwnie – pozostawienia piłki bezpańskiej, ku niemałej uciesze rywali.

– jako że bezbłędna realizacja zasady poprzedniej w praktyce nastręcza sporo problemów nawet doświadczonym parom, ustawionych w jednej linii przeciwników staraj się przede wszystkim zaskoczyć zagraniem „pomiędzy”. Jeżeli mało Tobie argumentów z poprzednich wersów, dodajmy do tego fakt, że zagranie w środek jest znacznie mniej narażone na ryzyko błędu niż próby trafienia w korytarze deblowe.

– Gdy serwujesz, ustaw się o krok w bok, w kierunku linii bocznej. W porównaniu z pozycją dla singla. Przynajmniej jeden krok, bo jeżeli będziesz preferować pozycję bezpośrednio w sąsiedztwie spojenia linii bocznej singlowej z końcową, też będzie dobrze. Cel jest jeden: przygotować się na ciasny return po krosie, pozostawiając drugą połówkę kortu we władaniu partnera.

– Serwuj zawsze z wykorzystaniem swojego drugiego podania. Nie, nie na zasadzie wspaniałomyślnej deklaracji, na mocy której zechcesz pozbawić się pierwszej próby serwisowej w każdym punkcie. Po prostu obie próby wykonuj tak samo. Tak, jak zwykle każdy gracz serwuje przy swojej drugiej próbie. Z bezpieczną dla Ciebie, a niewygodną dla przeciwnika rotacją, zamiast płaskiego strzału. Powód podstawowy: piłka nie powinna zbyt szybko wylądować po stronie odbierającego. Im później to się stanie, tym więcej czasu będziesz mieć, by zająć pozycję przy siatce. Są i inne, ale w szczegóły zagłębię się w kolejnych odcinkach.

– Jeżeli grasz z głębi kortu, a przeciwnicy nie stoją w jednej linii, za wszelką cenę unikaj grania na tego, który znajduje się bliżej siatki. Ja wiem, że kusi nie raz „sprawdzić” wolej i refleks rywala, że miła może być wizja efektownego minięcia. Ja jednak powiadam: nie ryzykuj! Nie analizowałem prawdopodobieństwa powodzenia takich ułańskich akcji, wiem jednak z całą pewnością, że nie jest to taktyka opłacalna.

– Co innego, jeżeli to Ty grasz woleja, zwłaszcza z gatunku tych wysokich. Wówczas pakuj piłkę w przeciwnika przy siatce, a konkretnie w jego nogi. Oczywiście, także z powodów humanitarno-dżentelmeńskich, bo strzał w nogę boli znacznie mniej, niźli w wyższe partie ciała. Ale jest i inny, ważny powód – spod nóg rywal prawie na pewno nie odegra piłki prawidłowo, a w każdym razie szanse na powodzenie ma znikome.

– Jeżeli przeciwnik mija Cię lobem po linii i nie gonisz piłki, bo robi to za Ciebie Twój partner, błyskawicznie „przecwałuj” na drogą połówkę kortu. Jakkolwiek bowiem zaleca się, by w deblu pozostawać z partnerem w jednej linii, w żadnym wypadku nie chodzi o linię prostopadłą do siatki.

– Komunikuj się z partnerem, także podczas wymiany. Krzycz „Moja!… Twoja!”, w sytuacjach, gdy może zajść wątpliwość, kto ma odgrywać piłkę. Ostrzegaj, jeżeli zagrasz „wystawkę” zza pleców partnera. Rozmawiaj też o taktyce, obserwacjach na temat przeciwników i wszelkich innych, pomiędzy wymianami. Może wręcz wypracujcie system znaków porozumiewawczych! Wszystko to sprawi, że para będzie „żyć”. Chemia w każdym zespole jest bardzo ważna, nawet w tak małym zespole jak para deblowa.

– Dobra, to już będzie ostatnia reguła, bo rozpędzam się zbyt mocno z wyliczanką, jak na wstęp. Będzie jeszcze czas i miejsce, by temat zgłębiać. Ta jednak jest ważna. Ważna, bo ja zawsze i wszędzie powtarzam, że przez cały czas trwania wymiany tenisowej należy koncentrować swoją uwagę na piłce. Cóż… W deblu – nie do końca. W żadnym wypadku nie odwracaj głowy, by przekonać się, co też wyprawia serwujący lub odbierający właśnie partner. Taki nawyk może być bardzo bolesny, dosłownie i w przenośni.

Jeżeli przyjdzie nam kiedyś zagrać wspólnie debla, obiecaj, że będziesz mieć powyższe reguły w małym paluszku. Po co bowiem tracić czas na powtarzanie w nieskończoność podstawowych wskazówek? Nie o taki rodzaj komunikacji chodzi w meczu! Pewnie przydaje się, jeżeli zajdzie potrzeba, ale po to właśnie ślęczę nad komputerem, by takie potrzeby zachodziły w przyszłości jak najrzadziej :-).
I jeszcze jedno. Jeżeli faktycznie przyjdzie nam zagrać razem – już teraz rezerwuję sobie stronę bekhendową do returnu!

OK., na koniec obiecałem wrócić do tematu miksta. Miksta zwyczajnie nie czuję i basta. Wszystkiemu oczywiście winny wewnętrzny mój opór przez agresywną grą naprzeciwko kobiety, odkąd skończyłem te kilkanaście lat i zacząłem dostrzegać, że jednak nad przeciętnym dziewczęciem jakąś tam przewagę fizyczną mam. Zdarzyło mi się grywać przeciwko parom mieszanym i na zwykłych, deblowych turniejach, gdzie kobiety były aktywnymi zawodniczkami. Nieważne, dyskomfort zawsze był i nic na to już chyba nie poradzę.

A opór ów nasilił się w moich czasach studenckich, gdy trafiłem po raz pierwszy na turniej z cyklu rozgrywek amatorskich w Toruniu. Singlowy, ale to akurat bez znaczenia. Bo losowanie wskazało mi kobietę, jako przeciwniczkę w pierwszej rundzie. Znajomi z czasów zawodniczych szybko raczyli mnie ostrzec: „Uważaj, to mistrzyni Polski amatorek, nie będziesz miał lekko!”. No i wchodziłem na kort z duszą na ramieniu. Co potrafi mistrzyni Polski amatorek? Co potrafię ja, wówczas grający niespecjalnie regularnie? Czy z tak utytułowaną tenisistką wypada mi przegrać? Już w pierwszej rundzie? W takim stresie nie było mowy o grze na luzie. Grałem ostro. Czy nie za ostro – zacząłem nabierać wątpliwości po jednym z moich serwisów, który omal nie trafił przeciwniczki.
„Jak dla mnie – było za mocno”, powiedziała Pani Alicja (pozdrawiam, rzecz jasna), gdy dziękowaliśmy sobie po meczu. Oczywiście, luźna uwaga, bez cienia wyraźnej pretensji. Ale właśnie, no to jak tu grać z płcią piękną? W mikście i tak nie grałbym płaskiego serwisu, więc ten problem odpada. Polować na rywali przy siatce też nie zwykłem. Wolej może trochę bym zmiękczył, zwłaszcza te kończące, jeżeli gram w okolice nóg. Ale tak naprawdę, nadal nie wiem…

Ale wiem, że czeka mnie jeszcze dużo pracy, by opowiedzieć Tobie o samym deblu i niuansach tej gry. Do zobaczenia zatem w kolejnym odcinku!


zapraszam na http://tenisowy.bloog.pl