Błędy z mojego podwórka

1660

Powiedzieć, że uczę tenisa byłoby na dziś raczej pewnym nadużyciem. Wszak ludzie, z którymi mam sposobność na korcie pracować i którym staram się tenisowo pomóc, z całą pewnością grać potrafią. Na czym zatem moja pomoc polega, poza standardową rolą sparringpartnera? Różnie z tym bywa. Konsultuję tematy techniczne i nie tylko. Dobieram ćwiczenia mające na celu eliminowanie słabych punktów (bo zasadniczo każdy z nas ma takowe). Szukam, czasem w mocno czepialski sposób, błędów. Poniżej lista tych, które najbardziej kłują mnie w oczy.

1. Wyrzut do serwisu – temat rzeka, a problem dotyczy większości z nas. Wyrzucamy nieprecyzyjnie, często zapominając, że taki nieprecyzyjny wyrzut zwyczajnie można bezkarnie powtórzyć. Błąd dotyczy nie tylko kierunku wyrzutu, gdzie najpopularniejszy (a i mocno brzemienny w skutki) jest wyrzut do tyłu, za siebie. Problemem też czasem okazuje się właściwy pułap wyrzutu tak, by w optymalnym momencie wykonać uderzenie.
Parafrazując matematyków, wyrzut jest warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym dla dynamicznego serwisu. Wyrzut, jego kierunek i wysokość, decydują o tym, czy pęd Twojego ciała (kluczowy dla uderzenia) będzie Twoim sprzymierzeńcem.
Nie bagatelizuj zatem wyrzutu, poświęcaj tej fazie serwisu wiele uwagi. I nie obawiaj się, że rezygnacja z serwisu i powtórzenie wyrzutu przyniesie Tobie jakąkolwiek ujmę w oczach kortowego towarzystwa. Gdyby tak się stało – tym gorzej dla obserwatorów.

2. Serwis na dwa tempa – praca nóg przy serwisie może wyglądać dwojako. Mnie uczono klasycznego przejścia nogą zakroczną przez linię końcową, w efekcie przeniesienia ciężaru ciała do przodu, bezpośrednio po wykonaniu uderzenia. Dziś modne bywa podanie z naskoku obunóż i ok, wszystko jest dla ludzi? pod warunkiem zachowania dynamicznego przeniesienia ciężaru ciała do przodu. Często bywa bowiem tak, że przejście w fazę naskoku jednocześnie blokuje pęd ciała i serwis automatycznie traci na dynamice. Mało tego! Bywa też tak, że osoba serwująca podrywa ciało do góry w momencie oderwania nogi zakrocznej, opada na dwie nogi i wybija się jeszcze raz, by wykonać uderzenie. Stąd mowa o dwóch tempach przy serwisie.
Jeżeli zatem wybierasz serwis z naskoku, zwróć na powyższe błędy uwagę. Przenoś ciężar ciała do przodu jednym płynnym ruchem, a naskoku użyj w celu dodatkowego silnego wyrzucenia ciała w górę. Efekt? dynamiczny ruch zarówno w górę, jak i w przód. Z im większą dynamiką rzucisz swe ciało w tych kierunkach, tym więcej dynamiki przekażesz piłce.

3. Efekt łabędzia lub kręglarza – czyli zmora przy uderzeniach z głębi kortu, podstawowych, zdawałoby się i nie mających tajemnic przed zaawansowanymi tenisistami. A jednak! I tu można „sprytnie” zablokować pożądany ruch ciała do przodu. W jaki sposób? W opisywanym przypadku – chowając nogę zakroczną za wykroczną. Zachowanie to pożądane podczas gry w kręgle i charakterystyczne dla tej gry. Tam bowiem pęd ciała należy koniecznie wyhamować, by nie wbiec na tor. W tenisie – wręcz przeciwnie, o ile oczywiście nie stosujemy pozycji otwartej. Nawiasem mówiąc – także niebezpiecznej, jeżeli jest nadużywana. W klasycznym, bocznym ustawieniu do forhendu czy bekhendu, uderzeniu towarzyszy przeniesienie nogi zakrocznej i ciała do przodu. Podobnie, jak przy serwisie – bez tego przeniesienia nie ma w zasadzie mowy o ofensywnym i skutecznym uderzeniu.
Dlaczego „efekt łabędzia”? A bo zablokowane w ten sposób ciało kończy zazwyczaj swój ruch (w mało naturalny sposób) będąc zwrócone frontem do przeciwnika. Dodatkowe pełne wykończenie pracy ręki trzymającej rakietę, efektowne zwłaszcza w przypadku bekhendu jednoręcznego, powoduje dumną prezentację przeciwnikowi klatki piersiowej. Niestety, to najczęściej jedyny efektowny element takiego uderzenia.

4. Uciekanie z ciałem od piłki – Ten błąd jakoś długo umykał mej uwadze, a szkoda, bo gdy rozpoznany, wydaje się dość czytelny, a i efekty biją po oczach. Na czym polega owo uciekanie? Najprościej mówiąc – ciało podczas uderzenia nie przesuwa się w kierunku zgodnym z zamierzonym ruchem piłki, a w zasadzie w dowolnym innym. Często cofamy się do tyłu, odruch to powszechny zwłaszcza w reakcji na silne uderzenie, najczęściej grane „na ciało”. Ciężko takie zachowanie wyeliminować, zmiany natomiast wymagają wysokiego poziomu świadomości problemu, czucia piłki, ogrania i doskonałej pracy nóg.
Moje ostatnie wyzwanie to inny rodzaj ucieczki. Występuje podczas dynamicznych, ganianych wymian. Uderzający, wyrzucony gdzieś w okolice linii bocznej, za priorytet stawia sobie szybki powrót do środka linii końcowej, bo to przecież kanon!
Może i kanon, ale w żadnym wypadku priorytet. Priorytetem jest prawidłowe, dynamiczne uderzenie. I „uczciwość” względem piłki. Na czym owa uczciwość miałaby polegać? Ano na wskazaniu owej piłce właściwego kierunku lotu nie tylko przez pobożne życzenie czy też nadgarstkowo-ramieniowe wygibasy. Piłka nigdy nas nie posłucha, jeżeli nie damy jej przykładu. Czyli nie odprowadzimy piłki w zamierzonym kierunku. Idealnie: wykonując krok nogą zakroczną, o czym już pisałem. Obowiązkowo: przenieść w rzeczonym kierunku ciężar ciała, z barkiem ręki trzymającej rakietę na czele, potem wskazać kierunek ręką zbliżoną do wyprostowanej, wreszcie na koniec „pomachać nadgarstkiem na pożegnanie”, czyli wykończyć uderzenie.
Kłóci się ten kanon z potrzebą szybkiego powrotu do środka? Oczywiście. Na nic jednak zda się powrót, jeżeli nastąpi po kiepskim uderzeniu.

5. Sięganie po piłkę – Efekt kiepskiej pracy nóg lub/oraz kiepskiego czucia piłki i rytmu gry. Jeżeli, przygotowując się do uderzenia, przyjmujemy pozycję w miejscu odległym od faktycznego miejsca uderzenia piłki, narażamy się na następujące problemy:
– niestabilna pozycja w momencie uderzenia, sylwetka pochylona nie w kierunku zamierzonego celu uderzenia, a w kierunku aktualnego położenia piłki.
– w konsekwencji – niemożność wykonania całej procedury uderzeniowej, do której bezustannie nawiązuję.
Scenariusz występowania błędu najczęściej wynika nie z faktu, że zawodnik nie nadąża z dobiegnięciem do piłki w bok. Nic z tych rzeczy, wszak tenisista to wybiegany. Problem pojawia się, gdy następuje zmiana rytmu gry i gracz przyzwyczajony do szybkich wymian nagle staje przed piłką wolną, stojącą. Oczekuje, że piłka szybko wpadnie mu na rakietę, pozwoli odegrać uderzenie z wykorzystaniem siły przeciwnika, najchętniej z pozycji otwartej.  Efekt?  Kiks, uderzenie ramą, kłopoty z utrzymaniem równowagi, że o dalece wypaczonej precyzji i dynamice uderzenia (delikatnie rzecz nazywając) nie wspomnę.
Oczywiście, zachowanie optymalnego timingu i odległości od piłki nie jest sprawą prostą, bo zdarza się i błąd taki jak..:

6. Wbieganie na piłkę – motywowane zamiarem całkowicie słusznym, czyli zdecydowanym atakiem ciała w obranym kierunku uderzenia. Ktoś kiedyś powiedział, że nadgorliwość gorsza jest od faszyzmu… Nie czas i miejsce szczegółowo analizować to porównanie, dość powiedzieć, że w naszym przypadku  efekty nadgorliwości działają zdecydowanie na niekorzyść. Bo wchodząc na piłkę zbyt ciasno, sami sobie fundujemy dyskomfort analogiczny do tego, jakim próbuje nas uraczyć przeciwnik, gdy, dla przykładu, serwuje na ciało czy testuje nasz wolej z okolic klatki piersiowej. Przyjemne? Ani trochę.
A recepta, by uniknąć błędu jest tyleż prosta w opisie i oczywista, co żmudna w realizacji. Ot, potrzeba rzecz jasna świadomości występowania problemu połączonej z czujną obserwacją piłki. Nie zaszkodzi też upewnić się, że nie spóźniamy uderzenia, bo minimalne nawet opóźnienie połączone z agresywną pracą ciała znacząco potęguje efekt.

To wszystko? W żadnym wypadku. Bo i nikt nie twierdzi (a przynajmniej ja takich opinii nigdy nie słyszałem), że tenis to łatwa zabawa. Problemy techniczne przytrafiają się na każdym niemal poziomie zaawansowania. Im jednak wcześniej rozpoznane, uświadomione i korygowane – tym łatwiejsze do wyeliminowania.


zapraszam na http://tenisowy.bloog.pl