Wimbledon: Huberta Hurkacza spokojna droga do celu

97

Debiut. Mówi się, że to coś takiego, co zdarza się raz w życiu. A tutaj psikus. Hubert Hurkacz, chciałoby się powiedzieć człowiek od zadań specjalnych, zaliczył w przeciągu kilku miesięcy debiut razy dwa. Tenis to taka ciekawa dyscyplina, że zaprzecza logice. Przerażający wielkolud (jak mówią koledzy z kortu i nie tylko) najpierw zabawił się w Roland Garros, gdzie w II rundzie postawił się człowiekowi z topu – Marinowi Cilicowi. Później przyjechał do Polski, gdzie w wielkim stylu wygrał Poznań Open. Kwalifikacje do Wimbledonu przebrnięte, a na treningach gra tak, że deblowy mistrz tego turnieju Łukasz Kubot nie może się napatrzeć. Kilkadziesiąt godzin później niemal w tym samym miejscu Hurkacz staje do gry w swoim pierwszym spotkaniu w turnieju głównym wielkoszlemowego Wimbledonu. Że presja? „Nieee, to nie to”. Że Wimbledon? „Nic nadzwyczajnego”. Tomic? „Rywal, jak każdy inny”. Trzeba przyznać, że mentalności Polakowi zazdrościć może wielu wyżej klasyfikowanych tenisistów.

Mecz wyznaczony bez ceregieli, od razu. 11:30, arena numer siedemnaście. Hurkacz wchodzi na kort. Ciekawie to wygląda. Jeden 196 cm wzrostu, drugi może i centymetr wyższy. Jeden ma lat 25, drugi tyle będzie miał za jakieś cztery lata. Spięty? Może przez pierwsze dwie, trzy minuty. Później stara się grać swoje.  Ale po drugiej stronie siatki ma Australijczyka, który ostatni raz speszony był, gdy w wieku szesnastu lat nie pozwolono mu przejechać się na motorze. Że niby to niebezpieczne. Ale co tam, kilka lat później uzupełnił te jakże rażące braki i mógł robić, co tylko mu się podoba. Tomic to człowiek, który kiedyś doszedł do 1/4 finału Wimbledonu, a było to jeszcze zanim Agnieszka Radwańska dotarła do jego finału. Tyle lat w tourze, a przeciwko niemu, o czym trzeba pamiętać, grał zawodnik bardzo utalentowany, ale który meczów w głównym cyklu ma kilkanaście razy mniej. Nie można jednak odbierać Polakowi szans przed wejściem na kort, jak to robili niektórzy.

Na szczęście tenis to taki sport, zresztą jak kilka innych dyscyplin, gdzie „rankingi nie grają”. W innym przypadku zawsze wygrywaliby Nadal z Federerem, czy inna Williams z… Halep.

No to skupmy się na faktach. A „fakty są takie”, że Hurkacz nie bije, a wali do bram pierwszej setki światowego rankingu. To oznacza przede wszystkim stabilizację, spokój. Pod wieloma względami. Wspomnijmy tutaj m. in. kalendarz (gra bez kwalifikacji w imprezach głównego cyklu), czy finanse. Nie ma nic lepszego niż spokojna praca i głowa męczona tylko grą i treningiem, a nie tym gdzie, jak, kiedy i za ile. I właśnie w takim momencie Polak staje do walki z Australijczykiem.

Wspomnijmy jeszcze tylko. Szkoda, że listy do wielkoszlemowego US Open zamykają się pod koniec przyszłego tygodnia. Szkoda, bo byłaby duża szansa na występ w nowojorskim turnieju bez konieczności gry w kwalifikacjach. Ale co tam, jak to mówił kiedyś znany polski tenisista: Co się odwlecze, to nie uciecze i dogonimy!

A, że Hubert goni całkiem żwawo to już inna sprawa. Przejście kwalifikacji to nie tylko punkty, ale także doświadczenie, którego nie da się zamienić z niczym innym. Kiedyś pewna polska tenisistka powiedziała, że dopiero od około setnego miejsca można z tenisa spokojnie żyć. Jednak ambicje wrocławianina sięgają znacznie dalej. On nie chce być setny. Z tej liczby chętnie pozbyłby się jednego zera. Na razie jednak wróćmy do spotkania z Tomiciem.

Ktoś powiedziałby, że zagrał słabo. Nawet ktoś to już zrobił. Nic bardziej mylnego. Ależ proszę bardzo, nikt nie broni wyjść, zagrać z Bernardem Tomiciem w pierwszej rundzie WIMBLEDONU. Proszę, drzwi szeroko otwarte. 15 lat treningu i (duże) może się uda. Ale raczej nie…Jak już wspomnieliśmy Polak wyszedł bez kompleksów, chciał pokazać swoją grę, to w czym czuje się najlepiej, nie naginając się do stylu przeciwnika. Inna sprawa, że przy takich warunkach obu Panów wielu długich wymian nie uświadczyliśmy, choć i tak było z tym nie najgorzej. Obserwujący to spotkanie z trybun trener Polaka Paweł Stadniczenko, świetni polscy tenisiści Michał Przysiężny i czekający na swój jutrzejszy mecz Marcin Matkowski raz po raz oklaskiwali udane zagrania 21-latka.

Pod wrażeniem postawy Polaka, ale i zadowolony z własnej gry był Bernard Tomic.

Grałem dobrze. Nie swój najlepszy tenis, ale solidnie. Ostatnie wyniki pokazały, że jeszcze dużo pracy przede mną. Będę się starał i dam z siebie wszystko. Wykorzystałem szansę, by dziś zwyciężyć. No i walczę dalej. Zawsze dobrze sobie tutaj radziłem. Muszę znaleźć swój rytm. Ostatnio byłem chory przez pięć dni. Nawet dzisiaj nie czułem się najlepiej. Ale teraz jest już trochę lepiej. To był naprawdę ciężki mecz. Tak dla mnie, jak i dla Huberta. Pewnie, że stać go na dużo. Teraz jest sto dwudziesty, tak? Widać, że dużo potrafi i może grać na wysokim poziomie. Może trawa nie jest jego ulubioną nawierzchnią, ale to moja ulubiona (śmiech). Jest młody i wciąż rośnie i się rozwija. Jest bardzo wysoki, może być w czołowej pięćdziesiątce rankingu, to na pewno. Ale teraz jest tam, gdzie jest. Życzę mu wszystkiego najlepszego. Przecież wielu polskich zawodników świetnie sobie tutaj radziło. Wspomnę tylko Janowicza, który grał tutaj w półfinale. Hurkacz może być naprawdę dobry. Ma świetny serwis, ale musi ciężko pracować, a ma przed sobą świetlaną przyszłość. 

 

Z kolei Hurkacz był nieco krytyczny wobec siebie i zwracał uwagę na błędy popełnione podczas spotkania.

To jest dopiero mój początek gry w turniejach wielkoszlemowych. Jest na pewno jeszcze wiele rzeczy do poprawy i muszę wyciągnąć z tego meczu wnioski. Trenować i cały czas starać się polepszać. Jestem zły na siebie, bo wiem, że parę rzeczy mogłem lepiej zrobić, ale na pewno przeciwnik zagrał dzisiaj świetne spotkanie. Trzeba wracać do domu i trenować. Cały czas staram się do tego wszystkiego, co wydarzyło się ostatnio spokojnie podchodzić. Staram się rozwijać i poprawiać swoją grę. To jest moim głównym celem i wtedy wyniki będą przychodziły. Przeciwnik nie pozwolił grać tego co chciałem grać, więc musiałem się bardzo dopasowywać do jego gry. Bardzo nieprzyjemnie grał, trochę zabrakło doświadczenia, no i mogłem ciut lepiej serwować. Na pewno się grało inaczej. Większość przeciwników gra tak, jak na innych nawierzchniach. Grał bardzo nieprzyjemne piłki, martwe, z których on czerpał energię. Im mocniej zagrałem, tym szybciej piłka wracała. Było naprawdę bardzo ciężko dzisiaj. Mecz się po prostu nie ułożył, tak jak bym sobie wymarzył. Ale gram coraz lepiej i skupiam się na poprawie swojej gry. Dzięki temu coraz lepsze wyniki po prostu przyjdą. 

Polak podkreśla, że wiele też zawdzięcza swoim kolegom z reprezentacji w Pucharze Davisa.

Łukasz i Marcin bardzo mi pomogli się przygotować do Wimbledonu. Ich rady były bardzo ważne. Dzięki temu było mi na pewno łatwiej. To super, że jest tutaj tylu zawodników z Polski. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie ich jeszcze więcej. Jak złapię większe doświadczenie, poprawię kilka elementów, to będzie mi się tutaj lepiej grało.

Teraz Polak wraca do Polski, by przygotować się do gry na kortach twardych. Zgłosił się do challengera w Gatineau, a następnie spróbuje swoich sił w eliminacjach turnieju ATP w Atlancie.

 

Bernard Tomic – Hubert Hurkacz 6:4, 6:2, 7:6

Z Londynu dla TenisNET: Piotr Dąbrowski