Wimbledon: Finałowe starcie dwóch światów!

47

article-2349578-1A84A551000005DC-79_634x548article-2349578-1A84A551000005DC-79_634x5489950134Powoli Wimbledon wkracza w decydującą fazę. Kto by się spodziewał przed rozpoczęciem tenisowych zmagań na trawiastych kortach, że do tego najważniejszego spotkania sezonu, jakim jest niewątpliwie wielki finał wielkoszlemowego Wimbledonu, dotrą reprezentantki Czech i Kanady. Petra Kvitova i Eugenie Bouchard zagrają ze sobą będąc w zupełnie innym punkcie swoich karier.

 

Czeszka, choć dopiero 24-latka, jest już znaną w Tourze i przede wszystkim utytułowaną zawodniczką. Powiedzieć, że może się z nią pod tym względem równać Bouchard to nie jest niedopowiedzenie. To po prostu kłamstwo. Oczywiście, Kanadyjka jako jedyna w stawce zagrała w półfinałach trzech tegorocznych imprez wielkoszlemowych z rzędu. Jasne, jest młoda, głodna sukcesów i nie patrzy na rywalki. Bo ją po prostu nie interesują. Otoczona ze wszystkich stron ludźmi ze swojego sztabu Genie jest przedstawicielką zupełnie nowej generacji.

 

Jej pokolenie dopiero wkracza w wielki tenis, ale za to coraz śmielej rozpycha się łokciami. Pokolenie, które na treningi i mecze deblowe umawia się przez Facebooka, dla której smartphone jest przedłużeniem ręki, a dzień bez komputera traktuje w kategoriach dnia straconego. Na Wimbledonie było to tak jaskrawe i widoczne, że aż kuło w oczy. Z drugiej strony jest to generacja nie mająca kompletnie żadnych kompleksów względem uznanych i wielkich rywalek. 20-latka po prostu wie czego chce i do tego dąży, bez względu na koszty. I to także należy docenić. Nowe przychodzi także z zupełnie innej strony. W roku 2014 widać wyraźnie tendencję nie tylko, jeżeli chodzi o wydłużanie dystansu, ale także mówiąc o kompletnie odmienionym kanonie gry. We współczesnym tenisie coraz mniej już zależy od tenisowych umiejętności. Technika jest kompensowana przez coraz doskonalszy sprzęt. Tenisowe rzemiosło będzie więc coraz śmielej wypierane przez miażdżącą siłę. Przestanie się liczyć to, czy któraś z pań zagrała bezbłędnego drop shota, a istotniejsze stanie się to, czy skończyła wymianę w czterech, czy pięciu uderzeniach i czy zagrany przez nią winner miał siłę drobnego jelonka, czy poszybował z prędkością 150 km/h tuż pod samą linię końcową.

 

A do tych nowych tenisowych realiów będą musiały się dostosować będące w tourze od kilku dobrych lat, starsze zawodniczki. I nikt ich nie będzie pytał o zdanie. Albo nadążą za trendami, albo zostaną wyparte przez młode, rządne sensacyjnej wygranej przyszłe gwiazdy. Te jednak nie składają broni. Z pewnością w przyszłym roku wrócą odbudowane, mocniejsze, tak psychicznie, jak i fizycznie. Tyle, że teraz rodzi się pytanie. Na ile to wystarczy?

 

Jak w sobotę zaprezentują się dwie mimo, że pochodzące z różnych obozów, to tak sobie bliskie tenisistki? Wydaje się, że finał będzie festiwalem. Festiwalem mocnych, szybkich wymian. Ale przecież jedna z nich będzie musiała zacząć przestać trafiać. Czy będzie to mistrzyni Wimbledonu z roku 2011 Petra Kvitova, czy 20-letnia, pewna siebie dziewczyna, dla której będzie to pierwszy wielkoszlemowy finał w karierze, która nieprzewidywalność ma we krwi, a o swojej finałowej rywalce mówi, że „Miała już swoje momenty, teraz czas na mnie”? Co, a raczej kto wygra? Sobotnie popołudnie zapowiada się nad wyraz ciekawie…

Z Londynu dla TenisNET: Piotr Dąbrowski