Wielki powrót na Wimbledon Igi Świątek

139

Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że w poniedziałek na korcie numer dziesięć zaprezentowały się bezsprzecznie dwie najlepsze juniorki tenisowego touru na świecie. Wszyscy ci, którzy to starcie oglądali podpisują się pod tym nogami i rękami. Iga Świątek na Wimbledon powróciła po dwóch latach przerwy. W 2016 roku przegrała w trzech ciasnych setach z Usue Maitane Arconadą. W ubiegłym sezonie nie mogła uczestniczyć w rozgrywkach juniorek przez kontuzję kostki, której nabawiła się podczas Warsaw Sports Group Open.

Do Wimbledonu Polka przygotowywała się przez kilkanaście dni pod okiem swojego sztabu szkoleniowego – Piotra Sierzputowskiego i Jolanty Rusin-Krzepoty. Do dyspozycji miała jeden z niewielu kortów trawiastych w Polsce – w Michałówku, niedaleko Łowicza. Tam razem ze Stefanią Rogozińską-Dzik i Anną Hertel szykowała się na londyński turniej. – Myślę, że przygotowania mogłyby trwać dłużej, ale potrzebowaliśmy też trochę czasu, żeby popracować nad moim ciałem w Warszawie, a w stolicy nie ma niestety kortów trawiastych – mówi Iga Świątek.

Po kontuzji nie ma już śladu, ale w Londynie Polka gra ze specjalnym stabilizatorem na kostkę, który na szczęście pełni tylko rolę zapobiegawczą.

Uzgodniłyśmy z trenerką, że podczas tegorocznego okresu przygotowawczego spróbujemy pozbyć się stabilizatora, więc to jest tylko tak zapobiegawczo. Wydaje mi się, że zrobiliśmy wszystko, co trzeba. Chociaż na meczu czułam, że trochę za mało pracowaliśmy nad returnem. Ale wystarczyło i mam nadzieję, że na drugiej rundzie będę się czuć lepiej.

Na trawiaste korty Wimbledonu w 2018 roku Polka powróciła w wielkim stylu. Pokonała 2:6, 6:3, 6:3 rozstawioną z numerem jeden 16-letnią Amerykankę z Bradenton na Florydzie – Whitney Osuigwe. Polka była umiarkowanie zadowolona ze swojej dyspozycji.

Myślę, że ten mecz zagrałam bardzo dobrze. Cieszę się z mojej postawy psychicznej, bo nie poddałam się po przegranym pierwszym secie i udało mi się przejąć inicjatywę. Mecz na trawie zawsze dużo kosztuje i cieszę się po prostu, że podołałam. Ale miałam wrażenie, że nie wszystko zagrałam, jak chciałam. Jestem przyzwyczajona do solidnej gry, do grania top spinów i przebijania. Długich akcji, a jednak na trawie nie da się tak grać. Miałam wrażenie, że było trochę za dużo błędów. Za dużo winnerów z jej strony, a za mało gry. Miałyśmy niewiele dłuższych akcji, ale co zrobić. Myślę, że tak po prostu wygląda gra na trawie i trzeba się po prostu do tego dostosować. Nie było mnie dwa lata, ale nie wiem jeszcze jak się czuję. Ten pierwszy mecz i w ogóle pierwsze mecze zawsze są bardzo stresujące i zawsze ciężko jest poczuć grę. Nie ważne, czy na trawie, czy na mączce. Ale mączka nadal pozostaje tą najbardziej lubianą przeze mnie nawierzchnią. To trawy muszę się jeszcze przyzwyczaić. Nie czuję się na niej jeszcze zbyt pewnie. Właściwie w życiu spędziłam dopiero tylko trzy tygodnie na trawie.

Pod wrażeniem wysokiej formy polskiej tenisistki była także najlepsza juniorka świata, która nie szczędziła jej słów uznania.

Nie mam pojęcia co poszło nie tak. Świątek grała niesamowity tenis. Świetnie serwowała, wiedziała gdzie i w jakim momencie posłać mocną piłkę. Jak spojrzymy w statystyki miała dwa razy tyle winnerów co ja. To mnie dobijało.

Świątek grała z Osuigwe dwa lata temu podczas US Open, ale nie ma to wielkiego znaczenia. Jeżeli wśród seniorów to długi okres, to dla juniorów to wręcz wieczność.

To spotkanie było o wiele trudniejsze, niż to dwa lata temu. Wtedy Whitney nie była jeszcze tak znana w środowisku. Wiele się zmieniło od tamtej pory. Teraz jest numerem jeden, więc miałam większą presję. Do tego grałyśmy na trawie, która nie jest moją ulubioną nawierzchnią. Wolę grać jednak na hardzie – wspomina Iga Świątek

Podobnego zdania jest Amerykanka. – Wtedy mniej osób mnie znało i nikt nie oczekiwał ode mnie ciągłych zwycięstw. Teraz czułam niesamowitą presję, która w wielu fragmentach tego spotkania mnie usztywniała.

Juniorzy zakwaterowani są w odnowionym kompleksie londyńskiego uniwersytetu Roehampton. Mają tam znacznie lepsze warunki niż w poprzednich latach. Kiedy czołowy dziś polski tenisista Kamil Majchrzak rywalizował jeszcze na juniorskim Wimbledonie wspominał o przeciekającym suficie. Dzisiaj, jak podkreśla Iga Świątek panują zupełnie inne warunki. Czasami tylko robi się nieco… głośniej

Śpimy teraz na innym wydziale. Budynek jest odnowiony. Ale i tak nasz pokój to są trzy metry kwadratowe. Jest strasznie gorąco, naprawdę gorąco. Nie ma klimy, ani jak zrobić żadnego przeciągu. Jest jedno okienko, a teraz w Londynie jest tak gorąco, że masakra. I drugi raz z rzędu włączył się alarm przeciwpożarowy. Dwa lata temu włączył się o pierwszej, czy drugiej w nocy. A dzisiaj włączył się jak sobie spałam o jedenastej.

Może to się zmieni, bo widząc jak Polka prezentowała się dziś na korcie numer dziesięć nie mamy wątpliwości, że nie jedno spotkanie tutaj jeszcze wygra. Tenisistka podkreśla także zmianę mentalną, która dokonała się w jej podejściu do tenisa. I to, między innymi, należy uznać za jedną z przyczyn poniedziałkowej wygranej.

Kiedyś podchodziłam do przegranych setów zupełnie inaczej. Poddawałam się po pierwszym secie i nie wierzyłam, że mogę jeszcze wyciągnąć ten mecz. Teraz nauczyłam się zaczynać każdy set od nowa. To największa zmiana.

Mecz był pełen długich, czasem nawet finezyjnych wymian. Ale często kończyły się one szybko zagranym winnerem. Nic w tym dziwnego. Taka była po prostu charakterystyka gry Osuigwe i taktyka podobnie grającej 17-latki z Warszawy. Swoje dołożył także dobrze funkcjonujący serwis Świątek, chociaż, jak sama przyznała, return mógłby być trochę lepszy. Amerykanka opisuje przyczyny porażki.

Ciężko mi się tutaj grało, bardzo ciężko. Jestem z USA, gdzie tylko w jednym stanie są niezłe korty trawiaste. Europejczycy mają dużo więcej okazji do gry na zielonych kortach. To trochę niefortunne, że jest tak niewiele turniejów na trawie, które mogłyby nas przygotować do takiej imprezy jak Wimbledon. Dla mnie to był dopiero drugi i jak się okazało niestety jedyny występ na trawie. Ale to wspaniały turniej, z niesamowitą tradycją, historią i to wielki zaszczyt móc występować na tych samych kortach, na których przed laty występowali wielcy mistrzowie – opowiada Osuigwe.

Przez większości naszej rozmowy sympatyczna Amerykanka była bardzo przybita, chwilami miała nawet łzy w oczach. Wiadomo, nikt nie lubi przegrywać, ale mierzyły się ze sobą bezsprzecznie dwie najlepsze „juniorki” na świecie. Ktoś musiał wygrać, a ktoś zejść z kortu pokonanym. Jasne, niewielkie to pocieszenie dla dziewczyny, która mierzyła w tytuł. Niestety, a może i stety, Polka ma dokładnie taki sam cel na ten turniej.

Mogłam dzisiaj wygrać. Ale zdecydowała przede wszystkim dyspozycja dnia. Ale to nie było tak, że ja zrobiłam coś źle. To ona po prostu zagrała na niesamowitym poziomie – opowiada Osuigwe.

Dlaczego mówię o juniorkach w cudzysłowie? Bo zarówno dla Whitney, jak i Igi jest to tylko dodatek do dorosłego grania. Iga zagra jeszcze w kilku turniejach wielkoszlemowych juniorek, ale Whitney mimo że jest rok od Polki młodsza z imprezami dla juniorów kończy.

To na pewno nie jest priorytet ani mój, ani Świątek. Juniorski tour to nie jest to, gdzie chciałybyśmy grać. Obie budujemy już rankingi w turniejach zawodowych. Ona jest już naprawdę wysoko, radzi sobie w dorosłym świecie niesamowicie dobrze. Ja już kończę z tenisem juniorskim i stawiam tylko na grę w turniejach ITF Pro Circuit. Może kilka rangi WTA, może dorosły US Open, ale zobaczymy, czy się uda. Sezon chciałabym zakończyć w Top 250 rankingu WTA i do tego dążę. Ale mam nadzieję, że kiedy obie tutaj wrócimy to zmierzymy się w seniorskim turnieju – kontynuuje Amerykanka.

A że obie zawodniczki zagrały na faktycznie niesamowitym poziomie nic w tym dziwnego, że będący na trybunach kortu numer dziesięć przedstawiciele IMG Academy, którą prowadzi słynny Nick Bollettieri, z którym kiedyś podczas Orange Bowl i Eddie Herr Polka przybiła piątkę, bardzo często nie mogli nadziwić się, jak dobrze gra polska tenisistka. Co chwilę powtarzali: „Cóż za uderzenie”, „Niesamowite!”, „Niemożliwe”. To pokazuje jaki spektakl zapewniły widzom obie juniorki.

Ostatnio tenis juniorski przenika się z tym dorosłym. Niedawno w turnieju rangi ITF 60 tys. w Rzymie w finale spotkały się dwie przedstawicielki „młodszego” tenisa – Anastazja Potapowa oraz Dajana Jastremśka. Wygrała Ukrainka, ale powoli siedemnastolatki, czy nawet szesnastolatki zadomawiają się w dorosłym tourze.

Nasza generacja z tygodnia na tydzień jest coraz lepsza. Bardzo szybko się poprawiamy. W setce rankingu jest bardzo wiele dziewczyn, które grają na wysokim poziomie. Cały czas nad sobą pracujemy, a dzięki temu nigdy nie ma łatwych meczów, nawet w I rundzie. W amerykańskim tenisie jest wielka konkurencja. Mamy Amadnę Anisimovą, jestem ja, jest Claire Liu. Osiągamy świetne wyniki, ale o zwycięstwa naprawdę jest coraz trudniej – kończy Osuigwe.

Iga wczoraj, jak to podczas Middle Sunday, miała trochę więcej wolnego czasu. Oczywiście nie zaniedbała swoich obowiązków: miała trening tenisowy i ogólnorozwojowy, ale chciała także wybrać się na wycieczkę Tamizą. Z podobnej okazji skorzystał Wojciech Marek. Iga jednak, za radą sztabu trenerskiego, zdecydowała się pozostać na lądzie i doskonalić zawiłości taktyczne. Takie podejście się opłaciło, ale życzymy jeszcze niejednej przyjemnej podróży wzdłuż ten wspaniałej rzeki.

Polce jednak bardzo podoba się wielkoszlemowy Wimbledon. Uznaje go jako jeden z najlepszych turniejów w którym miała okazję brać udział. Pozostaje także cały czas zwykłą dziewczyną. Po ciężkiej pracy na treningach miło spędzała czas z trenerką przygotowania fizycznego Jolantą Rusin-Krzepotą… malując paznokcie. A Rusin-Krzepota to jedna z największych specjalistek w tej dziedzinie. Współpracowała m.in. z najlepszą polską pływaczką w historii – Otylią Jędrzejczak. Teraz poprzez swoje umiejętności i doświadczenie stara się pomóc Idze Świątek.

Oby Wimbledon zwrócił Idze z nawiązką to, co zabrał jej dwa lata temu i przed rokiem. Po tym, jaki poziom gry pokazała z najlepszą, teoretycznie, juniorką świata, należy życzyć po prostu kolejnych tak dobrych spotkań. Oby do finału.

Z Londynu dla TenisNET: Piotr Dąbrowski