US Open: Burza w teamie Radwańskich

36

To, że tegoroczny turniej US Open nie będzie dla teamu Radwańskich udany, można było przypuszczać. Ale nikt się nie spodziewał, że skończy się tak burzliwie – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”.

Balon emocji pękł po meczu I rundy debla, przegranym przez siostry 6:3, 6:7 (3), 1:6.

– A teraz na zakupy! Do Louis Vuitton po torebki. I na wyprzedaże. Zasłużyłyście! – krzyczał z trybun do córek Robert Radwański chwilę po pierwszym meczbolu, który zapewnił awans do II rundy Jarosławie Szwedowej i Ipek Senoglu.

Ojciec wściekł się na córki, a one na siebie nawzajem. Odmówiły przyjścia na konferencję prasową. Po chwili ogłoszono jednak, że Agnieszka jest w drodze do sali wywiadów.

– Nie wiem, co chcecie usłyszeć – powiedziała, rzucając na podłogę torbę z rakietami. Na ogół powściągliwa i mało wylewna na temat wewnętrznych tarć w teamie, tym razem nie przebierała w słowach.

– W ogóle nie powinnam była wychodzić na ten mecz. Z chorą ręką musiałam odwalać całą robotę. A Ula zachowywała się tak, jakby obie ręce miała chore. Więcej nie będę z nią grała debla. Nie da się, za duża różnica charakterów.

Czekanie na czwartkowy mecz debla przeciągało się w nieskończoność. Wszystko dlatego, że jedna z rywalek (Szwedowa) przez trzy godziny walczyła na korcie centralnym z Jeleną Janković. Potem musiała udzielać wywiadów i odpoczywać po największym zwycięstwie w karierze.

Trener Radwański szykował się do kibicowania ze sporą grupą przyjaciół. Wspierać jego córki przyszli jeszcze znajomi z teamu Dominiki Cibulkovej – przyjaźń między narodami zacieśniła się kilka tygodni wcześniej, kiedy Urszula grała ze Słowaczką w turnieju Los Angeles (i ją wyeliminowała). Radwańskiemu dopisywał humor, momentami czarny.

– To ostatnia szansa, żeby coś tu zwojować. Ale jeśli przegrają, szukajcie mnie w parku na drzewie, tam będę udzielał wywiadów – żartował.

Cały artykuł w sobotnim „Przeglądzie Sportowym”.