Taki rok już się nie powtórzy

76

– Przede wszystkim to zasługa lekarza, który operował jej stopę. Doktor Mariusz Bonczar wykonał fantastyczną robotę. Dodajmy dobrą rehabilitację, no i charakter Agnieszki – komentuje powrót do zdrowia „Isi” Robert Radwański. Z ojcem i trenerem tenisistek Agnieszki i Urszuli, rozmawia Hubert Zdankiewicz.

Czego życzyć rodzinie Radwańskich w nowym roku?
– Trzech rzeczy: zdrowia, zdrowia i zdrowia. Jeśli z tym wszystko będzie OK, to jestem spokojny. Drugi taki kiepski rok jak poprzedni już się nie powtórzy.

Jak by go Pan podsumował?

– Nie będziemy miło go wspominać. Ula przeszła operację kręgosłupa i nie grała przez pół roku. W- rezultacie spadła z 66. na 191. miejsce w rankingu WTA i teraz musi mozolnie odrabiać straty. Agnieszka po trzech latach wypadła z czołowej dziesiątki, bo całą drugą połowę sezonu grała z kontuzją, a do tego w końcówce musiała się wycofać. I tak jestem dla niej pełen podziwu, bo grając na jednej nodze, doszła do ćwierćfinału w Pekinie. Kontuzja to paskudna rzecz. Najgorsza, jaka może przydarzyć się w zawodowym sporcie, bo nie ma się na nią wpływu. No, chyba że ktoś głupio trenuje i sam się zajeździ albo po pijaku złamie nogę na krawężniku. Co nie zmienia faktu, że urazy moich córek są skwapliwie przez niektórych wykorzystywane jako kolejny argument przeciwko mojej osobie.

Nie przesadza Pan trochę?
– Bynajmniej. Przypomnijcie sobie, co o mnie mówiono i pisano w minionym roku. Chwilami mam wrażenie, że niektórzy ludzie najchętniej obciążyliby mnie winą nawet za te ptaki, które spadały niedawno z nieba w Arkansas. Ale mam dla nich złą wiadomość – jestem pewien, że 2011 rok będzie dla mojej rodziny wspaniały.

Skąd ta pewność?
– Bo zaczął się wspaniale. Sylwester miałem fantastyczny, dziewczyny też udany, a do tego na poprawiny wybrałem się do… filharmonii. Do tej pory zawsze spędzałem pierwszy dzień nowego roku w ramionach Dionizosa. Tym razem znalazłem się w ramionach Apolla. Mówię wam, super było (śmiech).

Humor Panu dopisuje…
– Bo mam powody. Córki są wreszcie zdrowe. Agnieszka od kilku tygodni ostro gra z Ulą na punkty. To niemal szokujące, bo jeszcze w grudniu chodziła o kulach.

Jak to się stało, że tak szybko doszła do siebie?
– Przede wszystkim to zasługa lekarza, który operował jej stopę. Doktor [Mariusz – red.] Bonczar wykonał fantastyczną robotę. Dodajmy dobrą rehabilitację, no i charakter Agnieszki.

Cy jednak za bardzo nie ryzykujecie? Wstępne diagnozy mówiły, że Agnieszka wróci na korty dopiero w lutym, tymczasem zagra już w Australian Open, który zaczyna się w połowie stycznia.
– Ryzyko jest zawsze, nie ma gwarancji. Nie można też zapominać, że moja córka to nie jakiś harpagan. Pamiętam, jak kiedyś dr Bonczar chwycił ją za rękę i powiedział: „Boże, jakie to wiotkie”. Z drugiej jednak strony, na co mieliśmy czekać, skoro nic ją już nie boli, a na treningach zasuwa po korcie aż miło.

Cały artykuł w Polska The Times