„Sport” – Radwańska: przede mną wiele wyzwań

29

Gdyby udało mi się zakończyć rok w dziesiątce byłabym bardzo zadowolona. Przede mną jednak jeszcze wiele wyzwań – zaznacza Agnieszka Radwańska. Pierwsze bardzo poważne wyzwanie, to igrzyska w Pekinie.

Agnieszka Radwańska jest jedną z kilku zaledwie nastolatek, które będą reprezentować Polskę podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Jednocześnie jedyną, którą ma tak dużą szansę na odniesienie sukcesu. 19-letnia krakowianka jest obecnie dziesiątą tenisistką świata. W tym roku, w dwóch z trzech turniejów wielkoszlemowych, osiągnęła ćwierćfinał – Australian Open i Wimbledon, a na kortach Rolanda Garrosa dotarła do czwartej rundy. W historii tenisa open nie było polskiej zawodniczki z takimi wynikami.

Przez ostatnie kilkanaście dni najlepsza polska zawodniczka przebywała w rodzinnym Krakowie, kolejne tygodnie będą jednak dla niej bardzo pracowite. Już za tydzień Isia przystąpi do obrony tytułu w turnieju w Sztokholmie – dwanaście miesięcy temu to właśnie w stolicy Szwecji wygrała swój pierwszy zawodowy turniej. Pó?niej zaś czeka ją podróż do Chin, a zaraz po zakończeniu zmagań na igrzyskach, przelot do Stanów Zjednoczonych i walka w US Open. Ostatni w tym roku turniej Wielkiego Szlema będzie na pewno trudną sprawą dla wszystkich, którzy zagrają na igrzyskach. Zwykle bowiem wszyscy dużo wcześniej zjeżdżają do USA. Tym razem zaś będzie mało czasu na aklimatyzacje. Nasza tenisistka, tradycyjnie już, bardzo spokojnie podchodzi do czekających ją wyzwań.

Za tydzień przystąpisz po raz pierwszy do turnieju, w którym będziesz bronić tytułu. To większy stres niż normalnie?

– Mam to gdzieś w głowie, że ten turniej wygrałam w zeszłym roku, ale staram się zbyt dużo o tym nie myśleć. Będę chciała zagrać w Sztokholmie jak najlepiej potrafię w singla i w debla. Bez jakieś specjalnej presji.

Skąd się bierze twój spokój i opanowanie, a – właściwie – optymizm na korcie?

– Nie wiem czy można nazwać to optymizmem. Myślę po prostu, że mam dystans do tego wszystkiego. Różnie się przecież dzieje na turniejach. Każdy to przeżywa inaczej. Wiadomo, że są nerwy, podnosi się poziom adrenaliny. Kiedyś się zdecydowanie bardziej denerwowałam niż teraz wychodząc – na przykład – na kort centralny, gdzie są tłumy ludzi, kamery, dziennikarze. Teraz wychodzę na kort i traktuję to jako moją codzienność.

W Polsce jesteś już bardzo popularną osobą, a jeszcze półtora roku temu twój tata opowiadał, że więcej osób rozpoznaje cię za granicą.

– Za granicą to przede wszystkim na dużych turniejach jestem rozpoznawalna. Choć może ostatnio w Anglii też wiele osób mnie poznawało. Tam jednak tenis jest bardzo popularny, pewnie przede wszystkim przez Wimbledon. Poza tym w Londynie mieszka dużo Polaków i na ulicy często mnie rozpoznawali. W Polsce już teraz jest inaczej i na dziesięć osób, dziesięć mnie rozpoznaje.

Po Sztokholmie kolejne wyzwanie, czyli igrzyska olimpijskie w Pekinie. Jak podchodzisz do tej trochę nietypowej jak na tenis rywalizacji, o medale, a nie o wielkie pieniądze?

– Sukcesem jest już być olimpijką. To będą moje pierwsze igrzyska, więc zobaczę jak to wszystko wygląda. Na pewno będzie to troszkę inny turniej niż te, które są rozgrywane normalnie. Trochę inne twarze. Nie będzie tyle Rosjanek co zwykle, tyle Francuzek, mogą być przecież tylko po cztery zawodniczki z jednego kraju. Można jednak stwierdzić, że to będzie podobna ranga imprezy jak Wielki Szlem. Choć muszę stwierdzić, że wielkoszlemowy tytuł jest dla tenisistów chyba bardziej wartościowy niż medal olimpijski.

Do igrzysk będziesz się przygotowywała jakoś szczególnie?

– Do każdego turnieju przygotowuję się tak samo. Wiadomo, zmieniają się jedynie warunki albo jest hala, albo korty otwarte, no i nawierzchnie. Przed Pekinem jadę do Sztokholmu, bo tam właśnie są korty twarde. A na tydzień przed rozpoczęciem rywalizacji na igrzyskach będę już w Chinach i tam potrenuję.

Coś szczególnego zabierzesz ze sobą do Pekinu?

– Na pewno będzie to strój reprezentacyjny, który dostali wszyscy olimpijczycy. Wybieram się na ceremonię rozpoczęcia igrzysk.

Czy jedna z dziesięciu najlepszych tenisistek świata czuje się jakoś specjalnie?

– Wcale tak tego tak nie odbieram, bo ta, która jest jedenasta w rankingu wcale nie jest gorsza ode mnie. Tak naprawdę dwudziestka, a nawet trzydziestka w rankingu jest taką górną półką, gdzie wszystkie zawodniczki grają na wysokim poziomie. Każda z każdą może przegrać.

Jako tenisistka z pierwszej dziesiątki rankingu masz jakieś dodatkowe obowiązki?

– Jeszcze tego nie wiem, bo jestem w dziesiątce dopiero od dwóch tygodni, a w tym czasie nie grałam w żadnym turnieju. Poza tym, podstawowa różnica jest taka, że zawodniczki z różnych poziomów rankingowych mają narzucaną grę w innych turniejach. A w czasie imprez dwie lub cztery najwyżej rozstawione mają dodatkowe obowiązki. Muszą być na spotkaniach ze sponsorami, dodatkowych konferencjach. Generalnie na razie niewiele się zmienia i sama wybieram sobie turnieje, w których gram. W przyszłym roku będzie troszkę inaczej, bowiem zmienia się kalendarz i przepisy WTA.

Twoje tenisowe marzenie na ten rok?

– Chciałabym skończyć rok w dziesiątce. A jeszcze przede mną właściwie 1/3 sezonu, turniej wielkoszlemowy i duże turnieje w zimie. Trochę punktów do obronienia mam, bo w US Open byłam w czwartej rundzie w zeszłym roku. W turniejach halowych także jakieś 200 punktów muszę obronić. Dużo do zagrania i do wywalczenia. Jeżeli więc utrzymałabym się w dziesiątce byłabym bardzo zadowolona.

Więcej w Sporcie