„Sportowe Fakty”: Gdzie ci Francuzi?

27

Od przegranego meczu Pucharu Davisa z Czechami w Ostrawie francuscy tenisiści zagrali 27 meczów, z czego 13 przegrali. Ich najlepszym wynikiem jest ćwierćfinał Jo-Wilfrieda Tsongi w Miami. A do Roland Garros pozostają trzy tygodnie.
W toczonym na Foro Italico w Rzymie tunieju serii mistrzowskiej trójkolorowym wiedzie się niedobrze od dawna. Mało który z kibiców pamięta wyczyny Fabrice’a Santoro z 1991 roku. Ostatnim francuskim ćwierćfinalistą (a nawet półfinalistą) rzymskiej imprezy był w 2006 roku Gaël Monfils.

W tym sezonie już w pierwszej rundzie odpadł Tsonga, finalista Australian Open 2008, który miał ambitne plany przed rozpoczęciem sezonu na kortach ziemnych, który zaplanował sobie właśnie w Rzymie. Pokonał go… Richard Gasquet.

24-latek pochodzący z Konga nie załamuje się jednak i, jak to przyzwyczaił (choć wcześniej raczej z powodu kontuzji), skupi się na indywidualnej pracy w Paryżu, zamiast startować w kolejnym turnieju.

Wraz ze swoim trenerem, Érikiem Winogradskym nie zamierzają zmieniać planów. Nie wpisał się Tsonga na listę startową żadnego z trzech turniejów odbywających się w kolejnym tygodniu. – Nie tracimy głowy – mówi szkoleniowiec dziennikowi „L?Équipe”. – Chcieliśmy grać w Rzymie i na bazie tego turnieju będziemy teraz pracować. Potem wystąpimy w Madrycie i Drużynowych Mistrzostwach Świata – zdradza.

133 km/h Gasqueta

Paradoksalnie najlepiej z „czterech muszkieterów” Francji spisuje się w ostatnim czasie Gasquet, najniżej (ATP 23) z nich notowany. Bleus po 23 latach znów mają trzech przedstawicieli w czołowej dziesiątce rankingu ATP: Gillesa Simona (7), Monfilsa (9) i Tsongę (9).

Na 1/8 finału w Rzymie, tak jak Simon, zatrzymał się mieszkający w Szwajcarii Gasquet, który weźmie teraz udział, tak jak Simon, w turnieju w portugalskim Estoril. Ostatnia opinia o jego bolącym łokciu nie była jednak optymistyczna.

W czwartek przegrał (5:7, 4:6) z Fernandem Verdasco. Dzień wcześniej, w napiętym terminarzu spowodowanym deszczem nad stolicą Italii, zagrał pięć setów: najpierw z Tsongą, potem z Ernestsem Gulbisem.

Gdy wyszedł naprzeciw leworęcznego Hiszpana, przypomniało o sobie ramię. Powróciły nieprzyjemne chwile z października 2005 roku, kiedy taka kontuzja wykluczyła go z gry na trzy miesiące. Verdasco bez problemów radził sobie z pierwszym serwisem Gasquet, nieprzekraczającym 133 km/h.

Trener Guillaume Peyre mówi, że wygrać można nawet będac w złym stanie. – Przykro mi, bo Richard był zbyt skupiony na swoim bólu i był jakby poza meczem. Próbował, ale nie jestem pewien, czy całkowicie wierzył. To się mogło potoczyć inaczej, bo był silniejszy od Verdasco, a to daje do czegoś podstawę – ciągnął Peyre.

Cały artykuł w serwisie Sportowe Fakty