„Rzeczpospolita”: Smutny chórek

29

Po meczu z Sanią Mirzą Martę Domachowską żegnał chóralny śpiew polskich kibiców okupujących górne rzędy trybun przy korcie nr 8 (Polka przegrała 1:6 4:6) ? Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy… ? intonowali emigranci znad Wisły.

Domachowska jeszcze w Melbourne zagra. Z Niemką Yaniną Wickmayer w pierwszej rundzie debla wylosowały Tatianę Puczek i Anastasię Rodionovą, parę białorusko-australijską.

Nerwy panią zjadły?

Marta Domachowska: Nie. Po prostu nie umiałam narzucić swojego stylu gry. Bałam się popełniać błędy, grałam zbyt ostrożnie. Nie mogłam trafić w kort z serwisu. Zupełnie nie czułam dziś swojej gry. Nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Jak chciałam przytrzymać piłkę w korcie i zagrać dłuższą wymianę, to Sania kończyła.

To pani ulubiony turniej i taka klapa na starcie. Jak to wyjaśnić?

Z turniejów wielkoszlemowych na pewno najbardziej lubię Australię, ale zdarzały mi się tu też kiepskie mecze. Zaręczam, że będę dalej próbowała, i może kiedyś się uda.

Jakie są pani najbliższe plany?

Mam wciąż niezłą pozycję. Liczy się mój ubiegłoroczny ranking, zgłoszenia do turniejów są już zamknięte i pozostało mi jeszcze parę szans, żeby się odbudować…

Więcej w Rzeczpospolitej