„RP”: Tenisowa Polonia na Legii

20

O majowym turnieju WTA Tour w stolicy wiadomo na razie tyle, że się na pewno odbędzie i w drabince będzie dużo polskich nazwisk – pisze Rzeczpospolita.

Po naszym tenisowym światku krąży już żart, że zaczynający się 18 maja turniej Warsaw Cup będzie można nazwać nieoficjalnymi mistrzostwami świata Polski i Polonii.

Na pewno zagrają w nim obie siostry Radwańskie, jedną z czterech tzw. dzikich kart dostanie Marta Domachowska, przyjazd zapowiedziały też dwie tenisistki o słowiańskiej urodzie, które w ostatnim tygodniu narobiły najwięcej zamieszania w WTA Tour.

W finale turnieju w Charleston, na zielonej amerykańskiej mączce i z pulą nagród milion dolarów, nieoczekiwanie zmierzyły się córka polskiego piłkarza, który wyjechał szukać szczęścia w Danii, i córka polskiego historyka, który wyjechał szukać szczęścia do Niemiec. Dziewiętnastoletnia Sabine Lisicki z Berlina pokonała w dwóch setach rok młodszą Caroline Wozniacki z Odense, zdobyła pierwszy tytuł w WTA Tour i powiedziała po finale, że chce być kiedyś numerem jeden na świecie. Na razie awansowała z 63. na 43. miejsce. Wozniacki ma już cztery turniejowe zwycięstwa, 11. miejsce w najnowszym rankingu i jest jedną z najmocniej promowanych gwiazd młodego pokolenia.

Obie mają za 3,5 tygodnia zagrać na kortach Legii. Start w turnieju rangi Premier z pulą nagród 600 tysięcy dolarów zapowiada też Chinka Jie Zheng, która właśnie awansowała na najwyższe w karierze 16. miejsce. I na razie tylko tyle wiadomo w sprawie obsady.
W poprzednim turnieju WTA Tour w Warszawie, J&S Cup, obsada była ogłaszana kilka tygodni wcześniej, ale to były zupełnie inne czasy. Po pierwsze: finansowej prosperity, a po drugie i ważniejsze ? starego kalendarza WTA.

Nowy obowiązuje od tego sezonu, odrodzony warszawski turniej ma w nim znakomite miejsce, w ostatnim tygodniu przed Roland Garros, ale jest coś za coś. ? To jest turniej tzw. pre-Grand Slam. Taka kategoria wcześniej w przyrodzie nie występowała. Z jednej strony nie ma w nim tzw. players commitment, czyli zobowiązania WTA, że na pewno zagrają tutaj np. dwie zawodniczki z czołowej dziesiątki. Ale z drugiej strony nie ma też żadnych ograniczeń. Może zagrać nawet cała czołowa dziesiątka, co w J&S Cup byłoby sprzeczne z przepisami ? mówi dyrektor Warsaw Open Stefan Makarczyk. I zapowiada, że pełną obsadę poznamy może dopiero w połowie tygodnia poprzedzającego turniej.
Dwie dzikie karty będą czekały do ostatniej chwili na tenisistki z pierwszej dziesiątki, które najszybciej odpadną z wielkiego turnieju w Madrycie, który poprzedza Warsaw Open. ? Dziewczyny, które daleko zajdą w Madrycie, na pewno do nas nie przyjadą, będą odpoczywać. Ale te, które odpadną, nie mogą sobie pozwolić na dziesięć dni bezczynności do Roland Garros.

Cały artykuł w Rzeczpospolitej