Radwański zaskoczony formą córki

31

Agnieszka Radwańska, tuż po wielkoszlemowym Australian Open, wróciła na dziesiątą pozycję rankingu WTA Tour. Jej ojciec i trener Robert Radwański jest nieco zaskoczony, że tak szybko udało się zrealizować plan na pierwszy kwartał.

„No tak, nie zdziwię się, jak ktoś znów powie, że trener Radwański nie zna się na tenisie. Minął dopiero miesiąc nowego sezonu, a Isia jest znów w dziesiątce. A przed wyjazdem do Australii mówiłem przecież, że pewnie wróci tam najwcześniej w marcu. Mogę się tylko uderzyć w piersi i przeprosić wszystkich rozczarowanych” – powiedział Robert Radwański.

„Jesteśmy jeszcze trochę 'tąpnięci’ zmianą czasu i klimatu, bo dopiero wczoraj wieczorem wylądowaliśmy na lotnisku w Balicach. Właściwie spędziliśmy prawie trzy dni w samolocie. Ja i Isia wracaliśmy z Melbourne 46 godzin, a wszystko zaczęło się od pięciogodzinnego opóźnienia startu na początku. Gorzej miała druga córka Urszula, bo jej powrót do domu zajął 49 godzin. Nie było to miłe, ale najważniejsze, że mamy to już za sobą i spokojnie możemy wrócić do rzeczywistości” – dodał.

Agnieszka Radwańska w Melbourne wróciła do gry po trzyipółmiesięcznej przerwie spowodowanej przeciążeniowym pęknięciem kości dużego palca lewej stopy. Przeszła operację u doktora Mariusza Bonczara w Krakowie, a także intensywną rehabilitację nogi. W grudniu wznowiła treningi, a w ubiegłym tygodniu dotarła do ćwierćfinału Australian Open, w pierwszym starcie po zabiegu. Przegrała dopiero z późniejszą triumfatorką Belgijką Kim Clijsters.

„Szczerze przyznaję, że w tym wszystkim mieliśmy sporo szczęścia, bo wiele czynników się zgrało we właściwym czasie i miejscu. Tak naprawdę mogło nas wcale nie być w Melbourne. Gdyby Urszula nie grała tam eliminacji, to przy braku pewności czy stan nogi pozwoli Agnieszce na grę, pewnie byśmy się nie zdecydowali na taką eskapadę. Tak samo gdyby Isia nie była gotowa do gry, to raczej nie ryzykowałbym takiej dalekiej wyprawy z samą Ulą. No ale tak się wszystko dobrze ułożyło i możemy powiedzieć: przybyliśmy – a właściwie przylecieliśmy – zobaczyliśmy i zwyciężyliśmy” – powiedział Radwański.

Cały artykuł w Interia.pl