Poznań Open, czyli upał, rekordy i Tour de France…

47

Kapas PanfilW Poznaniu zakończył się challenger rozgrywany na kortach ziemnych w Parku Tenisowym Olimpia z pulą nagród 30 tysięcy euro. Oczywiście, nie mogło nas zabraknąć na jednej z dwóch tego typu imprez w Polsce (we wrześniu odbędzie się challenger w Szczecinie). Za nami turniej, który trwał tydzień, a właściwie 9 dni. Na pierwszy rzut oka bez niespodzianek i sensacji, bowiem najlepszy okazał się najwyżej rozstawiony Austriak Andreas Haider – Maurer, a w grze podwójnej triumfowali grający ze sobą od dawna Gero Kretschmer oraz Alexander Satschko z Niemiec. Wydaje się, że to jedne z wielu zawodów w tenisowym kalendarzu, ale dla fanów „białego sportu” w Polsce, to wydarzenie o znacznie większym wymiarze. W kilku zdaniach postaram się objaśnić, czym nas zadziwiła tegoroczna edycja Poznań Open.

Wspomniany w tytule upał również nie miał miejsca od samego początku i chociaż kwalifikacje odbyły się bez większych zakłóceń, to pierwszy dzień turnieju głównego stał pod znakiem deszczu, przez co gry rozpoczęły się dopiero o 14. W następnych dniach tenisiści nie mogli narzekać na brak słońca, a wręcz odwrotnie, słońce nie raz stawało się przeszkodą przy smeczach, a temperatura mocno przekraczająca 30 stopni przy minimalnych podmuchach wiatru, miała także wpływ na rozstrzygnięcia niektórych spotkań.

Rekordy

Poznań Open okazał się dla kilku tenisistów miejscem, gdzie pobili swoje własne rekordy. Jako pierwszy swój mały cel osiągnął Andriej Kapaś, który po raz pierwszy w karierze przeszedł przez wszystkie rundy eliminacyjne turnieju cyklu ATP Challenger Tour. W I rundzie również było blisko zwycięstwa, jednak po prawie trzech godzinach walki uległ Jonathanowi Eyssericowi (Francja, 223 ATP). Również w pierwszym meczu głównych zawodów własny rekord prędkości serwisu pobił najmłodszy z uczestników całej imprezy, Kamil Majchrzak. Przed meczem z Henri Laaksonenem (Szwajcaria), 17-latek mówił, że chciałby na Olimpii przekroczyć 200 km/h. We wpisie po meczu juniora z Piotrkowa Trybunalskiego napisał, że było blisko, bowiem zanotowałem najszybsze podanie z szybkością 199 km/h, jednak następnego dnia rozmawiałem z Kamilem i okazało się, że jego własne wyzwanie zostało osiągnięte! Co prawda, najszybsza była zagrywka w siatkę (204 km/h), ale najmocniej zaserwowana piłka z przeszła w tempie 203 km/h.

Polacy

Najlepiej z naszych reprezentantów pokazali się Grzegorz Panfil oraz Mateusz Kowalczyk. Ten pierwszy zaszedł do ćwierćfinału w grze pojedynczej, gdzie uległ największej sensacji tegorocznej edycji poznańskiego challengera, finaliście Damirowi Dżumhurowi z Bośni i Hercegowiny, natomiast Kowalczyk, który kilka dni przed rozpoczęciem polskiej imprezy doszedł do finału turnieju ATP World Tour 250 w Stuttgarcie, w Poznaniu wyrównał swój rezultat w parze z Henri Kontinenem (Finlandia). Poza nimi ciężko wypatrywać bardzo pozytywnych akcentów. Wcześniej wspomniany Kapaś jako jedyny Polak przeszedł przez eliminacje, a z czterech „dzikich kart” tylko Panfil zdołał przejść do II rundy. W deblu nie było lepiej, bowiem tylko Mateusz Kowalczyk awansował do II rundy i dalej. Tutaj przyznam, że najbardziej zawiodłem się na parze Kapaś/Panfil, bowiem obaj grywają ze sobą bardzo często i bardzo dobrze. Niemniej jednak przegraną można usprawiedliwić bardzo krótkim czasem na rekonwalescencję tenisisty z Zabrza. Andrzej zakończył prawie 3-godzinny mecz singlowy, a po nim miał tylko godzinę do rozpoczęcia do walki o II rundę w grze podwójnej.

Publiczność i zaczepny Czech

Na kibiców polscy tenisiści mogli liczyć, bowiem wspierali ich swoimi oklaskami. Także wiele ładnych zagrań zostało okraszonych gromkimi brawami ze strony publiczności. Niemniej jednak zdarzały się incydenty przeszkadzające zawodnikom. Nie raz będący na trybunach ludzie chodzili miedzy krzesełkami, dzieci bawiły się w berka itd. Są to obrazki znane z kortów całego świata, ale wyjątkowo źle reagował na to Jan Mertl z Czech, który w spotkaniu I rundy debla miał okazję serwować przy biegających dzieciach. Po kilku prośbach skierowanych w stronę sędziego, zaczął wrogo spoglądać w stronę rodziców dzieci. Zaledwie dwa dni później Czech ponownie miał swoje podanie przy chodzących kibicach. Gdy walczył ze Stephanem Robertem (Francja, 5) arbiter upominał chodzącego widza, jednak ten nie reagował. Jaki sposób znalazł na niego tenisista zza naszej południowej granicy? Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie… rzucić go piłką.

Jednym ze zdań, które najbardziej mi zapadło w pamięć podczas poznańskich zawodów, a na pewno sprawiło najwięcej ubawu, to usłyszane „Zabierz te giry” podczas starcia II rundy pomiędzy Grześkiem Panfilem a Philippem Gojowczykiem z Niemiec. Słowa te wyszły z ust jednego z ball boy’ów i nie zrobiłyby one na mnie aż takiego wrażenia, gdyby nie zostały (najprawdopodobniej) skierowane do Adama Chadaja. Siedzieliśmy wówczas we czterech, ja, Adam, Andrzej Kapaś oraz Radu Albot (Mołdawia) i wszyscy, może poza Radu, byliśmy niemało zaskoczeni takim zdaniem. Niemniej jednak wiem, że jeszcze kiedyś właśnie tak zwrócę się tak na pewno do Chadziego.

Tenis z kolarstwem w tle

Spędzanie całych dni na korcie, wzbudza apetyt, a że nikt nie chce opuszczać Parku Tenisowego Olimpia, wiele osób decyduje się na posiłek w miasteczku tenisowym. Wśród tych osób byłem także ja, a przy obiadach towarzyszył mi duet hiszpańskich tenisistów, Pablo Carreno Busta, który grał z czwórką oraz Roberto Carballes Baena. Przeważnie siadaliśmy przy jednym stoliku, żeby mieć dobry widok na telewizor, w którym trwała relacja z wyścigu Tour de France. Każdy kibicował swoim faworytom. Ja byłem za Michałem Kwiatkowskim, a Hiszpanie najgłośniej wspierali Alberto Contadora i Alejandro Valverde.