Polska w finale Pucharu Hopmana!

115

radwanska-panfil-T3Reprezentacja Polski w Pucharze Hopmana po raz pierwszy w historii awansowała do finału tego najbardziej prestiżowego turnieju par mieszanych, który jest uznawany za nieoficjalne mistrzostwa świata w tej konkurencji. Rozstawieni w Perth z numerem pierwszym Polacy w składzie: Agnieszka Radwańska (5 WTA) i Grzegorz Panfil (Polska, 288) w swoim ostatnim grupowym spotkaniu pokonali stosunkiem 2:1 gospodarzy imprezy, Australijczykom, to dzięki dwóm wcześniejszym zwycięstwom nad Włochami i Kanadą, oraz sprzyjającym rozstrzygnięciom w innych spotkaniach Radwańska i Panfil wywalczyli awans do wielkiego finału Hopman Cup.

 

W pierwszym meczu, który rozpoczął się jeszcze przed południem do walki stanął Grzegorz Panfil. Zabrzanin o cenny punkt rywalizował z Bernardem Tomciem (ATP 51). I mimo tego, że notowany ponad 250 miejsc niżej Panfil starał się dotrzymywać tempa młodemu Australijczykowi, to jednak im dłużej trwało to spotkanie tym bardziej Polak stawał się bezradny. Niewielka nadzieja tliła się w drugiej partii, ale 25-latek nie wytrzymał tempa rywala i poległ 6:4. Ostatecznie Grzegorz przegrał 6:1, 6:4 i po niecałej godzinie na kort wkroczyła Agnieszka Radwańska.

 

A Krakowianka nie miała przed sobą łatwego zadania. Nie tylko musiała wygrać z Samantą Sstosur, abyśmy nadal mogli marzyć o grze w finale Pucharu Hopmana, ale ponadto musiała przezwyciężyć wszystkie swoje słabości i lęki. Nie dość, że Radwańska pojedynków ze Stosur nigdy nie zalicza do łatwych (miała z nią ujemny bilans rozegranych spotkań – 1:3), to na dodatek Polce co chwilę grę utrudniał bark, z którym 24-latka boryka się już od jakiegoś czasu. Mając świadomość wagi tego starcia myśli Radwańskiej krążyły tylko wokół jednego pytania ?Jak pokonać Stosur??. Krakowianka chciała tez wyrównać stare porachunki z Samantą, która zawsze kiedy po drugiej stronie siatki miała Agnieszkę włączała szósty bieg i grała znacznie powyżej swojej nominalnej dyspozycji.

 

I tak też było dzisiaj. Australijka grała z Radwańską tak, jakby rywalizowały co najmniej w wielkoszlemowym finale. Wielka wola walki i chęć zmiażdżenia Polki przez Stosur była wręcz namacalna. Natomiast Radwańska niewiele sobie z tego robiąc spokojnie przebijała kolejne piłki na drugą stronę kortu, cierpliwie czekając na błędy rywalki. Taka taktyka opłaciła się, gdyż Stosur popełniła takowych wręcz zatrzęsienie. Jeżeli chodzi to Agnieszkę to jej wielkim atutem w tym pojedynku okazała się regularność i zabójcze dla oponentki czucie piłki. Na dodatek w czasie meczu można było odnieść wrażenie, że Radwańska, mająca zazwyczaj ogromne problemy z grającymi siłowy ofensywny tenis tenisistkami, dziś pokazała, że i ona potrafi z takich piłek korzystać i konstruktywnie się odgryźć. Polka uderzała pewnie, z wyczuciem, a czasami nawet z siłą równą atletycznie zbudowanej przeciwniczce. I chociaż piąta rakieta świata w słabym stylu przegrała pierwszą partię, potem było już tylko lepiej.

 

Agnieszka w II secie jakby przebudziła się z letargu, chcąc udowodnić patrzącej na nią czasem z politowaniem po drugiej stronie kortu Stosur, że ona także potrafi grać z pełną mocą. Zaczęła się wymiana ciosów, a słabsza psychicznie Stosur powoli zaczynała tracić kontrolę nad sytuacją. Nie mogąc sobie poradzić z finezyjną i pomysłową grą Radwańskiej zaczęła w coraz częstszych przypływach frustracji popełniać proste, niewymuszone błędy, które później pozwalały Polce w pełni przejąć kontrolę nad przebiegiem spotkania. Zrezygnowana Stosur w ostatniej partii wyraźnie spuściła z tonu i oddała pole bardziej zdeterminowanej i wyraźnie tego dnia lepszej Radwańskiej. W końcu po dwuipółgodzinnym maratonie ręce w geście zwycięstwa mogła wznieść Agnieszka, która pokonała Samanthę Stosur 3:6, 6:4, 6:3.

 

Jednak, aby rozstawieni z numerem pierwszym reprezentanci Polski mogli wspólnie cieszyć się z awansu do finału nieoficjalnych mistrzostw świata par mieszanych musieli dokonać czegoś jeszcze. Kilka minut po meczu singla kobiet Agnieszka Radwańska z Grzegorzem Panfilem stanęli przeciwko gospodarzom w starciu o wszystko. Taka presja mogła naszą parę usztywnić. Jednak nic, z tych rzeczy. Chociaż do awansu potrzebowaliśmy tylko jednego seta, to ani Tomic, ani tym bardziej Stosur, nie mieli zamiaru oddawać punktów za darmo. I na początku mogło się wydawać, że ten najczarniejszy scenariusz się spełni. Polska przegrała pierwszą partię gry mieszanej już po dziewiętnastu minutach! Zostaliśmy rozbici, niemal w ogóle nie nawiązując walki, 6:1. I właśnie wtedy do naszych zawodników dotarło widmo porażki. Krakowianka wymieniła z Panfilem parę krótkich zdań i Polacy byli gotowi na bój na śmierć i życie. Odgonili od siebie złe myśli, i jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki w naszym obozie nastąpiło pewne rozprężenie. Rozluźnieni, ale jednocześnie zdeterminowani Agnieszka i Grzegorz postawili wszystko na jedną kartę. A przecież na szali był finał Hopman Cup. Jednak widać było, że ta para nie zadowoli się błahostkami. Nie, oni chcą zagarnąć całą pulę!

 

Druga partia była pełnym dramaturgii spektaklem ze szczęśliwym happy endem w wykonaniu Polaków. Przełamania sypały się jak z rękawa. Gdy jedna drużyna zdobywała przewagę serwisu, już ta druga ją niwelowała, notując przełamanie powrotne. Ten szalony okres pięknej, ale i czasem szczęśliwej gry obu zespołów właśnie wtedy osiągnął punkt kulminacyjny. Prawdziwy koncert gry Radwańska z Panfilem pokazali w dwóch ostatnich gemach, gdzie najpierw popis serwisowy dał Panfil, a później do głosu doszła Agnieszka, której piękne dropszoty i woleje zapewniły nam zwycięstwo w secie.

 

Wtedy właśnie, przy stanie 1:6, 7:5 już wszyscy wiedzieli, że nikt nie odbierze tej dwójce wielkiego sukcesu. To właśnie oni w swoim pierwszym występie na Hopman Cup w historii zagrają w finale. Pierwszy raz i już będą walczyć o tytuł! Ale mimo tego, że w przypływie radości krakowianka zaczęła przybijać piątki i śmiać się z Panfilem, to jednak wciąż do rozegrania pozostawał super tie-break. Tam, już na pełnym luzie, Polacy zachowali trzeźwość umysłu i zimną głowę. Mimo piłki meczowej dla rywali to 25-letni Zabrzanin i o rok młodsza krakowianka wyszli z tego horroru zwycięsko i z kompletem zwycięstw zameldowali się w finale tych prestiżowych rozgrywek.

A tam na korcie centralnym Perth Arena Polacy mogą zawalczyć o coś co z pewnością zapamiętają do końca życia. Szczególnie dla Panfila będzie to ukoronowanie wspaniałego tygodnia. Teraz stanie przed ogromnym wyzwaniem. W finale zagra najprawdopodobniej przeciwko Francuzowi Jo-Wilfriedowi Tsondze. A przecież jeszcze niedawno Polak musiał grać w turniejach rangi ITF… Niech więc ta piękna przygoda pary Polaków zakończy się w iście hollywoodzki sposób. No bo przecież nikt nie wątpi, że nawet jeżeli przeciwnikiem będzie Francja, to Polacy po tych wspaniałych meczach z Włochami, Kanadą i Australią nie boją się już przecież nikogo!

Wyniki fazy grupowej Pucharu Hopmana (stan na 2.01.2014)

tabela 2 tabela