Mądrości tenisowe

126

Wszyscy spotykamy się z różnymi tzw. „mądrościami tenisa”. Słyszymy je wygłaszane przez komentatorów/ekspertów podczas transmisji z turniejów, przytaczane są w prasie codziennej czy magazynach tenisowych. W końcu powtarzane są na wielu forach tenisowych.
Czy są prawdziwe? – TAK. Czy powinniśmy je przyswajać i stosować wprost? – NIE.

Przykładów jest wiele ale ja skupię się na jednym.
Mądrość stanowi – Idąc do siatki należy dążyć do maksymalnego zbliżenia się do niej (siedzimy brzuchem na siatce) co ułatwia nam pokrycie kortu i wykonanie zagrania wolejowego.

W tenisie zawodowym to czysta prawda. W tenisie amatorskim to często tylko czysta bzdura.
Po pierwsze należy sobie uświadomić, że będąc przy siatce z punktu widzenia możliwości uderzeń będziemy musieli wykonać dwa uderzenia – wolej lub smecz. I ten właśnie smecz jest w tym przypadku sednem sprawy.

Zawodowiec jest szybki, zwinny, skoordynowany, antycypuje grę i ma nienaganną technikę. Może więc bez problemu wycofać się i zasmeczować. Lob musi być idealny by go zaskoczyć. Wie o tym przeciwnik. Poza tym to też zawodowiec i minięcie czy zagranie w nogi nie jest problemem.
Kanon się sprawdza.

W tenisie amatorskim w obu przypadkach (ten przy siatce i ten atakowany) jest dokładnie odwrotnie. Mała zwinności, szybkości, niedoskonałość techniczna, często zerowa antycypacja. O ile w tenisie zawodowym lob jest rzadkością o tyle u amatorów bywa wręcz regułą. Strach przed atakującym, brak zaufania do siebie, braki techniczne, zły przegląd kortu powodują że najwygodniej jest zagrać tzw. windę. Tak jest najłatwiej. Poza tym przeciwnik nie jest tak szybki, czeka na uderzenie (nie antycypuje), smecz niedomaga i nawet średniej jakości lob może nam przynieść bezpośrednio punkt. W efekcie kilka takich lobów wprowadza konsternację u atakującego – przecież takie są zasady, idę na siatkę ….
Jednocześnie taki „tani” sukces ugruntowuje w lobującym przekonanie, że to jedyna słuszna droga. Prosta i skuteczna….
Kanon nie sprawdza się.

Amator powinien więc nie zbliżać się do siatki na więcej niż trzy metry, przynajmniej na wstępie gry by pokryć ewentualne loby i skarcić rywala. Utrudnia to oczywiscie grę wolejem ale w ostatecznym rozrachunku bilans powinien być dodatni.

Dlatego serdecznie polecam umiar i rozwagę w przyjmowaniu wszelkich mądrości tenisa i bezmyślnym ich stosowaniu. Nie wszyscy jesteśmy Federerami i Samprasami.
Traktujmy je jako wyłącznie pewien wstęp do własnych przemyśleń, analiz i w końcu adaptacji do „naszego” tenisa.

Vivid