Marcin Matkowski: Wciąż czekam na więcej!

86

Z jednym z najlepszych polskich deblistów w historii – Marcinem Matkowskim – rozmawiamy o ciężkim życiu zawodowego deblisty, niełatwej drodze na Wimbledon i planach na przyszłość.

 

Na Wimbledonie gra Pan z wielkim Leanderem Paesem. Jak występuje się wspólnie z deblową legendą światowych kortów?

W zeszłym roku grałem z Nenadem Zimonjiciem, więc dla mnie to są dwie porównywalne postacie. Leander jak wiadomo wielokrotnie wygrywał turnieje wielkoszlemowe. Razem z Leanderem osiągnęliśmy ćwierćfinał na Rolandzie Garrosie, na pewno mieliśmy dobry start. Teraz gramy na jego lepszej nawierzchni, więc liczymy na więcej. Nie jesteśmy rozstawieni, więc to trochę utrudnia sprawę, ale jeżeli będziemy grali dobrze i prezentowali dobry tenis to stać nas na wygraną w Wimbledonie. Troszkę inaczej się umawialiśmy, bo mieliśmy grać wszystkie turnieje na trawie razem. Jednak kontuzja Leandera, naciągnięte mięśnie brzucha, spowodowała, że nie grał ani Stuttgartu, ani Nottingham. Po prostu zabrakło nam ogrania, rozegrania kilku meczów więcej przed Wimbledonem. Pierwszy mecz wygraliśmy gładko, ale to był zupełnie inny kaliber przeciwników. A moim zdaniem nie da się bez dużej ilości spotkań do Szlemów przygotować i tego nam na pewno zabrakło. Przy ciężkich momentach nie udało nam się wrócić.

Tyle razy już próbowałeś wygrać Wielki Szlem, ale zawsze coś stawało Ci na drodze.

Byłem w ćwierćfinałach, raz w finale, ale mam nadzieję, że tutaj uda mi się zrobić krok do przodu. Cały czas uważam, że stać mnie na najlepsze wyniki i dlatego też gram. Na pewno wierzę w to, że jesteśm w stanie wygrywać największe turnieje i to pomaga w dążeniu do celu. Ale też przygotowania do tegorocznego Wimbledonu nie były takie, jak sobie zaplanowaliśmy. Dla mnie to też nie było komfortowe, bo umówiłem się z jednym zawodnikiem, a wyszło inaczej. W Stuttgarcie okazało się, że nie lecimy, to musiałem się wycofać, bo już nie było czasu, żeby kogoś znaleźć. Potem grałem z Johnem Isnerem, któremu dziękuję, że w ogóle wyszedł na kort po tym, jak przegrał po dziesięciu meczbolach. Mieliśmy razem z Leanderem zagrać w Nottingham i też w piątek wieczorem dowiedziałem się, że Leander potrzebuje jeszcze kilku dni i w sobotę rano musiałem szukać zawodnika na nowy turniej, więc to na pewno nie były takie przygotowania do Wimbledonu, jakich bym chciał.

Jak wygląda współpraca z Leanderem na korcie?

Uzupełniamy się Leander częściej jest przy siatce, ja staram się mocnymi, technicznymi serwisami rozgrywać z tyłu kortu. Jesteśmy swoimi przeciwieństwami, gramy dwoma różnymi stylami. Znamy swoją wartość, wiemy na co nas stać. Oczywiście trzeba to pokazać na korcie, ale jesteśmy pozytywnie nastawieni do kolejnych spotkań

Czym różni się współpraca z Leanderem Paesem w porównaniu do tego, co było z Łukaszem Kubotem, Nenadem Zimonjiciem, czy Robertem Lindstedtem?

Każdy ma zupełnie inne podejście oraz zupełnie inne zachowania na korcie. Z każdym inaczej się gra. Jeden ma lepszy backhand, inny forhand. Na pewno porównując Nenada i Leandera to obaj są bardzo pewni siebie. Uważają, że są bardzo dobrzy i to ich wyróżnia. Także ich nastawienie jest bardzo pozytywne, Ja czasami na korcie mam negatywne myśli, a kończy się pozytywnie i chyba to dlatego też mam takie dobre wyniki, że cały czas staram się myśleć pozytywnie. Na pewno dla mnie to jest bardzo przydatne, że mam kogo podpatrywać i od kogo się uczyć.

Ciężko było go namówić do wspólnego grania?

Po rozstaniu z Łukaszem w środku sezonu nie było łatwo znaleźć odpowiedniego partnera. Łukasz znalazł świetnego Alexandra Peyę z Austrii. Ja szukałem, dzwoniłem i pisałem do kilku zawodników. Leander był jednym z tych, którzy byli gotowi za mną występować. Bardzo dobrze trafiłem. Chociaż nie ma on wysokiego rankingu, to jednak jest to typowa czołówka. Zobaczymy jak to dalej się potoczy. Na razie jesteśmy umówieni na ten turniej. Oczywiście ranking decyduje o tym, gdzie możesz wystąpić, ale na razie mam nadzieję, że zagramy tutaj bardzo dobrze i będziemy jeszcze grali wspólnie w przyszłości.

Czy przed igrzyskami w Rio stawiacie sobie z Łukaszem jakieś cele, czy jedziecie po prostu pokazać się z jak najlepszej strony?

Oczywiście, jak jedzie się na igrzyska to celem zawsze jest medal. Pozostałe 32 pary mają podobny cel. Wiadomo, nie ma punktów, ale liczy się przede wszystkim krążek na szyi. Nie będzie to jednak proste, bo każdy będzie się starał jak najlepiej grać, ale wierzymy, że właśnie w Rio możemy zagrać bardzo dobrze. Wystąpimy razem po raz pierwszy od dłuższego czasu, więc mam nadzieję, że ten efekt świeżości, tak jak zadziałał nam z nowymi partnerami tak będzie również w Rio. Na pewno wielka sprawa, bardzo się cieszymy, że udało nam się zakwalifikować i mam nadzieję, że pokażemy się z jak najlepszej strony i będziemy walczyć o medal.

Jako, że trwa piłkarskie EURO to nie mogę nie zapytać o reprezentację Polski. Jak Pan przyjął porażkę Polaków z Portugalią.

Szczerze mówiąc czuję lekki niedosyt, bo zawodnicy pokazali się z naprawdę dobrej strony na EURO i chyba każdy z nich powie że jednak niedosyt czuje, ponieważ widać było, że stać ich co najmniej na pokonanie Portugalii i oni pewnie to czuli. Ale wiadomo, karne to loteria, to trochę jak u nas super tie-break, więc jedna czy dwie sytuacje mogą zdecydować o wszystkim. Ale niestety, tak jak ze Szwajcarią wszystko trafialiśmy, tak tutaj jeden karny się nie udał. Ale to na pewno wielki sukces polskiego futbolu.

Przygoda z Wimbledonem zakończyła się dla Pana już w II rundzie.

Przegraliśmy dosyć łatwo 6:3, 6:2. Henri Kontinen i Peers grali od nas dużo lepiej. Zagrali bardzo dobre spotkanie, postawili takie warunki, że nie mogliśmy sobie z nimi poradzić i zasłużenie wygrali. Świetnie serwowali i w tym elemencie byli od nas o wiele lepsi. Mieliśmy kilka szans na przełamanie, ale to oni zawsze jako pierwsi przełamywali nasz serwis. Wielka szkoda, ale co zrobić, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Może w przyszłym roku mi się uda.

Co zdecydowało o tym, że w tym roku nie udało się powalczyć o więcej?

Zawsze chciałoby się więcej, a wiadomo, że II runda nie jest dla nas wynikiem satysfakcjonującym. Jest jak jest, teraz to już można tylko rozpatrywać co było nie tak, ale tak bywa w tenisie.

Co teraz z dalszą grą z Paesem?

Na razie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Wiadomo, że nasz wspólny ranking nie pozwoli nam na grę w największych turniejach. Na pewno w najbliższych tygodniach będę grał z kimś innym, choć jeszcze nie wiem z kim. Liczyliśmy na dużo więcej, nie wyszło i teraz na pewno każdy będzie miał trochę inne plany.

Awansował Pan już jednak do ćwierćfinału miksta. W parze z Kateriną Srebotnik jesteście rozstawieni w Wimbledonie z numerem jedenastym.

Faktycznie. Jeszcze nigdy nie byłem w Wimbledonie w półfinale, ani w deblu, ani w mikście, więc mam nadzieję, że zrobię dodatkowy krok. Wiadomo, że wolałbym być tutaj w ćwierćfinale debla, ale nie jestem, udało się awansować w mikście. To jest moja praca. Splendor jest, jeśli tutaj byłbym w finale, albo wygrał to na pewno na całe życie by zostało.

Czyli po Wimbledonie nie będzie Pan współpracował z Paesem?

W najbliższym czasie na pewno nie. Leander ma przede wszystkim za niski ranking, jest poza pięćdziesiątką. Na razie nie wiem z kim będę grał. Teraz zbliża się tour na hardzie plus igrzyska, więc na pewno będę grał Toronto, Cincinnati, US Open oraz igrzyska. Może Waszyngton, ale to jeszcze nic pewnego, bo wolę być świeży i wypoczęty, żeby jechać do Rio. W Stanach będziemy przecież dwa miesiące, więc lepiej odpuścić jakiś jeden turniej i później pojechać na świeżości na następne. Wszystko jest ułożone pod Rio i US Open.

A kto jest w kręgu twoich zainteresowań?

Tak naprawdę nie wiem. Na pewno przed Toronto dużo się będzie zmieniało, bo będą się krystalizowały składy do igrzysk. Być może jakiegoś deblistę uda mi się złapać. Na pewno nie jest to najłatwiejsza sytuacja. Ciężko o takiego partnera z okolic dwudziestki, czy trzydziestki, żebyśmy się do wszystkich turniejów łapali. Do rozpoczęcia US Open będzie to na pewno trochę szarpane. Oby już wtedy nastąpiła stabilizacja. Na pewno jest dużo łatwiej, kiedy za partnera masz zawodnika z którym możesz ustalić cały kalendarz startów.

Czyli ciężko będzie znaleźć kolejnego partnera?

Na pewno. W trakcie sezonu rzadko kiedy ktoś się rozstaje. To musiałoby być tak, jak ja z Łukaszem, że w pewnym momencie przestaliśmy razem grać i zaczęliśmy szukać partnerów. Peya z Petzschnerem przestał grać dlatego, że Niemiec miał kontuzję kolana i nie mógł grać, więc to były wypadki losowe. Ciężko jest znaleźć zawodnika w dwudziestce, który w trakcie sezonu mógłby na stałe zmienić partnera. Wtedy musiałoby mu naprawdę bardzo słabo iść, żeby cokolwiek zmieniał. Przy US Open zawsze są jakieś lekkie przetasowania, nowe rozdanie na przyszły rok, więc może uda mi się wtedy kogoś złapać.

Rozmawiał i notował w Londynie: Piotr Dąbrowski