Godzina z tenisistą #5: Maja Chwalińska

807

W dniu wolnym od zmagań na trawiastych kortach Wimbledonu rozmawiamy z Mają Chwalińską. Dąbrowianka jest jedną z najlepszych polskich juniorek. Powszechnie uznawana za jeden z największych talentów w historii polskiego tenisa Chwalińska opowiada o początkach na korcie, walce o tenisowe marzenia i czy udało jej się przybić piątkę z Rogerem Federerem.

Pochodzisz z bardzo usportowionej rodziny, a z całej gamy dyscyplin wybrałaś właśnie tenis. Dlaczego?

Bo cała reszta to nie są sporty indywidualne. Zaczęło się tak, że mój trener Paweł Kałuża chodził po szkołach i wyszukiwał największe talenty. Robił wtedy nabór do akcji ,,Talentiada”, spośród kilkuset dzieciaków, po przebyciu testów ogólnorozwojowych, trener wybrał właśnie mnie. Byłam dzieckiem, które rozpierała energia, chciałam robić po prostu wszystko. Na pewno nie potrafię usiedzieć w domu. Mogłabym uprawiać wszystko. Każda dyscyplina mi się podobała. Na początku jeszcze nie czułam tego, że to może być sport, któremu poświęcę całe życie. Ale po kilku latach poczułam, że chyba idę w dobrą stronę i postawiłam tylko na tenis. Później trzeba było wybierać, szkoła, siatkówka, tenis. Było ciężko, ale ostatecznie w ogóle nie żałuję, że wybrałam tenis.

Ciężko godzić życie zawodowej tenisistki i zwykłej nastolatki? Masz w ogóle czas spotykać się ze znajomymi?

Są takie momenty w sezonie, gdzie jesteśmy dłużej w domu, ale muszę powiedzieć, że ja o wiele lepiej dogaduję się z osobami z tenisa, niż ze szkoły. Mamy na pewno o wiele więcej wspólnego. Oni też przeżywają to wszystko, czego ja doświadczam. Nie ma ich praktycznie w domu, są cały czas w trasie, więc rozumieją o co chodzi. Gdy jestem w domu to jednak więcej czasu poświęcam rodzinie, chociaż też bardzo lubię pójść na przykład do kina z moją koleżanką z klasy. Wiadomo

A jak to jest ze szkołą? Klasycznie lubisz WF, czy może coś innego?

Wiadomo, że WF, ale to dlatego, że jest najprostszy(śmiech). Oprócz tego lubię na pewno angielski i geografię, którą bardzo się interesuję. Nie jakieś tam rodzaje gleb, ale wiedza o otaczającym nas świecie. Chyba ze wszystkich przedmiotów zdecydowanie wybieram geografię. Na pewno jeżeli nie grałabym w tenisa to robiłabym coś innego, to na sto procent. Z moją energią nie usiedziałabym po prostu w domu. Jeżeli mam jakiś wolny dzień i nie mam naprawdę nic w planach to nie wiem jak można, tak jak ludzie w moim wieku i w tych czasach cały czas siedzieć w domu. Nie wiem jak oni to robią, bo ja bym w życiu nie dała rady. Tak się nudzę, a czas tak się wydłuża, że ostatnio nawet nauczyłam się grać w szachy(śmiech). Nie miałam co robić z wolnym czasem, więc JA nauczyłam się grać w szachy, co prawda słabo, ale jednak(śmiech). Tenis jest takim sposobem na wyżycie się. Często tak było, że jeżeli miałam jakiś ciężki dzień w szkole i od razu po szkole jadę na trening to jest taki fajny sposób na odreagowanie i wyrzucenie wszystkiego z siebie.

A że mówimy o prozie życia, to jaka muzyka, książka, film?

Jeżeli chodzi o muzykę, to ostatnio bardzo podoba mi się Amy Winehouse. Ma bardzo ciekawy styl i ostatnio nie mogę przestać jej nucić (śmiech). Była bardzo szczerą piosenkarką i osobowością. Uspokaja mnie i bardzo mi się podoba jej sposób interpretacji słów.

A przyjaźnie na korcie? To, biorąc pod uwagę, że tenis jest sportem wybitnie indywidualnym, w ogóle możliwe?

Jasne, że są. Spędzamy 3/4 swojego życia na turniejach, więc ciężko by było żyć bez przyjaciół. Staram się być otwartą osobą, gdy się z kimś zaprzyjaźnię, to już na stałe. Wiadomo, że jeżeli jesteśmy już na korcie to nie ma taryfy ulgowej, każdy chce wygrać. Ale poza nim jesteśmy znowu przyjaciółkami.

Mimo, że wciąż jesteś jeszcze młodą tenisistką to z pewnością masz już ukształtowane tenisowe marzenia, prawda?

Oczywiście. Wiadomo, że chcę być w dziesiątce, wygrać Szlema. Ale tak mówi każdy zawodnik. Ale przede wszystkim, szczególnie po tych ostatnich wynikach uświadomiłam sobie, że nie chciałabym się cofać, zatrzymywać. Nawet takimi małymi kroczkami iść cały czas przed siebie i do przodu. Skupiam się na każdym pojedynczym meczu. I to chyba jest najważniejsze.

To prawda, że kiedyś chciałaś zostać dziennikarką sportową?

Tak, ale to było jak miałam jakieś 10-11 lat (śmiech). Ale myślę, że się do tego nie nadaję, bo chyba bym zagadała tą osobę, którą bym pytała, nikt by ze mną nie wytrzymał(śmiech). Raczej wolałabym być trenerką, ale wszystko zależy od tego jaką bym zrobiła karierę tenisową. Mam nadzieję, że ta zawodnicza będzie bogata w sukcesy. Po karierze założyć akademię i prowadzić zajęcia z dzieciakami. To jest moje marzenie.

Walka o to wspaniałe marzenie na pewno jest warta wszystkiego. Ale na razie o jego spełnienie walczysz trenując u siebie w Dąbrowie Górniczej.

Mamy naprawdę fajne warunki, ,świetnego trenera. Dąbrowa jest bardzo sportowym miastem. Pomimo tego, że jest dosyć mała i nie tak znana jak na przykład Warszawa. To jest moje miejsce na ziemi w którym naprawdę mogę coś osiągnąć.

Atmosfera świętej trawy Wimbledonu to dla Ciebie, szczególnie, że tu debiutujesz, coś niezwykłego. Korty przy Church Road mają w sobie coś wyjątkowego?

Wiadomo, że to jest jednak turniej wielkoszlemowy, więc też jest inaczej. Wszystko jest nowe, dużo się dzieje, wszędzie tysiące osób. Wimbledon to tradycja, historia. Miałam też okazję być w boksie Agnieszki Radwańskiej więc zobaczyłam też kort centralny. Robi niesamowite wrażenie. Na dodatek trawa, rzadko spotykana w juniorskim tenisie, ale tutaj czuć jej wyjątkowość.

Przybiłaś już piątkę z Federerem?

Ech, strasznie bym chciała! Najbardziej podoba mi się właśnie to, że wszędzie wokół mnie są wielkie zawodniczki i zawodnicy. Możemy ich podpatrywać, co robią, jak postępują. Co robią inaczej niż my, młodzi tenisiści. I może dlatego znajdują się tam, gdzie są. To jest zdecydowanie najfajniejsze. Ale ogólnie podoba mi się wszystko. Jesteśmy bardzo dobrze traktowani, nie tak jak na innych turniejach. Tutaj możemy się naprawdę poczuć jak prawdziwy, profesjonalny tenisista.

A jak oceniłabyś swoje występy w eliminacjach?

Przyjechałam tutaj w ogóle bez przygotowania, bo zagrałam tylko jeden trening na trawie przed tym meczem. Nie miałam zbyt wiele czasu żeby przyzwyczaić się do szybkiej nawierzchni, zagrałam tylko trening i od razu mecz. Dosyć spontanicznie, ale bardzo cieszę się, że udało się wygrać i dostać do turnieju głównego. Czysta głowa i moje podejście pomogły mi w pierwszym meczu, który wygrałam gładko. Kolejny mecz grałam z niesamowitą dziewczyną. Ona jest rocznik 2004, o półtorej głowy wyższa ode mnie. Gra tak niesamowicie, silna, mocno zbudowana. Jej technika jest bardzo podobna do Sereny. Było bardzo ciężko, ale wiedziałam, że jeżeli będę przedłużać cały czas ten mecz to w końcu rozstrzygnę go na swoją korzyść. Nawet po tym pierwszym przegranym secie wiedziałam, że mam dużą szansę na wygraną, ponieważ widziałam ile ją to sił kosztowało. Cieszę się, że się udało, mimo że po trzech godzinach. Dodał mi bardzo dużo pewności siebie. To był w sumie taki pierwszy prawdziwy mecz na trawie. Prawdziwy sprawdzian, nie to co pierwszy mecz, który trwał raptem 40 minut. Bardzo fajnie wygrać taki zacięty mecz. Sprawdziłam się też psychicznie, bo zagrałam trzy ciężkie sety. Ale jestem nastawiona na to, że na Wimbledonie są same dobre zawodniczki więc po każdym meczu trzeba się spodziewać ciężkiej przeprawy. Wyszłam na kort, zrobiłam swoje. Miałam przerwę, odpoczęłam i w poniedziałek walczę o II rundę.

Wcześniej nie miałaś styczności z tą nawierzchnią. Jak ci się podoba gra na trawie?

Dla mnie jest naprawdę świetnie i bardzo mi się podoba gra na trawie. Bardzo mi odpowiada, kompletnie nie mam problemu z poruszaniem się. Przynajmniej do tej pory i mam nadzieję, że tak będzie do końca. Naprawdę bardzo mi przypasowała ta nawierzchnia.

Przypasował bardziej Wimbledon, czy Roland Garros?

W porównaniu do ziemi na pewno jest zupełnie inna charakterystyka gry. Każdy Szlem jest wyjątkowy. Ale już Wimbledon podoba mi się zdecydowanie bardziej. Jest więcej miejsca niż na Rolandzie, który jest strasznie ściśnięty, dużo mniej miejsca. Na pewno o wiele lepiej mi się gra tutaj niż w Paryżu. Mogę spokojnie powiedzieć, że wolę trawę niż mączkę. Mój styl gry znacznie bardziej pasuje do trawy. Jako, że nie mam tak dobrych warunków fizycznych, które trzeba posiadać, żeby grać dobrze na mączce.

W tym na pewno przypominasz Agnieszkę Radwańską. W boksie wspierałaś Polkę, gdy grała na korcie centralnym.

Główny kort jest świetny, robi niesamowite wrażenie. Strasznie dużo ludzi, piękna trawa, stroje sędziów, Niesamowici są podawacze piłek, tak szybcy, po prostu jak roboty. Nie wiem czy ja bym dała radę biegać tak szybko i tak często. Jestem pod ogromnym wrażeniem i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze nie raz zagrać. Jeżeli chodzi o samo spotkanie to na pewno zupełnie inaczej wygląda to w telewizji, a inaczej na żywo. Jeszcze nigdy nie miałam okazji oglądać występu Agnieszki. Każdy mówi, że ona tylko pcha tą piłkę i tyle. A to nie tak. Jak to zobaczyłam to uderzenia są mocne, ale największe wrażenie robi technika. To było niesamowite. Jeżeli ktokolwiek porównuje mnie do Agnieszki na tym poziomie to naprawdę są w tak ogromnym błędzie bo muszę się jeszcze od niej tyle nauczyć. Ma takie czucie piłki, ,,czutkę”, że moje skróty przy jej, to tak jakby grało pięcioletnie dziecko, które się dopiero uczy grać w tenisa. Tutaj zobaczyłam jak wiele jeszcze przede mną. Ale dam z siebie wszystko!

 

Rozmawiał w Londynie: Piotr Dąbrowski