4h i 8min. Dawno, dawno temu, z moim dobrym kumplem równolatkiem. Akurat patrzyliśmy na zegar, po rozgrzewce mecz zaczął się punktualnie o 14.00 a skończył o 18.08. mecz 3-setowy, wygrałem 2-1. Ale z Piotrkiem to zawsze tak miałem, jak wychodziliśmy do sparingu w klubie to było wiadomo, że 2-2,5 godziny to norma.
Rzadko kończyło się wynikiem 2-0 dla któregoś z nas.
Co w sumie ciekawe przez kilka sezonów notowaliśmy te oficjalne spotkania, mieliśmy niezłe miny jak się okazało, że przez kolejne lata bilans był zawsze w idealnym stosunku 3-1 dla mnie, było przez rok 12-4, 9-3, 6-2, 3-1
, na swój sposób regularni byliśmy.
Zagrałem też kilka spotkań 5-setowych, ale nigdy nie wyszły chyba ponad 3h.
A jeżeli chodzi o takie niezbyt tenisowe maratony to jak miałem 16-17 lat zagrałem kiedyś od 8.00-14.00, godzina na posiłek i grałem jeszcze od 15.00 do około 20.00. Taki tenis podwórkowy pod domem, ale mimo wszystko, na drugi dzień trening? Jaki trening?!?!
Poza tym jeszcze mały zakład z kolegą, że ogram go w weekend 10 razy po 6:0 6:0, ograłem
, nagroda - zgrzewka 2l flaszek Coca-Coli.
Z nim też miałem kiedyś fajną przygodę, zagraliśmy przy 30-0 dla niego forów w każdym gemie. Jak było 4-0 dla mnie Wojtek stwierdził, że to nie na jego nerwy i gramy od zera bez forów. Grałem poważnie i było jakieś 6:4 6:3, jednak konieczność odrabiania co gem strat dawała lepszą koncentrację i szanowanie piłki.