Sytuacja: grasz w turnieju, z tradycyjną drabinką - przegrywający odpada.
Znam dwie, powiedzmy że usprawiedliwione, przyczyny niemożności grania do końca turnieju:
- brak sił, kolejny (3-ci, 4-ty...) mecz to może być samobójcza masakra, a nazajutrz nie wstaniesz o własnych siłach
- z powodów osobistych za godzinę musisz być gdzie indziej (goście w domu, imieniny żony, ostatni autobus itd. itp.)
I teraz grasz ten swój 2-gi czy 3-ci mecz i wiesz, że nawet jak wygrasz, to już nie zagrasz dalej (z powyższych powodów). Ale nie chcesz poddać od razu, bo jeszcze masz czas/siły i po to przyszedłeś by grać! Co robić? Można oczywiście normalnie grać, a jak się wygra to następny mecz "po prostu" odpuścić. Ale wtedy można usłyszeć, że to "nie honorowo"! Bo psujesz zabawę innym, bo jeden półfinalista będzie miał łatwiej, bo nie po to się przychodzi na turniej, żeby nie grać! I w ogóle to fochy tutaj robię...
Ja sobie wymyśliłem, żeby grać do pierwszej meczowej piłki (dla mnie) i wtedy proponować poddanie meczu, najpierw pytając czy przeciwnik będzie grał dalej jeśli wygra. Zdarzyło mi się to ze 3-4 razy w życiu. Raz przeciwnik odmówił odpowiedzi (chyba się zdenerwował, że go lekceważę?) i nakazał grać do końca. Czy to jest honorowe, akceptowalne rozwiązanie?
Rozważałem też wariant, by przed meczem powiedzieć rywalowi, że nawet jak wygram, to podajemy wynik, że on wygrał, ale to jednak zmienia psychologiczne nastawienie do gry i wypacza zabawę.
Co na to tenisowa etykieta?