Przeważnie gdy jeden z nas hebluje, to drugi gra znakomicie. Dzisiaj heblowaliśmy obaj. Próbowałem pozycji zamkniętej i otwartej, schodziłem niżej na nogach, brałem obszerniejszy zamach, odbijałem i mocniej i słabiej... wszystko na nic. Po drugiej stronie tak samo męczył się Driver. Wszystko co miało być uderzone w miarę technicznie, wylatywało w kosmos albo wpadało w siatkę. Jedno pasmo rozczarowań.
Po pierwszych dwóch setach stwierdziliśmy, że czerpiemy znikomą przyjemność z tego sparingu. Zawsze jednak lepsze to niż iść do domu
tak więc dograliśmy nasze 2 godziny do końca. Wynik osiągnąłem piękny, ale jakim stylem...
Zarzuciłem próby "normalnej" gry i z łokciem przyciśniętym do brzucha przebijałem martwe półbaloniki, a na bekhendzie, po kilkunastu próbach przebicia piłki liftem (udane były dwie
) włączyłem barbarzyński slajsoczop. Jedyny plus to niezły serwis i kilka fajnych wypraw do siatki.
Trochę wiało, ale czy wszystko można zrzucić na wiatr?
Niby takie zheblowane mecze też trzeba umieć wyrzeźbić, ale poza wynikiem radocha nieszczególna.
RoTTeN vs Driver
4:0 (6:2 6:3 6:4 6:2)
2014 || sparingi: 13:6 // stawka: 0:0
(hala 4:4//0:0 || tartan 8:1//0:0) || trawa 1:1//0:0