Piszę to z odrobiną sarkazmu ...
Błąkam się na tym świecie już całkiem sporo lat i chyba za stary jestem, żeby wierzyć w nastawienie mentalne, dyspozycję dnia oraz to, kto będzie miał więcej szczęścia. Wolę wierzyć w siłę i umiejętności. Oczywiście, że możemy sprawić niespodziankę, bo i Belgowie nic nie pokazali na ostatnim Czempionacie Europejskim.
To chyba był Wagner zwany Katem, który powiedział, że wiara w nastawienie mentalne, dyspozycja dnia oraz to, kto będzie miał więcej szczęścia to "mentalnośc Indianina", bez urażania Indian. U niego zawodnicy zasuwali, a wygrywali bo byli najlepsi.
A u nas:
Grosicki - kiedyś grający w pierwszej lidze francuskiej teraz gra w 20 zespole Championship - druga liga rozgrywkowa,
Błaszczykowski - gra albo nie gra w Wolfsburgu,
Kapustka - niegdyś nadzieja lewego skrzydła, teraz grywa ogony we Freiburgu,
Krychowiak - były filar Sewilli, teraz przestał się łapać na pierwszy skład WBA, które jest na 17 miejscu w Premiership,
Fabiański - gra w Swansea, które jest aktualnie ostatnie w Premiership,
Szczęsny - gra ogony w Juventusie,
Zieliński - też nie jest podstawowym zawodnikiem Napoli,
Milik - z nim nie wiadomo co będzie.
O zmiennikach nawet mi się nie chce mówić.
Nasi przeciwnicy w pierwszej rundzie po wyjściu z grupy (zakładając że wyjdziemy) to albo Belgia, albo Anglia. W drugiej Niemcy albo Brazylia.
Drużyna była OK rok/dwa lata temu. Teraz przy mocnym presingu Duńczycy nas bez mydła roklepali. Albo się wyleczy Milik i dojdzie do sensownej formy, albo będzie Częstochowa, już zresztą ćwiczona, i gra na kontrę. W sumie do tego jesteśmy predystynowani. Jeden gol a potem głęboka defensywa i wiara w misyjną rolę naszego narodu.
Ale przychodzi potem taki mecz z Niemcami, który nas leczy z naszych lęków, marzeń i nadzieji. A potem tylko śpiewamy: "Nic się nie stało. Polacy, nic się nie stało".
Ja im życzę, ale to nie jest już ten zespół.