Wtrącę do dyskusji trochę teorii komunikacyjnej.
Jeśli zgodzić się z podejściem, że istnieją dwa style komunikowania: męski i kobiecy, to dominantą pierwszego z nich jest hierarchia i status. W komunikacji facet dąży do zdobycia/utrzymania wysokiego statusu, stąd takie a nie inne zachowania (często utożsamiane z chamstwem, agresją, wulgarnością, słowem: przepychanką komunikacyjną). U kobiet z kolei dominantą jest związek, bliskość, a więc typowe będą zachowania komunikacyjne, dzięki którym mogą one utrzymać bliskość, pogłębić związek, wejść w relacje etc. Dlatego unikają konfliktów, kłótni, wycofują się z tego, bo są to sytuacje które nie sprzyjają temu nadrzędnemu celowi (dlatego mogą m.in. unikać "krwawych" dyskusji na forach).
Owe różne style determinują różną aktywność w różnych sytuacjach komunikacyjnych. Stereotyp głosi, iż kobiety mówią więcej: por. np. liczne przysłowia czy "mądre" myśli o kobiecym plotkarstwie, długich językach, babach paplających w maglu itd. Tymczasem jest to prawda, która odnosi się
wyłącznie do sytuacji prywatnych, intymnych. W takich układach, gdy jest już zarysowany związek, kobiety mówią dużo, bo w ten sposób go odtwarzają, podtrzymują i pogłębiają. Typowym przykładem jest żona po powrocie z pracy, która opowiada szczegółowo o tym, co ją spotkało, relacjonuje chorobę córki koleżanki i problemy sercowe pani Krysi z działu kadr. To też jest sytuacja prywatna/intymna, więc wszystko się zgadza. Inaczej natomiast ta aktywność komunikacyjna wygląda w sytuacjach publicznych. Tu raczej dominują mężczyźni, bo oni w ten sposób (zgodnie z ich sposobem widzenia świata społecznego) "zdobywają terytorium", dominują, uzyskują przewagę. Jest to sytuacja typu "mówię, więc jestem", "ja mówię, a pozostali mnie słuchają". Nie muszę tłumaczyć, kto w tej sytuacji dominuje: gdy milczymy, nawet jeśli mamy rację, przegrywamy (na forum publicznym). A forum to sytuacja publiczna.
Nie wiem, czy jasno to wyraziłem, ale przynajmniej trochę sobie "podominowałem"
.