6.03 na Orlen Arenę dotarłam po pierwszym gemie. Stojąc przed wejściem na trybuny, wokół mnie zbierało się coraz więcej osób, których język komunikacji bynajmniej nie był językiem polskim.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie bez znaczenia jest fakt, że stoimy przy wejściu na sektor B. W końcu wchodzę a tam: wprost po mojej prawej żyleta. Litewska żyleta. Z litewskim Staruchem i jego ekipą. Zamiast białych, zielono- żółte koszulki.
Tego dnia Litwini naprawdę zdominowali Orlen Arenę. Nie jest przesadą twierdzenie, że można było zapomnieć, że mecz pierwszej rundy Grupy I Strefy Euro-afrykańskiej Pucharu Davisa jest rozgrywany w Polsce.
Pierwszy mecz: Kubot- Berankis. Jeszcze dobrze nie usiadłam, już było 0:3. Łukasz ewidentnie miał problem z bh, co nie umknęło uwadze Litwina, który atakując lewą stronę Polaka, przejmował inicjatywę, zdobywając przewagę. Kubot był niecierpliwy i
niezrażony stratą kolejnych punktów- po nieudanym biegu do siatki, wciąż biegał do siatki.
Początek drugiego seta dawał nadzieję na nawiązanie kontaktu z przeciwnikiem, jednak wkrótce Berankis wrócił do regularnej gry z linii końcowej. Łukasz natomiast wrócił do ataku przy siatce, a raczej jego prób, które kończyły się minięciem Litwina.
Trzeci set, to tak naprawdę jeden gem. 2:2, serwis Polaka. Łukasz przy piłkach na gem opcjonalnie: popełniał foot fault; biegł do siatki i popełniał błąd; biegł do siatki i był punktowany przez Litwina. Berankis miał też szczęście przy returnie. W końcu przy "nastej" szansie na zwycięstwo Polaka ktoś z trybun krzyknął "Łukasz, skończ to". I Łukasz skończył, przegrywając gema i cały mecz, gdyż nie nawiązał walki już w żadnym z następnych gemów.
Mam wrażenie, że u Łukasza bieg do siatki jest porównywalny do dropshotów Janowicza. Zawsze w najmniej odpowiednim momencie.
W kolejce po piwo/wodę/sprite'a też dominowali Litwini. Właściwie, oni stali w kolejce tylko po piwo.
Drugi mecz: Janowicz- Grigelis. Jerzy od początku miał bardzo mocny serwis i bez problemów wygrywał swoje podanie. Ewidentnie prowadził grę. Był pewny wygranej, na co wskazywał niski procent zagrywanych dropshotów, które na moje psychologiczne oko
Jerzy praktykuje gdy jest zestresowany. Podczas tego meczu zwróciłam uwagę na to, że JJ, mimo wielu okazji do dyskusji, nie tracił na nie energii. Pierwszy raz od Pucharu Davisa z Madagaskarem na Warszawskiej Arenie Ursynów, gdzie widziałam go po raz pierwszy live, zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie.
Podsumowując dzień pierwszy: byłam zawiedziona jednostronnością obu pojedynków i brakiem jakichkolwiek emocji. Nie udało mi się "wejść" w żaden mecz. Nauczona doświadczeniem, liczyłam do dobry pojedynek deblowy dnia następnego.
Osobiście uważam, że podczas Pucharu Davisa dobrze zorganizowany doping naprawdę pomaga i zwyczajnie jest potrzebny, co potwierdził Łukasz Kubot, który ewidentnie potrzebuje oklasków.
Zarówno Litwini w piątek, jak również Australijczycy dwa
lata temu pokazali, jak to się robi.
W sobotę natomiast Litwini pokazali, jak kibice zachowują się poniżej krytyki.
7.03 zajęłam sektor L, vis a vis znamiennego sektoru B. Obserwowałam Litwinów, zastanawiając się, co oni biorą i jakie mogą być skutki połączenia tych pigułek z polskim piwem.
Podczas meczu kibice pary Berankis/Grigelis postanowili ukierunkować swój doping na utrudnianie gry Polakom, zamiast wsparcia Litwinom. W czasie gry litewska żyleta rzeczywiście po błędach Łukasza krzyczała "dawaj Łukasz, dawaj", nie miała skrupułów żeby oklaskiwać błędy serwisowe Polaków i gwizdami sygnalizować niezadowolenie po wywoływanych decyzjach sędziów. Po każdym gemie uderzali w bębny,podchodząc możliwie blisko ławki naszych zawodników, krzycząc nieśmiertelne "LIE-TU-VA".
Mecz deblowy: Kubot/Matkowski - Berankis/Grigelis. Liczyłam na dobry mecz i się nie zawiodłam. Nie był to co prawda debel z Chorwacją czy chociażby Słowenią, gdzie zarówno poziom tenisowy jak i emocje naprawdę były na najwyższym poziomie, ale był
to zdecydowanie najlepszy mecz z trzech, które widziałam. Marcin jest dla mnie zawodnikiem, który niezależnie od partnera "trzyma" debel reprezentacji. Dysponuje przede wszystkim mocnym i niezawodnym serwisem i potężnym fh. Łukasz natomiast mógł w końcu wykorzystać swój potencjał w bieganiu do siatki.
W drużynie Litwinów, mi osobiście zaimponował Grigelis, który dysponował bardzo dobrą orientacją i refleksem przy siatce. Obronił dużo "przegranych" punktów i nie popełniał głupich błędów. Wszystkie trzy sety były na wysokim poziomie. O wyniku decydowały końcówki, w których lepsi okazywali się Polacy. Na pewno z korzyścią dla dramaturgii spotkania byłaby wygrana Litwinów w tiebreaku trzeciego seta. Po cichu trzymałam kciuki za jeszcze jeden set. Nie tym razem.
7.03 z trybun podnieśli się kibice gospodarzy. Nawet sięgnęli po bęben i oklaski. W końcu "POLSKA" zdominowała "LIETUVA". Tego dnia wygraliśmy pod każdym względem. Po piłce meczowej wszyscy wstali z miejsc, jednak nie było to zbyt imponujące przy hali niewypełnionej nawet w połowie.
Swój niemy komentarz dla dopingu Litwinów oddał Łukasz, gdy zgodnie z tradycją, po meczu rzucał 3 podpisane piłki w stronę publiczności. Zwrócił się ku sektorowi B, zdobywając ich uwagę. Gdy już byli gotowi
pokiwał przecząco palcem i z uśmiechem zwrócił się w stronę "polskich" sektorów.
Na Litwie oczywiście nie zrobiło to żadnego wrażenia, ale Łukasz był z siebie bardzo zadowolony.
Niestety, ogólnie frekwencja kibiców gospodarzy w Płocku rzeczywiście była słaba. Wysoką frekwencje kibiców Litwy dało się natomiast odczuć nawet na mieście, podczas gdy wieczorem w browarze lub knajpie spotykało się znajome twarze w zielono- żółtych koszulkach.
Trzeciego dnia byłam już w Warszawie i niestety nie widziałam meczu Janowicz/ Bernakis nawet z pozycji kanapy przed telewizorem. Na szczęście na miejscu był Vivid:
Vivid pisze:Grali i wygrali, wszystko.