Myślę, że w tej dyskusji nie ma typowych Federastów już bo chyba wszyscy zgadzamy się, że ten kto będzie miał Szlemów najwięcej, będzie GOATem. Przynajmniej z technicznego punktu widzenia.lake pisze:Wygląda na to, że ortodoksy Feda wchodzą w pierwszy etap żałoby, czyli zaprzeczenie.
Jeżeli tak, to dopiero przygrywka do tego co nas może czekać w przyszłym roku.
To o czym jest dyskusja tak naprawdę to jaki tenisista zostanie w masowej pamięci jako największa legenda i kwintesencja tenisa. I tu zaczynają się schody.
Mam teorię, że legendy, które dzielą i rządzą w rozgrywkach i - co najważniejsze - przemawiają za nimi statystyki (a ewentualne w nich różnice na korzyść czy niekorzyść to dosłowny margines) są rozliczani przez historię inaczej. Właśnie przez styl gry i piękno. Coś co się z tenisem będzie KOJARZYĆ. Przez długi czas takim człowiekiem był Bjorn Borg - w masowej świadomości jego wizerunek był dużo większy niż same wyniki, nawet dla przeciętnego zjadacza chleba, który nie interesował się tenisem. Teraz, moim zdaniem - niezależnie od tego czy ktoś Rogera Federera wyprzedzi w klasyfikacjach - to on będzie taką postacią. Pomnikiem i punktem odniesienia dla epigonów, nawet tak legendarnych jak Djokovic i Nadal. Serb i Hiszpan to monumenty na własnych prawach ale zawsze będą kojarzyć się raczej ze stroną mentalną tego sportu, mniej efektowną i zapadającą w pamięć niż geniusz i talent Federera.
Czy Roger jest przez to lepszy? Nie. Bardziej wybitny? Nie. Większy? Tutaj byłbym skłonny powiedzieć, że tak. Wielkość tylko na początku jest określana przez wyniki. Kiedy osiągnie się taki status jak Big Three, różnice są gdzie indziej.