kefas pisze: ↑28 maja 2020, 11:44
A po zdjęciach to mój uchwyt jest ok / za duży / za mały?
Poprosiłem Cię wtedy o zdjęcie tego, jak trzymasz rakietę na forhandzie w nieco innym celu niż żeby stwierdzić czy rozmiar rączki masz dobrany prawidłowo.
Chciałem sprawdzić jak trzymasz rakietę względem stopki (czy inaczej: końca uchwytu), a zwłaszcza jak masz ułożony palec nr 4 (serdeczny), z którym masze te swoje problemy. A całość sprowadza się do tematu, który podniósł także Vivid w jednej ze swoich odpowiedzi - rozluźnianie chwytu. Przy czym od razu zastrzeżenie z mojej strony - nie wiem, czy rozluźnianie palców pomoże konkretnie na Twoją przypadłość. Na pewno raczej nie zaszkodzi, gdyż samo w sobie, takie rozluźnianie jest bardzo polecane i prowadzi nas do jednej z tajemnic poliszynela tenisa wyczynowego - luźnego chwytu (przez niektórych zwanym zrelaksowanym chwytem, bo ponoć słowo luźny sugeruje trzymanie rakiety tak luźno, że aż wypada ona z ręki).
Ale zanim dojdziemy do rozluźniania palców i luźnego chwytu, to Twoje zdjęcia pokazują bardziej podstawowy problem, z którym musisz się uporać.
Otóż nie dość, że masz nieodwiedziony palec wskazujący od pozostałych, to jeszcze ze zdjęć wygląda jakbyś opierał kciuk właśnie na palcu wskazującym. To kardynalny błąd przy trzymaniu rakiety, bez względu na to, jakim chwytem forehandowym grasz (eastern, semi-west, western czy coś pomiędzy nimi).
Palec wskazujący ma leżeć w praktyce w innej płaszczyźnie na rączce niż palce od trzeciego do piątego. To przesunięcie może być mniejsze (jak np. u Federera) lub większe (jak np. na zdjęciu poniżej), ale zawsze występuje. Kciuk zawsze styka się nie z palcem wskazującym, tylko ze środkowym.
Dlaczego to jest takie ważne? Bo odwiedziony palec wskazujący daje nam dwie ogromne zalety - po pierwsze tworzy dźwignię, która dodatkowo pomaga wprowadzić główkę rakiety w pożądany ruch (czy to "wycieraczkowy" przy topspinie czy też po prostu "do przodu przez piłkę" przy graniu bardziej liftowanego uderzenia), co prowadzi do zwiększenia prędkości (kątowej) główki rakiety, dając w efekcie, głębszą, szybszą i łatwiejszą do skontrolowania (dzięki spinowi) piłkę; a po drugie - takie ułożenie palców daje optymalną stabilizację chwytu i całego układu rakieta-dłoń-przedramię, zwłaszcza w sytuacji, gdy uderzamy z główką uniesioną powyżej nadgarstka/dłoni, czyli przede wszystkim na slajsie i woleju (spróbuj kiedyś odbić wolejem dość mocno graną, płaską piłkę do Twojego forehandu raz trzymając rakietę po swojemu, a raz z wyraźnie odwiedzionym wskazującym (czyli np. jak na moim zdjęciu powyżej, choć nie musisz robić aż tak ekstremalnego przeprostu tego palca, to bardziej zdjęcie poglądowe) i zobaczysz który z tych układów lepiej poradzi sobie z ustabilizowaniem rakiety przy odgrywaniu mocnej piłki wolejem.
Poniżej jeszcze kilka zdjęć pokazujących jak masz układać palce względem siebie.
I zdjęcie pokazowe jak tego nie należy robić:
To ostatnie zdjęcie pochodzi z dobrego filmiku (po angielsku, ale przy minimalnej znajomości wszystko złapać można). Co prawda, po jakości nagrań i po sprzęcie kołcza widać, że filmy swoje lata już mają, ale przed laty obejrzałem je wszystkie i do dziś uważam, że jest to jeden z lepszych trenerów do znalezienia w sieci.
Jak już opanujesz prawidłowe układanie palców na uchwycie, to możemy przejść do tego co miało być sednem tego postu.
Krok 1. Rozluźnianie palców.
Niezależnie od tego jak mocno "dzierżysz" rakietę, to pomiędzy uderzeniami warto rozluźniać chwyt i/lub rozprostowywać palce. Ja jestem "ze starej szkoły" i jako młody adept tenisa byłem jeszcze uczony klasycznego powracania do chwytu kontynentalnego pomiędzy uderzeniami. Oczywiście powodem takiego nauczania była przede wszystkim teoria, że oczekując z chwytem kontynentalnym na kolejne zagranie od przeciwnika, masz "równy" dystans do chwytów backhandowych i forehandowych, więc możesz najszybciej zareagować na grę przeciwnika, dobierając właściwy chwyt do kolejnego planowanego uderzenia. Efektem być może ubocznym (a może właśnie zamierzonym dodatkowym benefitem) takiego działania jest to, że przekręcenie chwytu wymaga rozluźnienia dłoni. Zwłaszcza gdy robi się to tak, jak ja. Nie wracam bowiem do kontynentalnego krótszą drogą, czyli kręcąc uchwyt w dłoni przeciwnie do ruchu wskazówek zegara o dwa "kliki" (czyli przechodząc przez dwa bezele) od mojego forehandowego chwytu (semi-western z tendencją do przesuwania się w pół drogi do westernu). Ja odwrotnie - na końcu follow through lub jak się zapomnę to natychmiast po opuszczeniu główki rakiety znad lewego barku (gdzie staram się kończyć moje forehandy) wprowadzam rączkę rakiety w ruch obrotowy w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara (co jest naturalnym przedłużeniem trajektorii po jakiej porusza mi się cała rakieta przy porządnie zagranym forhandzie). Oczywiście nie używam do tej zmiany chwytu ręki lewej, po prostu rozluźniam chwyt ręką prawą, wprowadzam rękojeść w ruch obrotowy, trzymając uchwyt tak, że kolejne krawędzie rączki uderzają mnie we wnętrze dłoni w trakcie tego obracania się rączki i zawsze łapię (podświadomość? pamięć mięśniowa?) na chwycie kontynentalnym. Nie wiem czy to jest popularna metoda czy nie. Dla mnie jest optymalna, bo zapewnia mi dłuższą chwilę na zupełnie luźnym chwycie i daje taki miły wiaterek w dłoni
, co ma szczególne znaczenie w upalne dni. Na pewno nie stosują jej ci wszyscy, którzy grają zawsze "tą samą stroną" ramy do góry/dołu (patrząc przy chwycie kontynentalnym), bo u mnie następuje za każdym razem odwrócenie główki "na drugą stronę", jeśli wiesz o czym mówię.
Czy to jest jedyna metoda na rozluźnianie i czy koniecznie trzeba kręcić tak czy siak ramą w dłoni aby rozluźnić palce?
Absolutnie nie! Najczęściej zalecaną metodą rozluźniania palców jest po prostu ich rozprostowywanie pomiędzy uderzeniami. A które palce rozprostować? Wiem, wydaje się, że to głupie pytanie, ale uwierz mi - w sieci toczą się zacięte dyskusje i na tak dziwaczne tematy. Podstawowa "teoria" mówi, że za chwyt odpowiadają w naszej dłoni przede wszystkim trzy ostatnie palce (środkowy, serdeczny oraz mały, ten ostatni to chyba bardziej na doczepkę...), o czym ma podobno świadczyć eksperyment znany wszystkim "dzieciom spod trzepaka", czyli że da się zwisać z rzeczonego trzepaka bez udziału kciuków (to dość oczywiste akurat) i palców wskazujących (nie wiem, nie sprawdzałem ostatnio). I z tego faktu ma wynikać, że w tenisie, to te "ostatnie" trzy palce właśnie odpowiadają za chwyt rakiety i to je należy rozluźniać pomiędzy uderzeniami, na przykład tak, jak na zdjęciu poniżej.
Ale znajdziesz też przykłady na to, że inni rozluźniają nie trzy ostatnie palce, tylko dwa pierwsze. Jak David Goffin tutaj:
Co z tego wynika tak praktycznie? Moim zdaniem tyle, że rozluźniać należy albo wszystkie palce (np. wracając do chwytu kontynentalnego po każdym odbiciu, jak pisałem wyżej, albo prostując różne grupy palców pomiędzy różnymi uderzeniami albo w różnych fazach jednego ruchu, tudzież łącząc rozluźnianie z prostowaniem - zakładam, że Goffin na zdjęciu rozprostowuje dwa palce, jednocześnie poluźniając chwyt na trzech pozostałych, dając im także odpocząć w tej fazie odprowadzenia rakiety do zamachu) albo przynajmniej te, co do których wiemy, że mamy z nimi jakieś problemy, dolegliwości.
Krok 2. Luźny, a może raczej należałoby powiedzieć - luźniejszy chwyt.
Jakie ma znaczenie? To może tak - poproszony kiedyś o wyjawienie jakiegoś sekretu swojego tenisa, Novak Djokovic odpowiedział: zdziwilibyście się jak luźno trzymam rakietę.
To temat rzeka, a ten post jest już i tak skandalicznie długi, więc mój punkt widzenia na to jak mocno należy ściskać rakietę przedstawię w następnym poście. Być może nawet pokażę Ci jak sam naprawdę trzymam rakietę (a nie jest to raczej najczęściej spotykany chwyt na kortach...), choć raczej zostawię mój "sekret" dla siebie
, bo podejrzewam, że to chwyt właśnie jest praprzyczyną tego, że od dobrych 15 lat słyszę od kolejnych gości grających ze mną pierwszy raz w tenisa, że mój forehand dziwnie przyspiesza (w sensie, że jak na to, co odczytać można z samego mojego zamachu) po odbiciu po ich stronie kortu, a piłka ślizga się po korcie jak kamień skaczący po tafli wody, gdy puszczamy tzw. kaczkę.