Trudno powiedzieć, które miejsce, bo nie znam wszystkich wyników. Nasze to: 5:1, 3:3, 3:3, 3:3. Niestety, obsługa medialna tej ligi słabo funkcjonuje.
Już wczoraj odbył sie kolejny mecz:
Biskupiec - Przasnysz. Na wyjeździe, w czerwcu, był remis 3:3, tym razem chcieliśmy wygrać.
Wracałem bezpośrednio z dłuuugiegio weekendu nad jeziorami, trochę niewyspany (nie, to nie to tak jak myślicie, noce mieliśmy zajęte na obserwacje astronomiczne!).
Trafiłem na końcówkę 2-go debla - nasi dobrze grali i niespodziewanie po 4-ch grach prowadziliśmy 3:1, zwycięstwo było tuż, tuż. Wyszliśmy na 2 ostatnie single, które przy normalnej dyspozycji i koncentracji powinniśmy wygrać. Akurat tak się złożyło, że graliśmy z braćmi, tzn, kolega z jednym a ja z drugim
. No i zaczęły się horrory...
Za cholerę nie mogłem mocniej uderzyć tych pieruńskich Tretornów, które na dodatek były już roztrzepane po poprzednim meczu. Co walnę to w siatkę albo w płot, zero kontroli, a że rywal dobrze utrzymuje wymianę to po męczarniach typu "skrót po 8 piłkach w wymianie"... przegrywam 4:6, na dodatek porządnie już zmęczony. Na szczęście na korcie obok 6:4 dla naszego. No to może jednak wygramy...
W drugim secie przeciwnik zadowolony, że wygrał seta pierwszego, jakby odpuszczał, oszczędzał się, przynajmniej do stanu 4:1, bo potem jednak zawziął się i znowu trzymał piłkę, ale dałem radę: 6:3. Obok kolega po TB przegrywa i jakby słabł. Wszystko rozstrzygnie się w trzecich setach! Po zasiatkowaniu, bo strasznie piaszczyste te korty, zaczynamy razem...
Gram zrywami, bo już sił brak, rywal też nierówno, 2:0, 2:3, 3:4. I wtedy następuje kluczowy gem, serwuje przeciwnik, ma 40:0, psuje serwis, ja trafiam w linię a potem mamy z 10 przewag w obie strony. W międzyczasie obok kolega jednak przegrywa 3:6 i w meczu mamy już tylko 3:2.
A my gramy... przy tak mniej więcej 15-tej przewadze wygrywam, już nie pamiętam jak i jest 4:4, ale ja ledwo dyszę. Co robić, co grać?! Postanawiam atakować z każdej pozycji, także po serwisie, do siatki, bo wcześniej zauważyłem, że loby to nie jest specjalność rywala. Uda się albo nie, ale przynajmniej nie będzie trzeba mnie znosić na noszach.
Mija mnie w tym gemie 2 razy, ale statystyka jest po mojej stronie i za 3 przewagą kończę gema: 5:4
W przerwie coach rywala daje mu jakieś tajne wskazówki, po których dostaję 3 niewymuszone błędy w jego ataku i już muszę wygrać tego gema. Uffffff... 6:4 i mamy mecz 4:2.
Co raz trudniej w tej lidze wygrywać...
PS. Uprzedzając pytania zainteresowanych: kortowy miewa się dobrze, wczoraj wtrynił 2 kawałki pysznej kaszanki.