Całe dzieciństwo spędziłam na graniu w piłkę – wywiad z Oliwią Szymczuch

341

W polskim tenisie rzadko spotyka się osoby, które w wieku 17 lat mają już na swoim koncie sukcesy w rozgrywkach seniorskich. Do tego wąskiego grona zalicza się jednak na pewno Oliwia Szymczuch. To nazwisko z pewnością warte zapamiętania. W wywiadzie opowiada m.in. o tym co zadecydowało, że została tenisistką, a nie piłkarką, co ją najbardziej zaskoczyło podczas turnieju WTA w Katowicach i o tym, co szczególnego widzi w Marii Szarapowej.

Szymon Adamski: Mam na początek dla Ciebie mały quiz. Co łączy Zuzannę Maciejewską, Wiktorię Kulik, Jana Zielińskiego, Michała Dembka i jednocześnie ma związek z Tobą?

Oliwia Szymczuch: Myślę, że nasza wspólna miłość, czyli tenis ziemny.

To prawda, lecz miałem na myśli coś mniej oczywistego. Nikt z wyżej wymienionych nie ma tylu punktów w rankingu co Ty, a jednak mam wrażenie, że wiązane są z nimi o wiele większe nadzieje. Nie przeszkadza Ci, że stoisz troszkę w ich cieniu?

Może faktycznie są oni bardziej promowani, lecz ja dążę powoli do swoich celów. Mam ludzi wokół siebie, którzy mnie wspierają i krok po kroczku podążam w górę rankingu. Zdobyłam w tym roku pierwsze punkty do rankingu WTA, następnie pojawiły się problemy ze zdrowiem, ale wracam do gry w turniejach i mam nadzieję, że z czasem to o mnie stanie się głośniej niż o nich.

Masz dopiero 17 lat. Co spowodowało, że skupiasz się już na rozgrywkach seniorskich, zamiast kontynuować zmagania wśród juniorek?

 Po udanych dla mnie Mistrzostwach Polski dostałam propozycję wystąpienia w kwalifikacjach do turnieju WTA w Katowicach, gdzie pierwszy mecz wygrałam, a w drugim też zaprezentowałam się z dobrej strony i to właśnie tam zapadła decyzja o kontynuowaniu gry w zawodach dla kobiet.

Nie pojawiały się myśli, że decyzja została podjęta za wcześnie?

 Pamiętam jak byłam młodsza i często wypłakiwałam się rodzicom, narzekając, że nigdy nie przejdę pierwszej rundy. Teraz jak to wspominamy, to tylko się z tego śmiejemy. Myślę, że teraz mam podobny okres, również nie mogę przejść 1. rundy, ale wracam myślami do tego co było wcześniej. To jest kwestia czasu, pracy, determinacji aż w końcu coś zaskoczy i zacznę wygrywać.

Wspomniałaś już o swoim występie w turnieju WTA w Katowicach, czy to do tej pory Twój największy sukces?

 Tak. Nie dość, że wygrałam jeden mecz to byłam jeszcze zadowolona z tego jak się zaprezentowałam. Słyszałam opinie od osób oglądających tamte spotkania, że bardzo profesjonalnie wyglądałam na korcie. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ ciężko pracuje nad tym, aby wyglądać na korcie na pewną siebie i zawsze skoncentrowaną. Co do turnieju, to po raz pierwszy grałam w tak dużych zawodach, z wielkimi trybunami. Wyszłam lekko przerażona, ale dobrze sobie z tym poradziłam, więc myślę, że nie był to tylko dla mnie sukces sportowy, ale zdałam też taki egzamin mentalny.

Zdołałaś wygrać wówczas jeden mecz. Myślisz, że stać Cię było na więcej, czy na tamtą chwilę to było maksimum Twoich możliwości?

 Po pierwszym meczu byłam bardzo zadowolona i podekscytowana. Miałam jednak świadomość wyższości rywalek, a na dodatek byłam nieco zmęczona po Mistrzostwach Polski. Początek drugiego meczu był w moim wykonaniu bardzo nerwowy, ponieważ nieco się zestresowałam, co przyczyniło się do mojej porażki. Teraz już wiem, że gdybym podeszła do tamtego meczu z innym nastawieniem, to byłabym w stanie go wygrać, albo postawić przeciwniczce cięższe warunki. Jednak na tamtą chwilę zrobiłam wszystko co mogłam.

A jaką największą różnicę zauważyłaś między imprezą z cyklu WTA, a zawodami organizowanymi przez ITF?

 Podczas turnieju WTA w Katowicach zostałam bardzo mile zaskoczona. Przyjeżdżając na korty od razu byłam zapisana na trening, na który zawsze dostawałam nowe piłki. Treningi mogłam grać już na kilka dni przed turniejem. W zawodach juniorskich często słyszy się wymówki, że ,,nie ma wolnego kortu”. Ostatnio spotkałam się też z sytuacją, że nie mogłam trenować, ponieważ pierwszeństwo miały zawodniczki z kwalifikacji. Ja byłam od razu w turnieju głównym, a przecież  też muszę przystosować się do nawierzchni. W zawodach WTA takie problemy nie istnieją. Co do poziomu sportowego, to przeskok nie jest aż tak ogromny, jak wcześniej myślałam. Wszystko opiera się na psychice, zachowaniu na korcie podczas spotkania, ale też przed i po meczu.

 Twarda nawierzchnia w katowickiej hali pasowała Tobie, czy wolisz grać na wolniejszych kortach?

 Zdecydowanie wolę grać na szybkich kortach. Dają one więcej możliwości przy serwisie oraz woleju. Bardzo lubię atakować, więc ma to dla mnie duże znaczenie. Gdy uderzam woleja, to piłka o wiele szybciej odskakuje na kortach twardych, więc daje mi to przewagę.

Kto jest ,,odpowiedzialny” za Twoją miłość do tenisa? Z kim wybrałaś się na pierwszy trening?

 Rakietę do ręki po raz pierwszy wzięłam w wieku 6 lat. Moim trenerem jest wujek, który już wcześniej zajmował się tenisem, lecz nigdy mnie do niego nie zachęcał, bo zapewne wiedział z czym to się wiąże. Za to inny wujek nalegał abym zaczęła trenować, ponieważ byłam zawsze nadpobudliwym dzieckiem, które potrzebowało dużo ruchu. Z innych sportów bardzo szybko jednak rezygnowałam. Kiedy mama zapisała mnie na tenis zakomunikowała mi, że muszę wytrzymać co najmniej miesiąc i dopiero wtedy podjąć decyzję. Oczywiście po pierwszym treningu powiedziałam, że nudne, ale zawarłam umowę, więc musiałam grać dalej (śmiech). Zaczęłam wygrywać rywalizację z innymi dziećmi w małych grupkach, co tak mi się podobało, że potrafiłam zostawać na trzy treningi z rzędu. Zafascynowałam się tenisem i w wieku 10 lat podjęłam decyzję, że to tej dyscyplinie się poświęcam, a nie piłce nożnej, którą równolegle trenowałam do tego czasu.

A jaka jest rola Twoich rodziców? W tenisie juniorskim bardzo często zdarza się, że to właśnie rodzice pełnią rolę trenerów?

Mój tata zawsze uwielbiał sport, ale tenisem akurat nigdy się nie interesował. Z kolei moja mama ze sportem ma mało wspólnego, chociaż słyszała oczywiście o swoim kuzynie, który teraz jest moim trenerem, że gra w turniejach i trenuje. Nigdy nie odczułam parcia ze strony moich rodziców, nie oczekiwali ode mnie, że będę trenować wyczynowo. Mogę im szczerze podziękować za to jakie mają podejście, ponieważ nigdy nie naciskają na mnie i zawsze wspierają.

Jeżdżą z Tobą na turnieje?

 Przede wszystkim jeżdżę z mamą na turnieje, która nie chce mnie puszczać samej. Trener jeździ ze mną sporadycznie, ponieważ opiekuje się też innym zawodnikiem. W przyszłości będzie musiało to ulec zmianie, ponieważ na tym poziomie obecność trenera na zawodach jest konieczna.

Ale nie ogłaszamy jeszcze castingu na trenera Oliwii Szymczuch?

 Nie, nie, dajmy jeszcze szansę wujkowi (śmiech). Na razie nie wyobrażam sobie współpracy z kimś innym.

Nigdy nie myślałaś o tym, aby zostać piłkarką, albo w ogóle nie wiązać swojej przyszłości ze sportem?

 Przed tenisem zawsze myślałam o piłce nożnej. Mam dwóch starszych kuzynów, z którymi zawsze grałam w piłkę i mnie w to wciągnęli. Całe dzieciństwo spędziłam na graniu w piłkę, chodzeniu na mecze. Do dziś twierdzę, że byłabym najlepszą piłkarką (śmiech), ale tak się wszystko  potoczyło, że staram się być najlepszą tenisistką. Chciałabym też zająć się psychologią sportową, ponieważ fascynuje mnie to, co zachodzi w naszej głowie w trakcie meczów, treningów, przygotowań. Wzoruje się na Marii Sharapovej, która według mnie jest tytanem koncentracji.

Na jakiej pozycji najbardziej lubiłaś grać?

 Oczywiście, jako napastnik. Stałam i czekałam aż mi podadzą piłkę i będę mogła coś strzelić (śmiech). Starałam się grać inaczej niż typowy polski piłkarz i wracać się do środka boiska (śmiech). Byłam zawsze królem, lub królową strzelców, ciężko to określić, ponieważ grałam z samymi chłopakami. Pamiętam jak Kazimierz Kmiecik wręczał mi puchar, co było wielkim przeżyciem. Tylu chłopców dookoła, a to ja przyjęłam trofeum.

A kto jest Twoim idolem? Czy tylko Maria Sharapova, o której wcześniej opowiedziałaś?

 Wśród kobiet tylko Sharapova. U mężczyzn najwyżej cenię Federera za jego klasę, technikę. Fascynuje mnie też Novak Djokovic, którego sposób poruszania się po korcie jest wyjątkowy. On jest jak jakieś zwierzę (śmiech). Do każdej piłki potrafi dobiec.

Myślałem, że wymienisz jakiegoś piłkarza?

 Jeśli mam wybierać spośród piłkarzy to stawiam na Cristino Ronaldo i to nie tylko ze względy na wygląd (śmiech). Messi ma wrodzony talent i doceniam to co robi, lecz myślę, że Ronaldo jest osobą, która ciężej musiała pracować na sukcesy. Dlatego bardziej doceniam właśnie jego.

A jak u Ciebie rozkładają się proporcje między talentem, a ciężką pracą na treningu?

Sporna kwestia, ponieważ różne słyszałam opinie. Myślę, że mam smykałkę do gry i takie czucie, które trener wypracował od dziecka różnymi sposobami, których nie mogę zdradzać. Talent pełni swoją rolę, ale druga połowa to już są ciężkie treningi, więc myślę, że to się rozkłada 50 na 50.

Wracając do idoli, to wymieniłaś osoby, które zapewne spełniły swoje wszystkie marzenia. A jakie są Twoje plany? Co chcesz osiągnąć w przyszłości?

 Moje najbliższe cele to występy w turniejach ITF o puli nagród 10 i 25 tysięcy. Chciałabym zacząć w nich punktować, co poskutkowałoby pójściem do góry w rankingu. Co do marzeń, to nie powiem, że chcę być pierwsza na listach WTA, bo oczywiście chcę być liderką, ale najpierw chciałabym się skupić na dojściu do pierwszej setki. Na dzień dzisiejszy to właśnie awans do TOP 100 jest moim celem i marzeniem.

 Kiedy już do tego dojdzie, polscy kibice będą mogli zobaczyć Cię w telewizji. Czego będą mogli się spodziewać, kiedy włączą telewizor, aby obejrzeć Twój mecz?

 Określiłabym się mianem ,,atakującego wojownika? (śmiech). Nigdy nie odpuszczam, na co często obcy ludzie zwracają uwagę i podchodzą do mojej mamy z gratulacjami. Biegam do każdej piłki, ile mam tylko sił w nogach i pokonuje wszelkie słabości. Zawsze tata mówi do mnie, że jestem jego małym wojownikiem.

Jesteś wojownikiem, ale niezwykle sympatycznym. Rówieśniczki w bardzo ciepłych słowach się o Tobie wypowiadają, a nie od dziś wiadomo, że szczególnie w juniorskim tenisie jest bardzo dużo wrogości. Czemu zawdzięczasz takie pozytywne opinie? Patrycja Polańska mówiła mi, że to kwestia Twoich uroczych dołeczków w policzkach?

 Tak, dołeczki wiele osób docenia (śmiech). Po prostu staram się oddzielać sport od życia prywatnego. Otaczam się wśród najbliższych osób i tylko z nimi utrzymuje bliższe kontakty. Z resztą osób chętnie porozmawiam na turnieju, pośmieje się, zapytam ,,co słychać”. Jest to bardziej powierzchowne, ale zawsze szczere z mojej strony. Uwielbiam się śmiać i myślę, że zarażam ludzi śmiechem. Potrafię rozluźnić atmosferę w najcięższych sytuacjach. Uważam, że to właśnie dlatego jestem tak pozytywnie odbierana.

Czego Ci można życzyć na rok 2016?

 Dużo odwagi i zapału w tym co robię!

W takim razie tego właśnie życzę. Mam nadzieję, że rok 2016 będzie najlepszym w Twojej dotychczasowej karierze.