Australian Open: Spełnione marzenia i jedna wielka polska rodzina

90
fot. Tomasz Iwański

Trzeci dzień eliminacji wielkoszlemowego Australian Open polskim kibicom dostarczył wielu wspaniałych emocji. Do decydującej rywalizacji o grę w turnieju głównym awansowali Iga Świątek i Kamil Majchrzak. Zacznijmy od przedpołudniowego starcia 17-latki z reprezentującą Hiszpanię Alioną Bolsovą Zadoinov. Pomyślicie: dziwnie brzmiące nazwisko, jak na reprezentantkę z Półwyspu Iberyjskiego. I będziecie mieli rację. Dziewczyna urodziła się 21 lat temu nie w jakimś Madrycie, tylko Kiszyniowie. Tak, tym w Mołdawii. Zapytacie: jakim cudem gra dla tego samego kraju, co Rafa Nadal? Otóż zacznijmy od początku. Jej matką jest wybitna skoczkini wzwyż Olga Bolsova, która wynikiem 1,94 m ustanowiła w 1996 roku halowy rekord Mołdawii, co dało jej wtedy brązowy medal Lekkoatletycznych Halowych Mistrzostw Europy. Jej tata? Vadim Zadionov trzykrotnie startował na igrzyskach olimpijskich na 400 m przez płotki. I jak dziewczyna mogła nie zostać sportowcem?

Presję widać miała sporą, bo za każdym razem, gdy choć trochę się pomyliła to jej tata, czy też trenerka Ana Alcazar byli… no powiedzmy, że nie wniebowzięci. To jednak na Idze mieliśmy się skupić. Na kort numer 11 wpadła wyluzowana i uśmiechnięta, ale i skupiona. Za nią szedł Piotr Sierzputowski i pomagający Polce w Melbourne i polecony przez Dawida Celta wieloletni współpracownik Agnieszki Radwańskiej – Jason Israelsohn, który zdecydował się pomóc Idze w zastępstwie Jolanty Rusin-Krzepoty, która praktycznie w ostatniej chwili musiała pozostać w Warszawie z powodów zdrowotnych. Australijczyk zna się na swojej robocie, ma tytuł doktora medycyny, a Agnieszce pomagał od kilku lat, na zmianę z Krzysztofem Guzowskim. Raz nawet w ramach zakładu wykąpał się w nie najcieplejszej wodzie, więc poczucie humoru ma, co w tej pracy jest nieocenione.

Iga Hiszpankę zna całkiem nieźle, bo grały ze sobą w zeszłym roku w Pelham. Polka powoli wchodziła w mecz, ale jak już weszła, to nie pozostawiła złudzeń. Bardzo dobrze było widać w tym meczu, jak ważne dla zawodnika jest wsparcie trenerskie.

Właściwie pierwszy raz spotykam się z takim czymś, że trener może coachować z ławki i może mówić cały czas między punktami. W tym przypadku to się przydało, choć zazwyczaj staram się z tego nie korzystać, bo mimo wszystko wolę się skoncentrować na tym, co się dzieje na korcie i też wiem, że sama zazwyczaj mam tyle pomysłów, że mogę znaleźć jakieś rozwiązanie. Dzisiaj był taki dzień, że naprawdę nie wiedziałam, co zrobić na returnie. Trener dodał mi trochę pewności siebie i powiedział co mogę poprawić.

Po zakończeniu pierwszego seta Polka przez kilka minut rozmawiała z trenerem Piotrem Sierzputowskim. Wspaniałe było to, że rady te od razu zostały przez Igę przeniesione na kort. Uspokoiła grę, przeniosła jej ciężar na inne aspekty i konsekwentnie realizowała plan, czasem tylko naginając się do okoliczności przyrody. Duża grupa rodaków z Polski i Australii przez kilka minut po spotkaniu cieszyła się wraz z zawodniczką z jej udanego występu. Ja osobiście dziękuję Piotrkowi za wsparcie w walce z palącym słońcem. Może nie wrócę do Polski wielokolorowy ;)

W pierwszym secie było bardzo trudno ją przełamać. W drugim także, ale tam popełniła już trochę więcej błędów, dlatego udało mi się go wygrać 6:2. Pierwszy set był naprawdę bardzo ciężki. Właściwie w najważniejszych momentach serwowała tak, że nie byłam w stanie nic z tego zrobić. Cieszę się, że na tie-breaka się skoncentrowałam i zdobyłam przewagę 4:0 z której było jej już ciężko wyjść.

Teraz Polka, już w swoim debiucie w dorosłym turnieju wielkoszlemowym, stanie przed szansą na awans do turnieju głównego Australian Open. Rywalką Polki będzie Amerykanka Danielle Lao. Mimo, że obie panie są na zbliżonej pozycji rankingowej, to piątkowa rywalka Polki jest od niej zdecydowanie bardziej doświadczona. W końcu dziesięć lat więcej w PESEL-u swoje robi.

To będzie bardzo ważny mecz i ciężki mentalnie. Gram z bardzo wymagającą przeciwniczką, więc będę musiała się bardzo mocno skoncentrować. Wygrywanie returnu z drugiego serwisu nie jest wcale takie proste, bo piłka leci w innym rytmie, niż ten do którego jestem przyzwyczajona. Myślę, że będę potrzebowała dużo koncentracji i zaangażowania, mimo tego, że ten serwis jest taki wolny. Też trzeba pamiętać o tym, że im wolniejsze uderzenie, tym ma się więcej pomysłów. A z tego mogą wyniknąć jakieś konflikty.

O to nie będziemy się spierać, bo wiemy jak to wygląda. Dodajmy tylko, że Amerykanka w całej swojej karierze nie posłała pierwszego podania szybciej niż 160 km/h, a miało to miejsce w 2017 roku podczas turnieju w Stanford.

Polka zauważyła także, że bardzo dla niej ważna jest obecność tak wielu polskich zawodników, którzy użyczają jej swojego ogromnego doświadczenia, nabytego przez lata startów w turniejach wielkoszlemowych (dla jednego z naszych zawodników będzie to już 60. turniej wielkoszlemowy!). Ale ona i tak najbardziej czeka na przyjazd Magdy Linette, która od czasu Pucharu Federacji w Tallinie jest bardzo bliska naszej młodej zawodniczce. Nie zapomniała też o fizjoterapeucie poznanianki, Aleksandrze Trzcińskim, który użyczy swych umiejętności i silnych rąk, gdy Jason będzie zajęty obowiązkami zawodowymi poza kompleksem Melbourne Park. Wszyscy tutaj są niemal jak jedna wielka rodzina.

W drugim polskim spotkaniu Kamil Majchrzak na korcie numer pięć mierzył się ze swoim starym znajomym jeszcze z czasów juniorskich. Z Amerykaninem Noah Rubinem Polak mierzył się jeszcze w czasach juniorskich, kiedy to pięć (!) lat temu rywalizowali ze sobą w Wimbledonie. Gdy zobaczyłem jak obaj bardzo się zmienili zdałem sobie sprawę jak wielkiego dokonali postępu. Wstawiłbym fotkę sprzed pięciu lat z tego meczu, ale nie chciałbym, żeby później Kamil miał mi to za złe ;)

Obydwoje w ciągu pięciu lat bardzo ewoluowaliśmy. Jako zawodnicy i mężczyźni. Noah jest wyżej ode mnie, jest lepszym zawodnikiem jeżeli chodzi o jego zwycięstwa i turnieje, w których mógł brać udział, czy zawodników, których pokonywał. Jeśli mnie pamięć nie myli w zeszłym roku nawet z Johnem Isnerem wygrał, więc to jest świetne zwycięstwo. Oczekiwałem bardzo trudnego meczu i myślę, że nie byłem stawiany w roli faworyta tego spotkania, co zresztą początek pokazywał. W pierwszym secie na początku ledwo trzymałem swoje serwisy. Trochę grałem źle taktycznie. Trochę musiałem się przeorganizować i przyzwyczaić do jego gry. Na szczęście przeorganizowałem się szybko przy de facto 3:5, a tak naprawdę 4:5, gdzie zacząłem grać trochę bardziej agresywnie i trochę bardziej do jego forehandu. Bardzo niewygodnie było mi grać po jego piłkach posyłanych z backhandu. Od tego momentu ograniczyłem też zdecydowanie niewymuszone błędy. Zacząłem lepiej serwować i returnować i zrobiła się zupełnie inna gra. Zacząłem rozdawać karty na korcie i kontrolować wydarzenia. Czułem to, że on nie wie co się dzieje i jest trochę bezradny. Na szczęście utrzymałem to do końca i dobiłem go w pierwszych możliwych momentach.

Spotkanie pomiędzy tymi dwoma dobrymi znajomymi dostarczyło wielu tenisowych wrażeń. Styl Kamila znamy, jest ogromnym pracusiem na korcie, przebija praktycznie każdą piłkę i stara się zmusić rywala do błędu. Dzięki temu wymiany były długie, a odbicia soczyste. Rubin dostosował się do stylu Polaka, jednak później set zaczął mu trochę uciekać. W II secie Majchrzak tak, jak obiecywał, tak zrobił. Kontrolował to spotkanie do końca. Po meczu gratulacje Piotrkowianinowi złożył Łukasz Kubot, a w kolejce po autograf, czy zdjęcie ustawiła się imponująca kolejka Polaków.

Tym samym w III rundzie eliminacji mamy dwójkę reprezentantów Polski. W piątek rywalizację rozpocznie Iga Świątek, która zagra z Lao na korcie numer 8 ok. pierwszej czasu polskiego. Ok. 3 w nocy do walki o turniej główny stanie Kamil Majchrzak. Polak zagra z Matsem Moraingiem i jak podkreśla Polak w tym starciu szanse będą wyrównane.

Dla takich momentów gra się w tenisa. Dam z siebie wszystko, powtórzę wszystkie swoje rutyny i mam nadzieję, że się powiedzie. Jak nie to będę czekał na lucky loosera (śmiech). Ale nic jeszcze wielkiego nie zrobiłem. To tylko mały kroczek w kierunku do celu. Jestem fizycznie bardzo dobrze przygotowany. Niemiec bardzo dobrze serwuje, muszę go zniwelować. Liczę, że przyzwyczaję się do jego lewej ręki i dobrze będę returnować. Wszystko się zacznie od returnu i tego jak będę rozgrywał punkty. Muszę mu pokazać, że jestem nie do złamania i że każdy return będzie wracał.

Na środku kortu Margaret Court Arena odbyła się natomiast ceremonia losowania. Karolina Woźniacka poopowiadała trochę o tym, że z trofeum za zeszły rok to rzadko się rozstaje, ale z polskiej perspektywy najważniejsze są trzy informacje. Primo. Magda Linette zagra z Naomi Osaką. Będzie ciężko, ale pamiętajmy, że Polka pokonała sympatyczną Japonkę jeszcze zanim tak wzniosła puchar za zwycięstwo w US Open. Hubert Hurkacz wylosował Ivo Karlovicia, więc będzie to coś w stylu Tolkienowskich „Dwóch Wież”. Tyle, że wyżej i mocniej. Po trzecie, pogdybajmy, całkiem nie najgorsze życie w głównej drabince mają kwalifikantki, więc jeśli Iga Świątek wywalczy sobie awans, na pewno nie będzie, bądź nie powinna być skazana na pożarcie. Wszystko rozstrzygnie się w piątek. A przecież czworo singlistów w głównym smakuje (co najmniej!) dwa razy lepiej, niż tylko dwoje, prawda? ;)

Z Melbourne dla TenisNET: Piotr Dąbrowski