ATP Paryż: Janowicz po dobrym spotkaniu odpada w I rundzie!

28

Jerzy+Janowicz+BNP+Paribas+Masters+Day+4+QLgZKyzC6y6lBercy. Jak wiele emocji, radości, ale też bólu i smutku wiąże się z imponującą swoimi rozmiarami halą widowiskowo-sportową w pobliżu dworca Lyońskiego. Szczególnie dla pewnego 24-letniego łodzianina, którego talent i lata ciężkiej pracy wydały jakże słodki owoc przed dwoma laty. Wtedy to na korcie centralnym Janowicz w finale mierzył się z wielkim-małym Hiszpanem – Davidem Ferrerem. I mimo, że przegrał w dwóch setach 4:6, 3:6 pokazał, że potrafi jak równy z równym rywalizować z wielkimi tenisowego świata. Oby w tym roku historia zatoczyła koło. Od historycznego dla białego sportu w Polsce Janowiczotygodnia (tak bowiem do dziś wspominają tamten okres obecni w biurze prasowym dziennikarze) minęło już bowiem dwa lata. Jak wiele się też przez ten czas zmieniło. Łodzianin dojrzał, stał się pewniejszy, mniej polega na emocjonalnych zrywach, a bardziej na treningu i podnoszeniu tenisowych umiejętności. Jerzy po prostu dziś wie czego chce, jest świadom tego jak wiele osiągnął, ale to mu nie wystarcza, chce wciąż więcej i więcej. Miejmy nadzieję, że występ w Bercy chociaż nieco ten jego niepohamowany głód zwycięstw nasyci.

 

Po wielkich problemach zdrowotnych, które stały się przekleństwem i mantrą całego obozu 24-latka, powoli widać jednak, że kontuzje pleców, nadgarstka, czy stopy odchodzą w niepamięć, aby zrobić miejsce konsekwentnej grze, która w połączeniu z zawsze pewnym i mocnym serwisem da, tak nam ,jak i Janowiczowi, raz jeszcze poczuć, że piękna hala w Bercy jest dla urodzonych nad Wisłą szczęśliwa.

Już pierwsze piłki meczu I rundy turnieju BNP Paribas Paris Masters 2014 pokazały, że tak jeden, jak i drugi tenisista przyjechał do Paryża po coś więcej. Wyraźnie widać było, że żaden z nich nie zamierza odpuścić ani na sekundę. Dzięki temu na korcie mogliśmy oglądać piękne wymiany ponad dwumetrowych gladiatorów. Dysponując podobnymi warunkami fizycznymi oraz zbliżonym repertuarem uderzeń o wyniku meczu zdecydować miało to, kto wyjdzie poza sprawdzony schematy i zdecyduje się grać i zaatakować nieszablonowo. Janowicz po raz pierwszy od dłuższego czasu grał z pełnym przekonaniem, a co za tym idzie wielokrotnie przyszło mu podejmować decyzje ryzykowne, które na szczęście częściej przynosiły upragniony punkt, aniżeli powodowały jego utratę.

 

Choć przewagi punktowej nie mógł sobie wypracować żaden z nich, to z wysokości trybun nie nożna było nie zauważyć, że łodzianin znacznie bardziej wierzy w swoje umiejętności i gra z większym przekonaniem, niż Amerykanin. Ofensywne akcje w końcu zaczęły przynosić zyski. W jedenastym gemie Polak posłał kilka bomb z forhendu, na co żadnej odpowiedzi Querrey znaleźć nie mógł, Ostatecznie Janowicz, choć jeszcze nie wygrał seta, zdał sobie sprawę, że rywal jest tego dnia wyraźnie „do przejścia”. Koniec partii to popis serwisowych talentów 23-latka. Jerzy wprowadzał piłkę do gry tak, że Querrey wielokrotnie nie wiedział co z tak dobrze zagranym podaniem zrobić. Zazwyczaj odgrywał lekko na środek kortu, a z takowymi piłkami Jurek bardzo dobrze wiedział co ma zrobić. Tie-break był wielką wojną nerwów, z której zwycięsko na ogół wychodził 23-latek. Janowicz grał tak ofensywnie, że powiedzieć, że wywierał presję na rywalu to tak naprawdę nic nie powiedzieć. W końcowym fragmencie seta „poor” Sam (jak go określiła widownia) bez celu snuł się po korcie ze zdenerwowaniem w oczach obserwując, jak jego oponent niemal unosi się na korcie. Amerykaninowi tak ciążyła presja, że ostatni punkt I seta podarował Polakowi za darmo, nie będąc w stanie umieścić piłeczki w karo serwisowym. Wyraźnie naelektryzowany Janowicz właśnie wtedy uwierzył, że Querrey nie gra w to poniedziałkowe popołudnie w tej samej lidze co Polak.

 

Drugi set dla Jerzego rozpoczął się jednak niepomyślnie. Najpierw Sam przełamał podanie Polaka, by później w ładnym stylu wygrać własne podanie. Na szczęście powróciła dyspozycja serwisowa łodzianina, który jednak nie potrafił przekuć przewagi sytuacyjnej na wynik punktowy. Ostatecznie dzięki odrobinie szczęścia Polak systematycznie powracał na właściwe tory. Mogąca pomieścić 14 tys. widzów hala Bercy przy akompaniamencie około 2-2,5 tys. kibiców do walki niosła Janowicza. Francuzi wyraźnie trzymali stronę chłopaka, który przed dwoma laty dał im tyle radości. Ten chciał się im odwdzięczyć świetnym widowiskiem, co nie zawsze się jednak udawało.

 

Właśnie niewymuszone błędy były przyczyną porażki Polaka w II secie. Querrey grał swoje, nie pokazując nic ponadto z czego był powszechnie w tenisowym świecie znany. Niczym Janowicza nie zaskoczył, ale, co nieco zastanawiające, łodzianin także niczym nie zaskoczył Amerykanina. Obaj grali to co potrafią najlepiej, do bólu stosując przetarte schematy. Różniła ich jednak determinacja, której Janowicz miał zdecydowanie więcej. Chciał, bardzo chciał i może właśnie to nieco sparaliżowało ruchy Polaka wtedy, kiedy rozstrzygały się losy drugiej partii. Bo chociaż wciąż potrafił świetnie zaserwować, utrzymać podanie i walczyć do upadłego, to cóż z tego, skoro dał się przełamać o jeden raz za wiele. „Nie no, nie mogę” dało się słyszeć po kolejnym zagraniu Querrey’a, który za nic nie miał zamiaru rezygnować. Wtedy kiedy Polak najmniej tego potrzebował Amerykanin wrzucł wyższy bieg i już do końca trzymał 23-latka na dystans, któemu już do końca seta nie pozwolił na nawiązanie walki.

 

Ostatnia, decydująca partia nie różniła się wiele od uprzednio rozegranych gemów. Wciąz był to spektakl serwujących. Jednak Janowicz dodał do swojego poniedziałkowego repertuaru jeden element – drop shoty – i to właśnie dzięki nim zaczął zdobywać przewagę. Oczywiście, ryzyko przy tej wadze spotkania było niebotyczne. Ale Jerzemu wyraźnie sprzyjało dzisiaj szczęście. Głębokie westchnięcia Polaka miały tylko rozładować gęstniejącą z minuty na minutę atmosferę. Co więcej, pozwoiły one Janowiczowi uspokoić się wewnętrznie, co w dwóch wcześniejszych spotkaniach było kluczem do zwycięstwa nad Amerykaninem. Teraz niestety zrobiło się nieco niebezpiecznie. Querrey przełamal Jerzego i zyskał nad nim przewagę nie tylko punktową, ale także psychologiczną.

 

Przy stanie 1:3 w trzecim secie wielu polskich kibiców zapewne odsłałaby Polaka lotem powrotnym do Łodzi. Jurek jednak rzucił na kort wszystkie ( który to już raz!) pozostające mu w zanadrzu siły i we wspaniałym stylu przy akompaniamencie celnego serwisu powoli wychodził z trudnej sytuacji. Jednak mimo ambitnej postawy Polaka kolejne punkty serwisem zdobywał Sam. Nagle jednak Jerzy zagrał wspaniale po linii co na chwilę ponownie pozwoliło uwierzyć.  Niezwykle funkcjonowało podanie Jurka, dzięki któremu wygrał siódmego gema. Później jednak niepodzielnie panował Querrey, czego uwieńczeniem był koniec seta. Polak tym samym nie obroni wywalczonych przed rokiem 90 punktów rankingowych, przez co zanotuje kolejny spadek w rankingu. Poza tymto nie Janowicz, a Amerykanin stanie naprzeciw rozstawionego z numerem dwunastym Feliciano Lopeza.

 

Jerzy Janowicz – Sam Querrey 7:6, 2:6, 4:6

 

 

Z Paryża dla TenisNET: Piotr Dąbrowski