ATP 2011/2012

50

„Trudno uwierzyć, że tuż po zakończeniu sezonu trzeba niemal od razu rozpoczynać przygotowania do następnego” – napisał na facebooku Paul Annacone. Przerwa tenisistów trwać będzie ledwie 5 tygodni, a dla uczestników finału PD będziesz jeszcze krótsza. Bez wątpienia, ile by tego odpoczynku nie było, to grudzień jest idealnym momentem, by pewne rzeczy podsumować, a z innymi nieco wybiec w przyszłość.

 Sezon 2011 nie był rokiem owocnym w wielkie tenisowe widowiska, ani w spektakularną zmianę głównych „dzielących łupy”. Od kilku lat utrwalił się pewien model Top-4 plus reszta. Mijający rok potwierdził te układ, a jeżeli się coś zmieniało  (w zasadzie nie tak znowu mało) to tylko wewnątrz tej „królewskiej” rywalizacji.

Andy Murray nieśmiało starał się zaskoczyć. Spektakularnych zwycięstw jednak nie odnotował, skończyło się jednak na imponującym i obiecującym osiągnięciu: półfinały wszystkich 4 turniejów wielkoszlemowych (finał w Australii). Jak słowo „obiecujący/o” przewijało się we wszelakich notatkach na temat Szkota, tak mijający rok nie pozwolił nam na wykreślenie tego terminu z „profilu” Andy’ego. Rok 2012 będzie już „kolejnym” rokiem przełomu w karierze 24-letniego już tenisisty. Nie podejmę się jednak jakichkolwiek proroctw, bo czyniąc to od kilku lat czuję, że popadam w pewną, trudną później do przezwyciężenia, rutynę. Jak do tego sezonu głównym, obok Murraya, pretendentem do nadgryzania monolitu „Fedal” był Novak Djoković, tak teraz ten układ należy trochę przeredagować. Żelaznym „tym trzecim” został Roger Federer. Był wprawdzie taki moment, kiedy Szwajcar wypadł poza podium (po raz pierwszy od 2003 roku), ale znakomitą końcówką roku nie pozostawił jednak większych złudzeń obywatelom Wysp Brytyjskich, iż ich faworyt ciągle musi się dużo uczyć. Szwajcar w tym roku grał bardzo dobrze, co o dziwo nie przełożyło się na choćby jednego Szlema. Tak więc, na 17 tytuł z serii tych najcenniejszych w tenisowym Świecie, trzeba będzie jeszcze poczekać. Rozmaite opinie ekspertów i byłych tenisistów zgodnie uważają, że już niedługo. Tim Henman głęboko wierzy w powrót 30-letniego Helweta na tenisowy tron. Trochę bardziej powściągliwy jest Rod Laver, chociaż też wyraźnie zasugerował, że 2-letnia wielkoszlemowa posucha Federer powinna w 2012 roku znaleźć swój koniec. Czy ciężko pracujący, pod skrzydłami Paula Annacone’a, Federer wreszcie przekłuje ciężką pracę i niezłą formę w wielkoszlemowy skalp? Jest to bez wątpienia jedno z kilku najciekawszych pytań dotyczących zbliżającego się sezonu.

Rywalizacja Novaka Djokovicia z Rafaelem Nadalem była głównym tematem 2011 roku w męskim tenisie zawodowym. Serb zmienił Szwajcara w roli największego zagrożenia dla 25-letniego tenisisty z Manacor. Bez odrobiny przesady można pokusić się o opinię, że wypadł zdecydowanie lepiej od 16-krotnego Mistrza Turniejów Wielkoszlemowych. Djoković wygrał wszystkie 6 meczów, jakie przyszło mu w tym roku z Nadalem stoczyć. Mało tego, każdy z tych pojedynków to był finał turnieju (na 3 różnych nawierzchniach), a w 2 przypadkach (Wimbledon i US Open) był to decydujący mecz o tytule wielkoszlemowym. „Teraz to Rafa jest w butach Rogera” – krzyczały media, zacierając przy okazji ręce na kontynuację tej rywalizacji w 2012. Nie musi to być jednak wcale takie oczywiste. Końcówka sezonu pokazała, że paliwa w zbiornikach jednego i drugiego nie ma, a nikt tak naprawdę nie wie, jak daleko znajduje się najbliższa stacja benzynowa. O ile Nadal przez wiele lat udowadniał, że nie ma problemów z regeneracją nawet po najcięższych bataliach, o tyle forma fizyczna Djokovicia powinna być głównym zmartwieniem obozu Serba i główną niewiadomą nadchodzącego sezonu. John McEnroe powiedział wprost „Boję się o przygotowanie fizyczne Nole w 2012 roku„. Wtóruje mu inna legenda dyscypliny, John Newcombe. Australijczyk, na łamach „The Age” wyraził wręcz przekonanie, że niebywale skuteczna i obfitująca w ogromne obciążenia fizyczne, forma Sera z mijającego roku, przyniesie okrutne w skutkach żniwo w roku 2012. Bardziej  życzliwi dwójce herosów cyklu ATP bronią Nadala i Djokovicia, podając jako argument ich młody wiek. 24 i 25 lat to faktycznie najlepszy czas do osiągania wielkich wyników, pytanie tylko, czy metryka w tym przypadku nie kłamie? Nadal ma za sobą 7 sezonów w zawodowym tourze, podczas których wygrał morze tytułów, ale też i zostawił na korcie cały ocean zdrowia i maksymalnego zaangażowania. W kończącym się roku coraz powszechniejsze były obrazki Hiszpana cierpiącego na korcie, mającego problemy z prowadzeniem wymian w tempie „normalnym” dla tenisistów jego formatu. Z reguły kończyło się to fatalnie. Jesienią, w meczach z Murrayem i Federerem, Rafa oddawał sety do „0”. Sam Hiszpan jest jednak optymistą i kto wie, może dzięki tak charakterystycznej dla niego determinacji i ambicji, znowu będzie przenosił tenisowe góry? W przypadku Djokovicia taki scenariusz też jest możliwy, jednak wątpliwości jest jeszcze więcej. W styczniu Serb eksplodował z nieziemską formą, wygrał 41 pierwszych meczów w sezonie, zdominował rozgrywki aż do US Open włącznie. Przez cały ten czas rozpisywano się o cudownym lekarstwie, jakim okazała się bezglutenowa dieta autorstwa Igora Cetojevicia. W lipcu opuścił on jednak obóz Novaka, a kilka tygodni później organizm nowego Numeru 1 zaczął upominać się o swoje. Rachunek zawierał kontuzje pleców, barku i ból kolan, co brutalnie przełożyło się na wyniki. Miał być najlepszy sezon w historii, ale z bilansem gier 70-6 można go uplasować w gronie „jednego z najlepszych”, co też nie jest wynikiem złym. Czy zdrowie dopisze w kolejnym sezonie? Moim zdaniem to główny znak zapytania zbliżającego się sezonu.

Na zapleczu rywalizacji największych grali też inni, jedni wracający do formy, inni podnoszący poziom, ale jednak nie na tyle, by zapukać do bram Top-4. Znakomity sezon rozegrał David Ferrer, jednak najjaśniejszym punktem szerokiej czołówki okazał się Jo-Wilfried Tsonga. Francuz jest jednym z nielicznych graczy, którym udało się pokonać w turnieju wielkoszlemowym każdego z 4 liderujących tenisistów. W tym roku to właśnie „Muhammad Ali tenisa” pozbawił Rogera Federera marzeń o 7 tytule w Wimbledonie. Co bardziej nobilitujące dla Jo, odrobił  on stratę 2 setów w pojedynku z 30-letnim Helwetem. Jeszcze lepiej Francuz spisywał się jesienią, gdzie oprócz sukcesów w Metz i Wiedniu, docierał do finałów w Bercy i Londynie. W jednym i drugim przypadku musiał jednak uznać wyższość podrażnionego Federera. W 2012 roku Tsonga da nam odpowiedź, na ile jego dobre wyniki z końca roku wynikały z własnej dyspozycji, a na ile był to efekt „odciętego prądu” u najgroźniejszych rywali. Próbę powrotu do czołówki podjął Juan Martin del Potro. Popularny „Palito” grał poprawnie, ale nie był w stanie odzyskać jeszcze błysku z sezonu 2009. Powrót w okolice Top-10 to zapowiedź idealnego miejsca do ataku w 2012.

Na koniec trochę o młodej nadziei. Bernard Tomic przekroczył kolejne granice na drodze ku bogatemu tenisowemu CV. Najpierw awans do Top-100, później ćwierćfinał Wimbledonu, gdzie pokonał m.in Robina Soderlinga. Powalczył też z Nadalem w Australii, w kolejnych miesiącach urwał po secie dla Djokovicia i Federera. Obecnie jest 42 tenisistą rankingu i odważnie zapowiada, że przed 20 urodzinami chce być graczem najlepszej „10”. Powodzenia!