Debel, czyli zabłyśnij w duecie. Część druga – okiem serwującego.

125

No i nadeszła Twoja kolej. Trzy osoby w skupieniu czekają na to, co zagrasz. Przynajmniej trzy, oczywiście, bo istnieje przecież niezerowa szansa, że tematem zainteresowani będą kibice, o ewentualnych sędziach nie wspominając. W każdym razie nadeszła Twoja kolej, by rozpocząć własnym serwisem wymianę w grze podwójnej.

httpv://www.youtube.com/watch?v=IMVRF8FwucQ

Hmmm, sytuacja tylko pozornie jest komfortowa. Bo z jednej strony niewątpliwie to Ty za chwilę będziesz mieć wraz z partnerem (rodzaju męskiego będę tu używać dla uproszczenia, wszystkie partnerki z góry proszę o zrozumienie) szansę zyskać inicjatywę. I nie oddać jej do końca trwania wymiany. Z drugiej – ciężko jest uciec od presji. Bo przecież jeżeli własnego serwisu nie należy przegrywać, tym bardziej nie należy przegrywać własnego serwisu w deblu. A już zrobić „debla w deblu”, to obciach podwójny!

No dobra, żartowałem, nie jest znowu tak źle z tą presją. Pewnie, że trudniej jest w deblu odrobić breaka, ale przecież nie jest to Mission Impossible. Tym bardziej że, pomijając zawodowców, naprawdę niewiele spotkałem par zabójczo skutecznie egzekwujących ofensywną taktykę własnego podania. Szansę są zatem na odrabianie strat, ale naturalnie znacznie lepiej jest uciekać z wynikiem, niźli wynik gonić. Tym bardziej, że w deblu wynik ucieka zadziwiająco szybko. Bo i sama gra jest szybsza, wymiany bardziej dynamiczne. Mniej jest, moim zdaniem, możliwości żonglowania rozwiązaniami taktycznymi w celu odwrócenia losów meczu, choć jest oczywiście kilka typowych dla gry podwójnej. Rozwiązań,  które z pewnością jeszcze opiszę, choćby w odcinku poświęconemu partnerowi osoby serwującej.

Wróćmy do konkretów. Stajesz na linii końcowej, już niekoniecznie w pobliżu jej środka, jak to czyni się w grze pojedynczej. Zrób przynajmniej jeden śmiały krok w bok, w kierunku narożnika. Jeżeli masz życzenie przesunąć się jeszcze bardziej – śmiało! Możnaby i w zasadzie serwować niemal z korytarza, gdyby nie jeden drobny szczegół. Bo z jednej strony od środka warto się odsunąć, tam ma czyhać Twój partner. Z drugiej strony – zalecam: niech Twój przeciętny serwis deblowy zmierza w kierunku wewnętrznej linii kara serwisowego. Dlaczego? Czysta geometria kortu. Osoba odbierająca ciasny serwis na zewnątrz ma wbrew pozorom ciekawe opcje do wyboru: minięcie wzdłuż korytarza albo ciasny kros. Obydwa warianty wyjątkowo dla Was niekorzystne, bo pierwszy wymusza na partnerze wzmożoną czujność w okolicach korytarza, co siłą rzeczy wyklucza aktywność na środku siatki. Drugi – wiadomo. Może być zabójczy dla Ciebie, jako że dopiero jesteś w drodze do siatki. A w każdym razie byłoby miło Cię tam widzieć, ale o tym za chwilę. Jakie możliwości daje return ze środka kortu? Minięcie środkiem, gdzie powinien czekać Twój partner, względnie miękka wrzutka pod Twoje nogi, niełatwa zresztą. Prawdopodobieństwo minięcia w którykolwiek z korytarzy przy tej pozycji maleje znacząco. O lobach nie wspominam, bo takie rozwiązanie, w przypadku returnu raczej w wersji mocno defensywnej, możliwe jest zasadniczo w każdym wariancie.

Podsumowując – stań w maksymalnie przesuniętej względem linii bocznej pozycji, z jakiej potrafisz swobodnie zaserwować do środka kortu. I pod żadnym pozorem nie zmieniaj pozycji dla różnych rodzajów podania. Takie przesunięcia to jak szczera informacja dla odbierającego, że szykujesz mu „niespodziankę”.

Rotacje serwisowe już przerabialiśmy, więc można temat przerobić szybko. Po pierwsze serwować z rotacją w deblu warto. Zawsze. Bo, owszem, jeżeli masz dobrą płaską bombę, to możesz dla pierwszego podania w sumie zrobić wyjątek, ale korzyść będzie tu niższa niż w singlu. Dlaczego? „Bo debel to gra pozycji, nie uderzenia”, jak mawia cytowany ostatnio przeze mnie często Brent Abel. Podpisuję się pod tymi słowami. Graj zatem pierwszy serwis pewnie, z rotacją, bo po pierwszym zawsze łatwiej zyskać przewagę pozycyjną. Psychologia. Wybieraj raczej kick serwis, jeżeli Twój repertuar zawiera wersje kick i slajs na podobnym poziomie opanowania. Odbierającemu znacznie trudniej będzie odegrać piłkę pod Twoje nogi z poziomu swojej głowy, pod dynamicznym koźle, niźli z niskiej piłki, jakkolwiek również niewygodnej. Dodatkowa rotacja boczna na pewno też nie zaszkodzi – sam miałem z taką sporo problemów ostatnio.

Co należy zrobić bezpośrednio po uderzeniu? Wiadomo. Jeżeli nie z dobrej praktyki, to przynajmniej na podstawie moich luźnych sugestii ;-). Należy zatem biec do siatki. Moim zdaniem – do momentu, gdy będziesz w odległości około metra od siatki, choć na ten temat będę się jeszcze spierał na łamach bloga z Brentem.

Nie, żebym ja od samego początku miał we krwi bieganie do siatki. Skądże znowu. Były zwyczajnie czasy, gdy człowiek nie miał odpowiednich warunków fizycznych i taka taktyka zwyczajnie się nie opłacała. Jak się wówczas grało? Ano tak, jak to czasem i dziś widać na kortach. Dwie osoby przy siatce, pół jeszcze biedy, jeżeli aktywne, straszące, a nie zasypiające na stojąco. I dwójka wymieniająca ze sobą krosy w nieskończoność.

O! W tym miejscu, nie ma rady, uraczyć Cię muszę mrożącą krew w żyłach opowieścią z lat dziecięcych. Mecz drużynowy, z sąsiadami zza miedzy, Goplanią Inowrocław, o przepustkę do rozgrywek centralnych. Goplanią, która do tej pory ogrywała nas jak chciała. Format meczu ówcześnie obowiązujący, 4 single „męskie” (dobrze powiedziane!:-)) i dwa deble, oraz odpowiednio dwa single i jeden debel płci pięknej. Po singlach – katastrofa! 2-4 w plecy. Skad mojego debla to ja w wieku lat trzynastu, rok młodszy partner, przeciwnicy odpowiednio po dwa lata starsi, zdecydowanie bardziej zahartowani w bojach. Gdy w trzecim secie przegrywaliśmy 1-4, cały mecz wydawał się już być pozamiatany. Nie pamiętam, czy my sami wierzyliśmy jeszcze w comeback, jak to teraz niektórzy mówią. Nie pamiętam też, w którym dokładnie momencie zaczęli nam towarzyszyć dokładnie wszyscy pozostali zawodnicy i trenerzy, i kiedy trafiła do nas radosna, ale i obciążająca nieco informacja, że nasze dziewczyny wygrały, jest 4-4 w całym meczu, i nasz debelek rozstrzyga. Chyba już było wówczas „wyciągnięte” na 5-4 w trzecim secie. Do dziś za to pamiętam uczucie przy 40-15 (ja serwowałem). „Jak najszybciej zagrać ten punkt, mieć to już za sobą!”. I chyba wyszło za szybko, zgodnie z przysłowiem, takim o pośpiechu i diable :-). Przy 40-30 myśl krążyła już inna, charakterystyczna dla tzw. hebla. „Byle tylko nie zrobić teraz błędu”. Odbierający cieszył się zasłużoną renomą „cykacza”, czyli grającego niezwykle regularnie, bez ułańskiej fantazji, przynajmniej w takich momentach jak opisywany. Ja…. hmmm. W zasadzie chyba też. No to pograliśmy sobie krosa bekhendowego, obaj oburęczni. Partnerzy stali jak sparaliżowani, mój ponoć modlił się, żebym wytrzymał, jeżeli dobrze pamiętam pomeczowe relacje. Wymiana, trwała… nie mam pojęcia, jak długo, jeżeli zapytasz o moje subiektywne odczucie, to wyjdzie, że chyba z 15 minut. Ale musiała na pewno trwać w nieskończoność, skoro mój rywal ostatecznie ruszył do siatki…

Miękki, ciasny passing shot w korytarz chyba nie wywołał we mnie jakichś szczególnych dodatkowych emocji, a atak dodatkowej presji. Uderzałem już wtedy niemal jak na treningu, bo i niezłym treningiem bekhendu po krosie była poprzedzająca minięcie wymiana.

Tak oto wygrałem jeden z najważniejszych moich meczów w grze podwójnej, całkowicie ignorując zasadę, do realizowania której gorąco Cię namawiam. Pewnie, nie bez przyczyny wielu z nas ociąga się z natychmiastowym atakiem do siatki. Przyczyny są różne. Najczęstsza to problemy z wolejem, nierzadko też serwisem, czasem może to być respekt przed minięciami przeciwnika, a bywa i tak, że zwyczajnie brakuje prawidłowego odruchu.

Elementy taktyczne tego typu warto trenować. Gra w „mały tenis”, na jedno karo serwisowe, oczywiście z wolejem. Kto serwował, zazwyczaj swobodnie wygrywał wymianę, o wygranych setach (typu ping-pongowego, np. do 11) decydowały pojedyncze mini-breaki. Nudne to? W żadnym wypadku! Graliśmy w takie meczyki przez lata na rozgrzewkach, zawsze z wypiekami na twarzy. A odruch ataku się utrwalał. Można też ćwiczyć atak po serwisie na kortach do mini tenisa, skróconych, albo zwyczajnie, serwować z linii kara i biec do siatki, na krótszym dystansie.

A w meczach nie bać się. Bo to dobry kierunek rozwoju, choć może obfitować w wiele błędów, kiksów, zwątpień po minięciach. Wiele przegranych wymian. Jak zawsze, gdy wcielamy w życie coś nowego.

Ja dziś z pewnością inaczej rozegrałbym tamten ostatni punkt. Dysponując obecnymi warunkami fizycznymi i obecnym doświadczeniem deblowym.

Współpracę z partnerem podczas ewentualnych niestandardowych ustawień na potrzeby niniejszego odcinka pomijam, muszę wszak zostawić sobie garść akapitów na odcinek tej osobie właśnie poświęcony, a siłą rzeczy będący jakby mniej płodnym tematem.

Ostatnia, dość ważna uwaga. Gdy już zakodowane masz, że krok w kort po wykonaniu serwisu jest pierwszym krokiem w biegu do siatki. Gdy do siatki udało się już Tobie wyskoczyć. Pierwszy wolej zazwyczaj nie jest kończący. Jeżeli nawet Twój serwis kompletnie zaskoczył odbierającego i otrzymaliście w prezencie wystawkę, na pewno zatroszczy się o nią Twój partner. Zazwyczaj jednak będzie to mniej lub bardziej udany krosowy return, czasem ciasny, pod nogi, czasem mocny. Nie staraj się pierwszym wolejem zakończyć wymiany. Odegraj długą, krosową piłkę. I niech teraz rywal martwi się, co z taką piłką zrobić. Wierz mi, nie jest to łatwy dylemat.

Bo przecież ogarniacie z partnerem w tym momencie około 80 procent powierzchni kortu! A statystyki mówią, że trafić w pozostałe 20 przy dynamicznej wymianie to nie lada sztuka. Ale to już przecież nie Twoje zmartwienie! Tobie już więcej niż połowę pracy udało się wykonać optymalnie.

—-
zapraszam na http://tenisowy.bloog.pl